Foto:
Wyk. Tadeusz Zieliński
Na zdjęciu - kol. Adam Leks
ROZMOWY KTÓRE MIEWAŁ
KRÓL SALOMON MĄDRY
Legenda o (nie) św. Wojciechu czyli rzecz o gen. Jaruzelskim
W niedzielę przypadać będzie 28. rocznica wybuchu stanu wojennego. Oceniając motywy kierujące gen. Wojciechem Jaruzelskim w czasie jego wprowadzania, większość ludzi za dobrą monetę bierze to co o tym smutnym wydarzeniu sprzed lat sądzi teraz jego autor. Zapominają oni jednak o tym, że Jaruzelski w zależności od zmieniających się okoliczności mówi za każdym razem co innego, czyli ciągle zmienia swoje wersje "jedynej " i "ostatecznej" prawdy. Typowy objaw u komunistów - kłamców do kwadratu. W moim niedługim życiu słyszałem już jej różne wersje - a to o Konradzie Wallenrodzie zakonspirowanym w najściślejszym gronie kierowniczym PZPR-u z niecierpliwością wyczekującym swojej kolei w rządach, aby to wszystko jak najrychlej rozpiep... . A to o polskim generale-patriocie, który wprowadzając stan wojenny uratował swój niewdzięczny naród od jeszcze większej zguby i powiódł go dalej (per aspera ad astra) drogą pełną cierni do zbawiennych rozmów okrągłego stołu. A to o sprawiedliwym ministrze obrony narodowej, który w grudniu 1970 r. potajemnie pozamieniał swoim żołnierzom naboje, aby nie mogli powystrzelać słusznie protestujących robotników (późniejsze ofiary świadczą o tym, że jednak nie zdążył chyba podmienić ich wszystkim). Stąd pochodzenie oraz dalsza droga życiowa późniejszego Duce cały czas pozostają dla nas zagadką i nie przestają wciąż zdumiewać i szokować.
Jakże można zostać komunistą, będąc jednocześnie wychowankiem dobrego domu pełnego szlacheckich tradycji patriotycznych, ciepła oraz po edukacji odbytej w najlepszych szkołach zwłaszcza w czasie, kiedy własny ojciec umiera jako jedna z jego ofiar? Wymaga to chyba jednak głębokiej metamorfozy i zaparcia się wszystkiego, w co się do tej pory wierzyło. No i wielkich ambicji oraz udowodnienia sobie i światu, że mimo braku "właściwego" pochodzenia i drogi syberyjskiego katorżnika ja wam jeszcze pokażę! Tylko żeby te zamierzenia mogły się spełnić, trzeba było podjąć służbę we wrogich Polsce organach NKWD, których jak dowiodły badania był tajnym współpracownikiem, stąd jego tak "wystrzałowa" kariera w polskojęzycznych oddziałach Armii Czerwonej zwanych Ludowym Wojskiem Polskim. Wprowadzanemu systemowi zaprzedał duszę i ciało, o czym świadczy walka z wrogiem klasowym w postaci "leśnych band", co znalazło odbicie w późniejszym częstym chełpieniu się tym faktem przy okazji obchodzenia jakichkolwiek świąt. Dalszy jego awans, tym razem w służbie cywilnej świadczy o tym, że musiał gorliwie wypełniać wszelkie polecenia swoich mocodawców jak i to, że w Moskwie miał szerokie plecy. No i dużą inteligencję oraz erudycję, bo na głupców i nieuków towarzysze radzieccy by nie stawiali. Do tego dochodzi jeszcze wielka sprawność w intrygach pałacowych, które w zdobywaniu władzy grają niebagatelna rolę. Umiejętność przypodobania się tłumom, dobry "bajer" czyli trochę pucu jak to mawiał Dyzma też nie zawadzi, co niejednokrotnie Jaruzelski podkreślał w swoim życiu i wciąż to udowadnia. Przekazanie zaś władzy w odpowiedniej chwili swoim agentom i nazwanie tej komedii transformacją ustrojową spowodowało, że "czerwonoskóry" generał mógł gładko wywinąć się od wszelkiej odpowiedzialności i obecnie w spokoju ducha na "zasłużonej" emeryturze może dożywać końca swoich dni.
Adam Leks
Ps. Generał Jaruzelski zapewne teraz z cichą satysfakcją patrzy jak jego konfidenci z którymi "dogadywał" się przy okrągłym stole, wiodą nas ku świetlanej przyszłości w Eurosojuzie. Zupełnie jak on to robił, kiedy byliśmy "nierozerwalną" częścią Sowdepii. A więc czerwony sztandar proszę wprowadzić! Socjalizmo or muerte!
9 grudnia 2009
Felieton Adama Leksa
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz