Powered By Blogger

31 marca 2011

Zamknięcie numeru


Informujemy Czytelników, że z dniem 1 kwietnia br. zamykamy bieżący numer naszego pisma. Jednocześnie zwracamy się z apelem do wszystkich osób, które mogłyby oraz chciały w sposób stały, aktywnie i regularnie sprzedawać nasz "Biuletyn" we własnym środowisku na terenie kraju oraz w środowiskach Polaków za granicą, aby nawiązały z nami kontakt i współpracę. Chodzi o rozprowadzanie minimum po pięć egzemplarzy w najbliższym kręgu swoich odbiorców: rodziny, znajomych, przyjaciół. Oferujemy również swoim sympatykom miejsce na nieodpłatne ogłoszenie komercyjne na internetowej stronie naszego pisma. Zastrzegamy sobie jednak prawo odrzucenia obwieszczenia o treści kompromitującej, podejrzanej albo jaskrawo niezgodnej z linią pisma, a zatem zwłaszcza reklamy przemocy, satanizmu, używek, pornografii itp.

30 marca 2011

Ruszył proces o antysemityzm

Przy udziale żywo reagującej publiczności
ruszył proces o antysemityzm

Przed lubelskim Sądem Rejonowym rozpoczął się proces miejscowego dziennikarza i publicysty red. Grzegorza Wysoka, dawnego współpracownika ROPCiO, internowanego w stanie wojennym oskarżonego o "antysemityzm" oraz "nawoływanie do waśni na tle narodowościowym". Zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa, polegającego między innymi na publikacji w 2008 r. artykułów na temat skali roszczeń reprywatyzacyjnych środowisk żydowskich wobec Polski, złożyli dziennikarz lokalnego dodatku "Gazety Wyborczej" i ówczesny radny Platformy Obywatelskiej mec. Paweł Bryłowski z Lublina. Oprotestowali oni w ten sposób fakt kolportowania wydawanego przez redaktora Wysoka "Biuletynu Narodowego" do skrzynek rajców w lubelskim ratuszu. Sąd miał początkowo wątpliwości odnośnie małej precyzji stawianych narodowcowi zarzutów, ale ostatecznie sprawa trafiła na wokandę.

Podczas blisko trzygodzinnych wyjaśnień Wysok bronił się argumentem, że posługiwał się wyłącznie publicznie dostępnymi materiałami, jak publikacje Światowego Kongresu Żydów, badania profesora Feliksa Konecznego czy prace współtwórcy Unii Europejskiej hrabiego Coudenhove-Kalergiego. Przede wszystkim przeprowadził jednak polemikę z zastępującymi w zasadzie akt oskarżenia opiniami biegłych rzeczoznawców - politologa doktora hab. Konrada Zielińskiego (stypendysty izraelskich instytucji naukowych) oraz językoznawcy prof. Ryszarda Tokarskiego. Na wystąpienie Wysoka żywiołowo reagowała zgromadzona w sądzie publiczność złożona z sympatyków idei narodowej.

(TAK)

Źródło:
"Nowy Tydzień w Lublinie" - tygodnik lokalny
nr 16 (231) z 18-25 kwietnia 2011 r.
strona II

29 marca 2011

Rękas: Proces o cytaty


Foto:
Red. Grzegorz Wysok
na sali rozpraw Sądu Rejonowego
w Lublinie

Proces o cytaty

Oskarżenie lubelskiego narodowca Grzegorza Wysoka o "antysemityzm" i "nawoływanie do waśni narodowościowych" dowodzi, że nawet prokuratura rozumie, iż wystarczy spokojnie opisać skalę roszczeń żydowskich wobec Polski czy też przedstawić życiorysy niektórych osób prominentnych w życiu publicznym, a istotnie - poziom antysemityzmu w społeczeństwie może znacznie wzrosnąć. Pytanie jest tylko, czy to wystarczająca podstawa, by ścinać głowę posłańcowi przynoszącemu złe wieści o "Judeopolonii".

Akt oskarżenia w procesie rozpoczętym w czwartek w Lublinie jest możliwie nieostry oraz nieprecyzyjny, nie wskazując nawet które to wypowiedzi, czy publikacje red. Wysoka mają mieć charakter zniesławiający Żydów. W tej sytuacji protezą aktu oskarżenia są dwie opinie rzeczoznawców - politologa żydoznawcy, doktora Zielińskiego (stypendysty żydowskich instytucji naukowych) oraz językoznawcy prof. Ryszarda Tokarskiego. Obie one opierają się na popularnym poglądzie, że co jest antysemityzmem - to generalnie "pan wisz, a Żydzi rozumieją" i żadne dodatkowe wyjaśnienia nie są w tym zakresie potrzebne. W efekcie Wysok został antysemitą i za cytowanie opinii profesora Feliksa Konecznego o cywilizacji żydowskiej i za przytaczanie peanów żydofilskich hrabiego Coudenhove Kalergiego. Antysemitą okazał się też redaktor Michalkiewicz nazywający "Gazetę Wyborczą" "żydowską gazetą dla Polaków" i red. Cichy przytaczający żydowskie życiorysy kierownictwa swojej redakcji. Najbardziej zaś antysemicki okazał się Jarosław Hasek, który to w "Przygodach Dobrego Wojaka Szwejka" napisał znamienne zdanie: "bezczelne są te kurwy i zuchwałe", co się nieszczęśliwie red. Wysokowi skojarzyło ze skalą roszczeń "przedsiębiorstwa Holocaust".

Wobec takiego ciężaru oraz przyszpilającej precyzji oskarżeń kilkugodzinne wyjaśnienia red. Wysoka miały raczej znamiona wykładu historycznego, którego każdy kolejny akapit kończył się sformułowaniem: "ale przecież są to oczywiste i powszechnie znane fakty". Niestety, ponieważ zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przeciw narodowcowi złożyli dziennikarz "Gazety Wyborczej" oraz prominentny polityk lubelskiej Platformy Obywatelskiej - sądowi nie pozostało nic innego, jak brnąć dalej w tę szopkę. Swoją drogą jednak należy wstrzymać się z krytyczną oceną delatorskiej aktywności "GW" i PO. W końcu gdy wołamy na ulicy "He, Jasiu!" - to nie dziwimy się, że oglądają się wszyscy Jankowie. Gdy więc red. Wysok napisał o Żydach - to niby kto miał zareagować?

Konrad Rękas
dziennikarz, były radny oraz przewodniczący
Sejmiku Województwa Lubelskiego

__________

Opublikowano również na:
konserwatyzm.pl
mysl.polska.pl

28 marca 2011

Sprawa Wysoka do umorzenia

12 VIII 2010 r. w Lublinie. Prezentuję film rejestrujący przebieg procesu red. Grzegorza Wysoka oskarżonego o antysemityzm, na którym sędzia Andrzej Woźniak zapowiedział, że skieruje sprawę na posiedzenie niejawne celem jej umorzenia.

Tadeusz Zieliński

Video 1:
Redaktor Grzegorz Wysok
na rozprawie sądowej





Szanowni Państwo!

12 sierpnia 2010 r. ponownie ruszył mój proces. Okazuje się, że w dzisiejszej Polsce wystarczy tylko jeden telefon z redakcji "Gazety Wyborczej", żeby uruchomić machinę sprawiedliwości - chciałoby się rzec ludowej oraz postawić przed "niezawisłym sądem" każdego, kto ośmieli się stanąć na drodze postępu, a już nie daj Boże nawet krzywo spojrzeć na "starszego brata w wierze", choćby nawet ten brat chciał nałożyć na nas miliardowy haracz. Ale żeby "niezawisły sąd" mógł efektywnie realizować nałożone przez Partię zadania, musiał wcześniej swój obowiązek spełnić "niezależny" biegły. W moim przypadku taką rolę pełnił funkcjonariusz Wydziału Politologii UMCS p. dr hab. Konrad Zieliński, który za "godziwą zapłatę" przygotował stosowną ekspertyzę.

2 października 2008 r. zostałem telefonicznie wezwany na Komendę Policji w Lublinie celem złożenia wyjaśnień w sprawie redagowanego przeze mnie "Biuletynu". Podstawą wezwania był donos redaktora żydowskiej gazety dla Polaków Karola Adamaszka oraz pisemne zeznanie radnego PO p. Pawła Bryłowskiego, na postawie którego lubelska Prokuratura wszczęła przeciwko mnie postępowanie karne. Poszło o dosadny cytat z "Przygód dobrego wojaka Szwejka" ("bezczelne są te kurwy oraz zuchwałe"), którym skomentowałem żądania wysuwane pod adresem Polski przez te organizacje żydowskie, które prof. Norman G. Finkelstein (nawiasem pisząc Żyd) określa jako "przedsiębiorstwo holocaust", zaś które domagają się wypłacenia haraczu określanego eufemistycznie odszkodowaniami w wysokości około 65 mln dolarów. W tym samym artykule opisałem też próby utworzenia przez niejakiego Ronona Eidelmana drugiego po Izraelu państwa żydowskiego na terytorium wykrojonym z polskich Ziem Zachodnich oraz przedstawiłem krótką historię wcześniejszych prób podejmowanych w przeszłości w celu budowy tzw. Judeopolonii.

30 grudnia 2008 r. prokurator Agnieszka Pakuła oskarża mnie o to, że "w wydawanym przez siebie czasopiśmie, z góry powziętym zamiarem, na łamach strony internetowej oraz poprzez kolportowanie do skrzynek radnych Miasta Lublin publicznie nawołuję do nienawiści wobec narodowości żydowskiej, jak również znieważam wymienioną grupę ludności z powodu jej przynależności wyznaniowej". Zarzuty te Prokuratura formułuje w oparciu o opinię doktora hab. Konrada Zielińskiego z UMCS - autora książki o lubelskiej Jesziwie, którą w dniu 12 marca 2009 roku próbuję bezskutecznie obalić, a samego biegłego oskarżyć o przestępstwa z art. 233 par. 4 kk. 7 stycznia 2009 r. na Komendzie Miejskiej Policji w Lublinie zostaję ostatecznie zaznajomiony ze zgromadzonymi materiałami dotyczącymi stawianych mi zarzutów rzekomego naruszenia art. 256 i 257 kk, lecz po zapoznaniu się nimi stwierdziłem, że brakuje w nich zeznań głównych współpracowników pisma, którzy mogliby rzucić światło na kulisy wydawania "Biuletynu" oraz jego kolportażu. 13 stycznia 2009 r. składam do Prokuratury Rejonowej pisemny wniosek o przesłuchanie red. Adama Leksa, Piotra Sławińskiego, Mariana Kowalskiego, Piotra Zychowicza oraz Stanisława Michalkiewicza, a także świadka p. dr Eugeniusza Sendeckiego z Warszawy, który znał moją działalność oraz zrealizował szereg filmów, co znajdowało się w aktach sprawy.

Akt oskarżenia przeciwko mnie zostaje wniesiony do Sądu Rejonowego w dniu 12 maja 2009 r. 22 września Sąd I instancji po rozpoczęciu rozprawy głównej kieruje sprawę na posiedzenie i zaskarżonym postanowieniem wydanym w dniu 16 października 2009 r. zwraca sprawę Prokuratorowi celem uzupełnienia postępowania przygotowawczego. W uzasadnieniu swojej decyzji pani sędzia Agnieszka Smoluchowska wskazuje, że akt oskarżenia nie zawiera określenia gdzie miałbym nawoływać do nienawiści na tle rasowym, ani w jaki konkretnie sposób znieważać ludność narodowości żydowskiej z powodu jej przynależności etnicznej lub wyznaniowej. Ponadto w ocenie sądu opis czynu prokuratora nie sprostał wymogom art. 212 par. 1 kpk, zaś prokurator gromadząc materiał dowodowy zaniechał szeregu istotnych czynności w wyniku czego akta sprawy wskazywały istotne braki postępowania. Na powyższe postanowienie zażalenie składa p. prokurator Agnieszka Pakuła, która zarzucając obrazę art. 345 par. 1 kpk wniosła o uchylenie zaskarżonego orzeczenia. 26 listopada 2009 r. Sąd Okręgowy w Lublinie po rozpoznaniu zażalenia wniesionego przez prokuratora, na podstawie art. 437 par. 1 kpk uchyla zaskarżone postanowienie, a moją sprawę przekazuje Sądowi w Lublinie do ponownego rozpoznania. Na rozprawie głównej w dniu 12 sierpnia 2010 roku sędzia Andrzej Woźniak po wysłuchaniu mojego oświadczenia kieruje sprawę na posiedzenie niejawne w kierunku jej umorzenia.

Informuję, że z dniem 1 VIII 2010 r. zawieszam działalność wydawniczą z powodów osobistych. Wszystkim Państwu zarówno tym z kraju jak i zza granicy, którzy w ostatnim czasie udzielili mi poparcia, rad oraz pomocy serdecznie dziękuję. Pod koniec września spodziewam się ostatecznego rozstrzygnięcia mojej sprawy, o czym poinformuję na stronie http://grzegorzwysok.blogspot.com/, do której odwiedzenia wszystkich zachęcam. Szczególne wyrazy podziękowania kieruję na ręce założyciela "Telewizji Narodowej" p. dr Eugeniusza Sendeckiego, a także redaktora Tadeusza Zielińskiego (mndystrybucja) - niezmordowanego realizatora internetowych filmów, za pośrednictwem których mogłem poinformować szerszą publiczność o moich kłopotach. Namawiam do oglądania obu tych stacji, bo naprawdę warto. Nadal czekam na opinie oraz uwagi dotyczące mojego czasopisma. Osoby, które pragną otrzymać archiwalne numery "Biuletynu Narodowego" proszę o kontakt i podanie adresu do korespondencji.

Grzegorz Wysok
Red. naczelny "Biuletynu"

27 marca 2011

adwokat.pl o Wysoku

14 IV 2011 r.

Ruszył proces o antysemityzm

Przed lubelskim Sądem Rejonowym rozpoczął się proces miejscowego dziennikarza i publicysty Grzegorza Wysoka - dawnego współpracownika ROPCiO, internowanego w stanie wojennym, oskarżonego o "antysemityzm", a także "nawoływanie do waśni na tle narodowościowym". Zawiadomienie o popełnieniu tzw. "przestępstw", polegających na publikacji w 2008 roku artykułów na temat skali roszczeń reprywatyzacyjnych środowisk żydowskich wobec Polski złożyli dziennikarz lokalnego dodatku "Gazety Wyborczej" oraz prominentny polityk tutejszej Platformy Obywatelskiej. Wysok broni się, że posługiwał się wyłącznie publicznie dostępnymi materiałami, takie jak publikacje Światowego Kongresu Żydów, badania prof. Feliksa Konecznego, czy nawet prace współtwórcy Unii Europejskiej, hrabiego Coudenhove-Kalergiego. W trakcie trzygodzinnych wyjaśnień rozpoczynających proces red. Wysok wskazywał na te materiały źródłowe, polemizując tym samym z ocenami przedstawionymi w dwóch opiniach biegłych rzeczoznawców - politologa dra Konrada Zielińskiego (stypendysty izraelskich instytucji naukowych) oraz językoznawcy prof. Ryszarda Tokarskiego. Te zaś - co interesujące od strony formalnej - w istocie zastępują sam akt oskarżenia, który nie zawiera cytatów ze sformułowań uznanych za sprzeczne z art. 255 i 256 kk, lecz jedynie nakreśla umowne ramy czasowe "wielokrotnego zaistnienia przestępstwa". Innymi słowy więc intencjonalne rozumienie pojęcia antysemityzmu (zresztą niepenalizowanego bezpośrednio w polskim systemie prawnym) zderza się w tym przypadku z próbą powołania się na konstytucyjną zasadę wolności słowa i swobodę badań naukowych.

(karo)

Źródło:
skutecznyadwokat.pl

26 marca 2011

Filosemicka cenzura w działaniu

Foto:
Na zdjęciu - autor tekstu

Filosemicka cenzura w działaniu

14 kwietnia odbyła się kolejna rozprawa w Sądzie Rejonowym w Lublinie - opowiada Grzegorz Wysok. Po raz pierwszy stawił się przedstawiciel prokuratury. Sędzia rozpoczął od zapytania, czy akt oskarżenia jest zrozumiały. Stwierdziłem, że nie, gdyż zarzuca mi się, jakobym na łamach pisma pt. "Biuletyn" działając ze z góry podjętym zamiarem nawoływał do nienawiści na tle rasowym, religijnym oraz narodowym. Nie jest jednak określone, jakimi słowami i w którym miejscu. Zwracam uwagę na sformułowanie "z góry podjętym zamiarem" - dodaje. Grzegorz Wysok stwierdził w swoich wyjaśnieniach, że będzie polemizował z opiniami biegłych. Rozpoczął on od polemiki z ekspertyzami. Wyjaśnienia trwały ponad trzy godziny. Sędzia nie ingerował w wyjaśnienia. Na sali oprócz publiczności byli studenci praktykanci. Żartowano, że będą się przyuczać, jak w przyszłości sądzić tego typu sprawy - stwierdził wydawca "Biuletynu".

Sprawa zaczęła się, kiedy redaktor Grzegorz Wysok w jednym z numerów swojego pisma opublikował artykuł dotyczący roszczeń majątkowych wysuwanych wobec Polski przez "pewne środowiska żydowskie". Powołał się na określenie "przedsiębiorstwo Holokaust", użyte przez profesora Normana Finkelsteina. Doniesienie do prokuratury złożył w 2008 roku młody dziennikarz "Gazety Wyborczej" Karol Adamaszek. Akt oskarżenia został sporządzony na podstawie opinii biegłego dr hab. Konrada Zielińskiego z Wydziału Politologii UMCS. Prokuratura zdecydowała się postawić dwa zarzuty: nawoływania do nienawiści narodowej i propagowania ustroju faszystowskiego. W elaboracie biegłego próbowano te zarzuty uzasadniać. Grzegorz Wysok chciał się bronić i podał nawet biegłego do prokuratury, ale nie podjęto żadnych czynności. Opinia biegłego była analizą wielu artykułów. Znajduje się w niej porównanie Grzegorza Wysoka do Hitlera, którego ulubioną lekturą była "Mein Kampf". W jednym z artykułów porównałem zbrodnie dokonane przez Ukraińców na Wołyniu do zagłady Ormian dokonanej przez Turków. Z tego faktu biegły wywnioskował, że zanegowałem Holokaust, dlatego że nie wspomniałem, iż UPA mordowała także Żydów - tłumaczy Grzegorz Wysok. W 2010 roku sąd uznał, że sprawa nie nadaje się do procedowania, gdyż nie wskazano, w którym miejscu zostało popełnione przestępstwo. Wydawca "Biuletynu" przyjął, że na tym sprawa się skończy. Media i niektóre środowiska w Lublinie zaczęły stawać w obronie Grzegorza Wysoka. Zapowiedziano jednak kolejne posiedzenie. Sąd powołał innego biegłego, tym razem z zakresu językoznawstwa. Profesor Ryszard Tokarski miał badać konkretne sformułowania z leksykalnego punktu widzenia.

Pierwsza ekspertyza została sporządzona przez doktora Zielińskiego. Ja już się z nim starłem na sali sądowej i wykazałem jego niekompetencję - komentuje Grzegorz Wysok. Druga opinia miała być opinią językoznawcy. Jest mi ciężko się ustosunkowywać do tej ekspertyzy, bo odnosi się do różnych moich tekstów. Językoznawca miał dokonać oceny pod względem zastosowanego języka wypowiedzi. Napisał podobny w duchu do opinii poprzedniego biegłego esej na temat wizji świata, jaką w publikacjach przedstawiam - dodaje. Według Grzegorza Wysoka, biegły stwierdził, że redaktor "Biuletynu" sprawnie posługuje się językiem, stosuje ironię, parafrazę oraz odwołuje się do stereotypów językowych. To miałoby świadczyć, że robię wszystko w złych intencjach oraz z dużym nagromadzeniem złej woli. Profesor Tokarski napisał, że wizja świata jaka się wyłania z moich tekstów, to wizja oblężonej twierdzy oraz wszechogarniających zagrożeń. Jako przykłady podał kwestię mojego negatywnego stosunku do NATO i Unii Europejskiej - komentuje Grzegorz Wysok. Autor w tekstach pochodzących z 2008 roku, kiedy przyjęto traktat lizboński, pisał o zdradzie i sprzeniewierzeniu się przysiędze poselskiej. Grzegorz Wysok zauważa, że dziś również sprawa tzw. roszczeń środowisk żydowskich nabiera zupełnie innego znaczenia. Okazało się, że te roszczenia nawet minister Radek Sikorski zanegował. Ja to pisałem w 2008 roku. Teraz problem pojawił się w dyskusji publicznej. Dzięki temu procesowi znowu się o tym przypomni. Może sąd spojrzy na sprawę inaczej, jako na troskę obywatelską o dobro państwa - stwierdza.

Posiedzenie z 17 lutego 2011 roku zakończyło się decyzją sądu, w której uznano, że nie można umorzyć sprawy, ponieważ istnieją dwie opinie biegłych skierowane przeciw Grzegorzowi Wysokowi. Podczas rozprawy 14 kwietnia wydawca "Biuletynu" mógł po raz pierwszy odnieść się do opinii ekspertów, jak również polemizować z nimi. W lubelskim dodatku "Gazety Wyborczej" pojawiła się publikacja w bardzo podobnej sprawie. Został uniewinniony redaktor naczelny "Prawidła" z Radomia. Oskarżony został o podobne "zbrodnie". Sąd uznał, że nie doszło do czynu przestępczego, zaś prokuratura złożyła apelację, więc teraz sprawa będzie się toczyła przed sądem apelacyjnym w Lublinie. "Wyborcza" ostrzy zęby oraz potępia radomski sąd, jak śmiał uniewinnić "antysemitę"! Okazuje się, że sądy nie są w pełni dyspozycyjne wobec dyrektyw "Wybiórczej". To bardzo pocieszające - opowiada Grzegorz Wysok.

Rafał Pazio
redaktor tygodnika "Najwyższy Czas!"
wicestarosta Powiatu Wołomińskiego

Źródło:
"Najwyższy Czas!" nr 17-18 (1092-1093)
z 30 kwietnia 2011 r., str. XVIII

25 marca 2011

Do red. "Polskich Spraw"

Szanowny Pan
mgr inż. Maurycy Śmidowicz
Poznań

Miałem przyjemność zapoznać się z Pana wydawnictwem "Polskie Sprawy" nr 168-169. Przyznam artykuły są ciekawe oraz diagnoza istniejącej rzeczywistości, uwzględniająca materiały źródłowe, bardzo trafna. Niech Pan jednak zważy oraz oceni, jak wiele jest autorów i piśmiennictwa ograniczającego się do trafnych diagnoz, opisów patologii i oznak rozkładu polityczno gospodarczo kulturalnego polskiego narodu, a jak niewiele jest materiałów traktujących o tym co w związku z tym robić by powrócić do normalności i zadbać o to by interesy polskiego narodu były realizowane na możliwie najwyższym poziomie. Uważam, iż należy się skupić na wskazaniu polskiemu narodowi generalnego kierunku działania oraz zadań pośrednich koniecznych do wykonania dla osiągnięcia tego kierunku. Forma przekazu i wyjaśniania tych konieczności musi być na tyle prosta aby naród zdolny był należycie zrozumieć niezbędność podjęcia i prowadzenia aż do skutku walki o suwerenność w swoich sprawach, ponieważ tylko w tych okolicznościach przyszłość pokaże pozytywne skutki jego wysiłku. Nie umniejszam w żadnym przypadku konieczności piętnowania obecnej rzeczywistości, lecz widzę jako argumentację jasno sprecyzowanych działań, których poziom dojrzałości będzie na tyle wysoki, że uzyska powszechnie wsparcie polskiego narodu. Aby nie być gołosłownym zapraszam Pana do lektury tekstów oraz materiałów filmowych zawartych w witrynie lubelskiego środowiska narodowego. Byłbym również wdzięczny, gdyby Pan był uprzejmy podzielić się swoimi uwagami oraz ewentualnymi propozycjami w wyniku przejrzenia materiałów witryny. Byłbym również wdzięczny w zaproszeniu do wspólnej budowy witryny znanych Panu osób ze środowiska poznańskiego, aby zechcieli zamieszczać swoje artykuły na tematy ustroju państwa Polaków, jego funkcji itd. Mam tu na myśli oficerów sił zbrojnych, służb dyskretnych, ekonomistów, samorządowców, dyplomatów oraz służb medycznych. Przy okazji to bardzo smutne, a znane mi zjawisko nakreślone przez Pana mec. Waldemara Gałuszko, dotyczące sytuacji gm. miejskiej Szczecin. Urodziłem się tam po wojnie. Stryj mój był pierwszym burmistrzem Polic i wspólnie z prof. Zarembą, pierwszym wojewodą Szczecina organizował początki administracji w znacznie cięższych okolicznościach. Odszedł z działalności publicznej w 1948 roku po powstaniu PZPR ze zrozumiałych względów. Wobec nieco złożonej sytuacji socjologicznej na Pomorzu Zachodnim i w samym Szczecinie (skutki akcji Wisła) sugerowałbym, aby polskie środowisko narodowo patriotyczne w porozumieniu ze środowiskiem ukraińskim wspólnie zastanowili się nad wystawieniem i poparciem kandydata na Prezydenta Miasta Szczecina i kandydatów na radnych spośród osób spoza PO, PIS, Lewicy, Ludowców tj. ugrupowań finansowych z budżetu centralnego. Wtedy bowiem istnieje szansa na ukrócenie (wycięcie) wszelkich patologii. Władze musiałyby przeprowadzić restrukturyzację układu własnościowego w obszarze gruntów gminy oraz rozłożyć ryzyka na rozwój aktywności gospodarczej przy pomocy kupiectwa lokalnego, nie pozbywania się gruntów i nieruchomości cwaniakom i zorganizowanym grupom przestępczym. Należałoby przystąpić do odbudowy przemysłu stoczniowego poczynając od budowy jednostek, rozszerzając więzy kooperacyjne przez np. kontakty kooperacyjne z przemysłem Poznania. Zarząd Gminy Miejskiej powinien być przygotowany do profesjonalnego zarządzania działalnością bieżącą jak również i remontowo modernizacyjno inwestycyjną gminy. Wzory takich papierów zarządczych posiadam w formie plików Exela dla gm. Lublin. Mogę je udostępnić.

Z wyrazami szacunku!

Waldemar O.
redaktor "Biuletynu"

24 marca 2011

Spotkanie z siostrą Michaelą Pawlik


Foto:
Wyk. Tadeusz Zieliński
Na zdjęciu - siostra Michaela z Zgromadzenia
Sióstr Dominikanek Misjonarek
Jezusa i Maryi

"Inwazja neopogaństwa" to tytuł spotkania z siostrą Michaelą Pawlik OP, które odbyło się w Lublinie, a zorganizowane zostało przez klub gazety "Polonia Christiana" oraz Towarzystwo Gimnastyczne "Sokół". Siostra Michaela Pawlik, znawczyni hinduizmu, psycholog oraz filozof wygłosiła prelekcję o hinduistycznych religiach wykorzystywanych przez masonerię do walki z chrześcijaństwem dla stworzenia nowej, uniwersalnej religii, nie mającej nic wspólnego z etyką, na której wykształciła się cała cywilizacja Europy. Przebywając wiele lat na subkontynencie indyjskim, jak mało kto poznała ten pogański panteizm oraz mity, którymi został on przyobleczony przez żydo-masonerię na użytek chrześcijańskich "mas". Prelegentka szczególny nacisk położyła na wskazanie zagrożeń płynących z tegoż tytułu, wyjaśniając jednocześnie szczegółowo różnice pomiędzy hinduizmem, a chrześcijaństwem. Istotnym walorem prelekcji było to, że prelegentka posługiwała się prostym oraz bardzo potocznym językiem, dotykając skomplikowanych problemów walki z chrześcijaństwem, co też niewątpliwie zwiększało komunikatywność wypowiedzi. Siedem zrealizowanych odcinków filmowych z przebiegu spotkania można obejrzeć na internetowym serwisie YouTube.

Adam Leks
redaktor "Biuletynu"

23 marca 2011

Chrystus Król w Świebodzinie

Powstanie Listopadowe
i Chrystus Król w Świebodzinie

29 listopada 2010 r. minęła 180 rocznica wybuchu Powstania Listopadowego. Skoro historia jest nauczycielką życia, warto zapytać, jakiej też lekcji udziela dzisiaj Polakom poprzez wspomnienie tamtej wojny. Po upadku napoleońskiego dyktatu nad Europą dającego zyski (poza Francją) jedynie zniewolonemu narodowi polskiemu, koalicja antyfrancuska postanowiła stworzyć na nowo porządek europejski. Austria, Prusy oraz Anglia były państwami bądź całkowicie sterowanymi przez loże masońskie, bądź też formalnie chrześcijańskimi (Austria), jednak pod silnym wpływem loży. Z drugiej strony występowała Rosja, to jest kraj dźwigający na sobie główny ciężar walk z imperium Napoleona, kraj chrześcijański, lecz rządzony przez niemiecką grupę dworską cara Aleksandra I, syna Niemki ze Szczecina. Tu wpływy masonerii były nikłe wobec władzy. Stąd na Kongresie Wiedeńskim rozgorzał spór miedzy carem, a resztą koalicji.

Aleksander chciał zjednoczyć wszystkie ziemie polskie pod swoim berłem i nadać im mniejszy lub też większy zakres autonomii. To bardzo mocno zaniepokoiło masońskich koalicjantów. Obawiali się, że stracą łup w postaci zabranych ziem polskich w trzech rozbiorach. Ponadto rozumieli, że zjednoczenie trzech zaborów to dogodna podstawa do walki niepodległościowej polskiego narodu. Masoni zachodnioeuropejscy zaś nie życzyli sobie, w najwyższym stopniu, wskrzeszenia katolickiego państwa w centrum Europy. Szatańskie zaślepienie i zoologiczna nienawiść do katolicyzmu uniemożliwiały dyplomatom, takim jak: Hardenberg, Metternich, Talleyrand czy Robert Stewart (hrabia Castlereagh) zrozumienie, że zniknięcie państwa polskiego zburzyło równowagę sił w Europie i wykoleiło cały proces historii Europy w XIX wieku. Dlatego nie dopuścili do realizacji planów cara. Dopiero na wiadomość o powrocie Napoleona z Elby do Paryża zgodzili się na pomysł Aleksandra, by na terytorium Księstwa Warszawskiego (bez Wielkopolski) powstało marionetkowe państewko polskie w unii personalnej z Rosją. Cesarz zobowiązał się nadać mu nazwę "Królestwo Polskie", konstytucję i koronować się królem polskim. Formalnie więc nazwa oraz państwo polskie zostało przywrócone do istnienia jako kontynuacja Księstwa Warszawskiego. Ponadto we Wschodniej Europie umocniło się potężne imperium carskie, całkowicie niezależne od masonerii i sięgające granicami aż do Warty. Musiało to niepokoić mistrzów lóż europejskich, marzących o zbudowaniu zjednoczonej Europy, Stanów Zjednoczonych Europy na wzór USA jako państwa laickiego.

Istnieje potrzeba rozpoznania wpływów, jak również inspiracji lóż europejskich na organizacje oraz osoby na kierowniczych stanowiskach w Królestwie Kongresowym. Szczególnie chodzi o sposób, w jaki żerowały one na potrzebie narodu przywrócenia niepodległego państwa polskiego i pragnieniu uwolnienia się spod rosyjskiej kurateli. Mijały lata, polityka inwestycyjna i finansowa ks. Ksawerego Druckiego Lubeckiego oraz industrializacja Królestwa kazały przypuszczać, że za 30 lat państewko polskie stanie się najprężniejszym organizmem gospodarczym Europy Środkowej. Masoni uznali więc, że trzeba popchnąć Polaków do zrywu powstańczego oraz tym samym sprowokować cara rosyjskiego do unicestwienia procesu rozwojowego Kongresówki. Polska klasa polityczna tamtej epoki to dzieci czasów tzw. oświecenia, wpływów rewolucji francuskiej i rządów Napoleona. Ludzie ci nastawieni byli więc do Kościoła Katolickiego obojętnie lub też niechętnie. Skrajny przykład stanowi minister oświaty Księstwa Warszawskiego a potem Królestwa Stanisław Potocki. Prowadził on programową krucjatę przeciwko Kościołowi. Zostawił po sobie książkę pt. "Podróż do Ciemnogrodu", paszkwil na katolicką Polskę. Patriotyzm polski tamtej epoki odłączony został od przymierza z Chrystusem. Weterani wojen napoleońskich uprawiali swoisty kult jednostki, czcząc oraz rzewnie wspominając zmarłego cesarza Francuzów.

Powszechnie zapomniano, że nie człowiek, choćby genialny, ale Chrystus jest Panem historii i On jest szafarzem dziejów jednostki i narodów. Patriotyzm polski odłączony od Bożej mądrości i przymierza z Bogiem uległ łatwo pokusie "czynu zbrojnego". Historia pokazała, że był to czyn samobójczy. W 1830 roku sytuacja polityczna w Europie nie dawała Polakom żadnych szans na pomoc w walce z potężna Rosją. Zryw listopadowy, detronizacja cara przez Sejm było wypowiedzeniem wojny potężnemu Goliatowi przez słabiutkiego Dawida. Biblijny Dawid zwyciężył Goliata mocą Bożą, po ludzku nie miał żadnych szans. Polski Dawid wzgardził Bożym sojuszem, zdał się na własne, ludzkie siły i został zmiażdżony przez rosyjskiego olbrzyma. Koniunktura sposobna dla polskiego wybicia się na niepodległość zarysowała się dopiero dwadzieścia lat później. Wówczas Anglia i Francja zawiązały koalicję z Turcją oraz zaatakowały Rosję. Gdyby powstanie wybuchło w tym momencie, istniała duża szansa na przywrócenie Królestwu pełnej niepodległości. Tym bardziej, że byłoby to państwo bardzo silne gospodarczo. Niestety, poważne osłabienie wiary oraz zaufania do Chrystusa przez polskie, ówczesne elity, podatność na wpływy i inspiracje masońskie z Zachodu doprowadziły do zacieśnienia antypolonizmu trzech zaborców i ich antypolskiej solidarności. Masoni cel osiągnęli. Rękami cara unicestwili państwowość polską w zarodku. Groźba odbudowy twierdzy katolicyzmu w Europie w XIX wieku została zażegnana.

Minęło 180 lat. Dziś jesteśmy świadkami ratalnego unicestwiania państwa polskiego w otchłani Stanów Zjednoczonych Europy. Trwa inwazja pogaństwa na Polskę w każdej dziedzinie życia. Dyktat euro masonerii w życie niby niepodległej Rzeczypospolitej poprzez wynajętych ludzi stwarza dla narodu śmiertelne zagrożenie. Dlatego też dziś Chrystus Pan dopomina się, by naród intronizował Go na Króla Polski. Intronizacja ma pokazać Zbawicielowi, że Polacy wybierają Jego naukę oraz odrzucają lucyferyczną inwazję Zachodu. Poświęcenie pomnika Chrystusa Króla Wszechświata w Świebodzinie 21 listopada 2010 roku to krok w kierunku żądanej przez Chrystusa intronizacji Jego Osoby na Króla Polski. Czas jednak nagli i Pan nie będzie czekał w nieskończoność. Czy bicz kataklizmów w tym roku za mało jeszcze Polaków wychłostał? Niech ci, w ręku których spoczywa decyzja, użyją wreszcie rozumu i wyciągną wnioski z lekcji historii sprzed 180 lat. Rok 2010 był rokiem żywiołów, których Bóg użył, by przypomnieć Polakom, kto tu rządzi. W 1812 roku ten sam Bóg kazał Napoleonowi bezradnie patrzeć jak jego żołnierze umierają tysiącami w śnieżnych zaspach z głodu. Napoleon przed wyprawą na Moskwę zapowiedział swoim generałom, że za dwa lata będzie panem całej kuli ziemskiej. Na drodze śmierci, miedzy Berezyną a Wilnem Chrystus udowodnił mu, że to On jest Bogiem a nie cesarz Francuzów. Historia się powtarza wobec tych, którzy nie umieją niczego nauczyć się na tragicznych błędach przodków.

Sławomir Krzyżanowski
redaktor "Biuletynu"

22 marca 2011

Śmierć Ratajczaka niewyjaśniona

Foto:
Na zdjęciu - dr Ratajczak
na sali rozpraw


Niska wnikliwość śledczych

W czerwcu znaleziono ciało doktora Ratajczaka w samochodzie zaparkowanym przed Centrum Handlowym "Karolinka" w Opolu. Zwłoki były w stanie całkowitego rozkładu. Podczas postępowania opolskich śledczych nie odkryto zmian urazowych, które mogłyby być przyczyną śmierci. Przyjęto, że zmarły nadużył alkoholu. Poseł Zbigniew Nowak upublicznił kopię akt śledztwa. W omówieniu tych dokumentów pojawia się informacja o niskiej wnikliwości organów podczas wyjaśniania przyczyn śmierci dr Ratajczaka.

Dr Dariusz Ratajczak, historyk z Uniwersytetu Opolskiego został wyrzucony z pracy po wydaniu książki "Tematy niebezpieczne" - zbioru esejów historycznych, zawierających między innymi omówienie poglądów rewizjonistów Holokaustu. Właściwie nie było w Polsce osób lub organizacji, które byłyby w stanie powstrzymać komisję dyscyplinarną przed wyrzuceniem z pracy wykładowcy poruszającego tego typu tematykę. 11 czerwca 2010 roku odnaleziono martwego dr Ratajczaka w samochodzie stojącym na parkingu domu handlowego w Opolu. Wstępnie przyjęto, że przyczyną zgonu denata stało się ostre zatrucie alkoholem etylowym. Lecz już kilka dni później podano, że sekcja zwłok nie wyjaśniła przyczyn śmierci. Policjanci informowali, że zgon mógł nastąpić trzy lub cztery dni wcześniej, ale stan zwłok wskazywał na jeszcze odleglejszy termin. Z kolei ochrona marketu i klienci sklepu nie widzieli samochodu stojącego na parkingu kilka dni wcześniej. Tutaj pojawiła się kolejna poważna wątpliwość. Czy samochód z martwym doktorem wjechał na parking?

Pojawiały się także inne wątpliwości. Dr Jerzy Jaśkowski, były biegły Sądu Okręgowego w Gdańsku, pytał, jak to możliwe, że zwłoki znaleziono w stanie rozkładu, który musiał postępować kilka albo kilkanaście dni, lecz nikt nie pamięta, czy samochód faktycznie stał tyle czasu na parkingu. Dlaczego nikt wcześniej nie zauważył auta z ciałem? Ciało pozostawało za przednimi siedzeniami, tak jakby chciano je ukryć przed osobami, które mogłyby coś zauważyć. W mediach sugerowano, że Dariusz Ratajczak załamał się psychicznie i próbował popełnić samobójstwo. Jednak kilka tygodni przed śmiercią kupił samochód. Miał wyjechać do Holandii do pracy. Dr Jaśkowski jednoznacznie stwierdził, że jest to kolejne niewyjaśnione morderstwo, popełnione w celu zastraszenia wszystkich tych, którzy podejmują niepoprawne politycznie tematy. Pojawiały się nowe informacje, także ustalenia dziennikarzy zagranicznych. Tajemniczą śmierć łączono z głoszonymi przez Ratajczaka poglądami. Dziennikarzy z całego świata nurtowała przede wszystkim informacja o zaawansowanym rozkładzie ciała, które znajdowało się w samochodzie zaparkowanym przy markecie. Zaczęto zadawać pytania o udział służb specjalnych w całym zajściu. Czy jednak służby pozwoliłyby sobie na pozostawienie tylu śladów oraz powodów do tego, aby snuć rozważania o ewentualnym zabójstwie Ratajczaka? Chyba że prawdziwa hipoteza o zabójstwie "ku przestrodze".

5 lipca 2010 roku prokuratura nie miała już wątpliwości, że przyczyną śmierci doktora Ratajczaka był alkohol. Podczas śledztwa nie ustalono daty zgonu. Nie przedstawiono wniosków z zapisów monitoringu. Nie wyjaśniono kwestii samochodu marki Audi, który miał pojawić się na parkingu w pobliżu samochodu doktora. Nie wyjaśniono, jak ciało znalazło się między tylnymi a przednimi siedzeniami. Czy ktoś mógł podjechać autem Ratajczaka na parking? Siostra Dariusza Ratajczaka informowała także, że brat miał pieniądze ze sprzedaży mieszkania. Nie prowadzono jednak postępowania, aby zbadać okoliczności zdarzenia w kontekście napadu rabunkowego. Sam dr Dariusz Ratajczak wykładał historię na Uniwersytecie Opolskim. Wydał kilkaset egzemplarzy swojej książki pt. "Tematy niebezpieczne". Profesor dr hab. Witold Kulesza, były szef Głównej Komisji Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu zapowiedział złożenie w prokuraturze wniosku o ściganie Dariusza Ratajczaka za "typowy przykład kłamstwa oświęcimskiego". W czerwcu 2002 r. sąd ze względu na niską szkodliwość społeczną czynu, postępowanie przeciw historykowi umorzył. Uznano, że to co pisał Ratajczak nie jest przestępstwem.

W wielu publikacjach, szczególnie na prawicowych forach internetowych wyrażana jest negatywna ocena i pogarda wobec osób, które w opinii internautów zorganizowały coś na wzór nagonki wokół dr Ratajczaka po jego publikacji pt. "Tematy niebezpieczne". Potępienie i atak to metody, którymi się posłużono. Wydaje się bowiem, że na pracę naukowca powinno się odpowiedzieć inną pracą. W 2003 roku w rozmowie z Radiem Rodzina doktor Ratajczak mówił: Ja wprawdzie w sądzie tłumaczyłem, że przecież nie wyrażałem własnego zdania co do tych tez głoszonych przez rewizjonistów Holokaustu. Podkreślałem, że jedynie referowałem problem (a to wolno mi było robić); chciałem także powołać stosownych ekspertów w osobach profesorów Rainy oraz Bendera, ale sąd pozostawał niewzruszony. Uznałem, że sam jest władny określić, czy referowałem poglądy, czy też się z nimi zgadzałem. Raz jeszcze powtórzę: sprawa była od samego początku "kręcona z góry", szły dyrektywy z Ministerstwa Sprawiedliwości, że trzeba szybko "tego Ratajczaka załatwić". Jeżeli bowiem nie zrobimy tego teraz, to za chwilę pojawią się następni, którzy zaczną drążyć bardzo niebezpieczny temat.

Uważam, że na początku swojej kariery naukowej dr Dariusz Ratajczak chciał pokazać, że ma on rozeznanie w podejmowanych przez siebie kwestiach. Gdy weźmiemy jego książki, zobaczymy, że używa metody "relata refem". Pokazuje, że na Zachodzie są badacze, którzy negują Holokaust. Nic dziwnego że tam tacy są, ponieważ nie przeżyli okupacji, nie widzieli, jak były niszczone dwa narody, czyli Żydzi i Polacy - stwierdził prof. KUL Ryszard Bender. Doktor Ratajczak miał pewne wyczucie. Pokazywał nawet skrajny, dziwaczny stan badań zachodnich historyków. Nikt jednak nie przypuszczał, że tak to się skończy. Okoliczności śmierci dr Ratajczaka rodzą wiele domysłów. Przywołuje się tajemnicze zgony z okresu tzw. przemian ustrojowych w Polsce. Wspominane są "zabójstwa założycielskie" III RP oraz zgony księży: Stanisława Suchowolca, Stefana Niedzielaka czy Sylwestra Zycha. Tu również nie wyjaśniano okoliczności śmierci. O ile jednak tamte wydarzenia poruszały Polaków, ponieważ były przedstawiane oraz szeroko komentowane, o tyle informacje o okolicznościach śmierci doktora Ratajczaka pozostają gdzieś poza głównym nurtem prezentowanych wiadomości.

Rafał Pazio
redaktor tygodnika "Najwyższy Czas!"
wicestarosta Powiatu Wołomińskiego

21 marca 2011

Panie nasz, Panie...!

"Bo kto nie kochał kraju żadnego i nie żył
choć przez chwilę jego ognia drżeniem
chociaż i w dniu potopu w tę miłość nie wierzył
to temu ziemia nie będzie zbawieniem"

Kamil Baczyński "Polacy"



Foto:
Wyk. Tadeusz Zieliński
Na zdjęciu - autor tekstu
przemawia przed Sądem Rejonowym
w Lublinie

Panie nasz, Panie...!

Na sądzie ostatecznym wielu tak zwanych porządnych ludzi może być przerażająco zaskoczonych. Będą potępieni nie za złe czyny, lecz za dobro, którego nie zrobili, a powinni byli zrobić. Pan Jezus w przypowieści o Miłosiernym Samarytaninie wyraźnie potępia bierną postawę. Dante w "Boskiej komedii" ludzi biernych oraz aniołów, którzy czynnie nie włączyli się w walkę przeciw zastępom Lucyfera umieszcza w piekle. Ludzie bierni, choć nie dokonują czynnego zła zezwalają na zło przez brak zaangażowania w sprawy zbawienia swojej duszy, w sprawy istotne dla narodu oraz państwa. Polacy w szczególny sposób związany jest z Najświętszą Maryją Panną. Matka Boża już 50 lat przed ślubami Jana Kazimierza ogłosiła się Królową Polski, objawiając się trzykrotnie włoskiemu zakonnikowi Juliuszowi Mancynilliemu: "Dlaczego nie nazywasz mnie Królową Polski? Ja to królestwo umiłowałam i wielkie rzeczy dla niego zamierzam...". "Jam jest Królowa Polski, Jestem Matką tego narodu...". "Tu na ziemi nazywaj Mnie zawsze Królową Polski".

Ogłoszenie się Maryi Królową Polski jest wydarzeniem bez precedensu w historii świata oraz historii zbawienia. Śmiało możemy stwierdzić, że Polska jest narodem wybranym Najświętszej Marii Panny. Celowo podkreśliłem słowo naród, gdyż dziwnym zbiegiem okoliczności zastępuje się je "rodziną". Podobnie jak słowo Ojczyzna zastępowane jest tak zwaną "małą ojczyzną" lub "regionem". Przykrą rzeczą jest, że w sukurs "polskiej" oświacie oraz mediom doktrynalnie zwalczającym wszystko co wiążę się z narodem przychodzą niektóre wspólnoty przykościelne oraz harcerstwo. Tak zwani "moderatorzy" tych wspólnot na słowa naród, Ojczyzna, dostają alergii. Na propozycję wspólnej pracy na rzecz narodu, odpowiadają: "my mamy się zajmować pogłębianiem wiary w Boga, a nie polityką", "my mamy kształtować charaktery, a nie zaś politykować". Od kiedy to obrona wartości narodowych i naszej kultury jest politykowaniem?

Matka Boża ogłosiła się Królową Narodu Polskiego (a nie zaś rodzin), dlatego też nasz katolicyzm od zawsze był nierozerwalnie związany z patriotyzmem. Doskonale rozumiał to Kościół Polski. Wystarczy zapoznać się ze wspaniałym dziełem "Święci w dziejach narodu polskiego" prof. Feliksa Konecznego, aby uzmysłowić sobie, że świętość u nas zawsze wiązała się z wielkim umiłowaniem Ojczyzny. W powstaniu styczniowym zginęło dwustu księży, zaś wielu wywieziono na Sybir. W okresie międzywojennym znakomita większość księży uważała się za narodowców. Wszyscy patrioci zarówno świeccy jak i duchowni, do obecnych niechlubnych czasów, zawsze kierowali się zasadą, że miłość Ojczyzny stanowi najwyższą ewolucję i koronę czwartego przykazania. Nie rodzi się zaś ona z samych pobudek ziemskich. Określił to doskonale ksiądz Piotr Skarga pod koniec XVI w., gdy powiedział: "Nie dlatego miłujemy ojczyznę naszą Polskę, że nas żywi, ale iż jest z postanowienia Bożego".

Podobnie ewangelicznie miłość Ojczyzny udowadniali wielcy kapłani ostatnich czasów ks. kardynał S. Wyszyński, ks. J. Popiełuszko oraz ks. M. Poradowski. Przypominali oni, że katolikom nie wolno kochać wszystkich jednakowo, jak to dziś nauczają ateistyczni sentymentaliści, że miłość ewangeliczna to miłość uporządkowana, a z kolei "zdrowy nacjonalizm jest obowiązkiem Polaków". Pan Jezus, choć jako Bóg znał tragizm losów wszystkich narodów, to płakał nad Jerozolimą. "Nie będzie dobrym Polakiem kto za młodu nie zapłonął gorącą miłością ojczyzny". Rozwijając myśl tytułowego wiersza K. Baczyńskiego trzeba dodać, że naród jest skarbnicą ideałów, dążeń i osiągnięć wielu pokoleń. Polak wychowany w oderwaniu od spuścizny narodowej, wyzuty z patriotyzmu jest duchowym kaleką, niezdolnym nigdy pokochać w pełni Boga. Wiedzieli o tym twórcy przedwojennych organizacji katolickich. Za przykład niech posłuży pierwszy punkt regulaminu Rycerskiego Zakonu Krzyża i Miecza: "Miłuj Boga i Polskę czynem i miłość tą rozszerzaj wokół".

Dobrze by było, aby ludzie zajmujący się formowaniem charakterów odeszli w końcu od frazeologii wywodzącej się z zatrutego źródła rewolucji francuskiej. Ciągłe mówienie o godności oraz prawach człowieka skutkuje jedynie egoizmem, postawą roszczeniową i poszanowaniem praw, ale zboczeńców. Prawa człowieka były pochodną obowiązków. Obecnie odwraca się tą relację czyniąc z praw jednostki wartość najwyższą. W imię tej nowej ideologii ubóstwiającej człowieka usuwa się między innymi powinności wobec narodu. Rękami polskich wychowawców odbiera się Polakom, młodzieży polskiej dumę narodową, honor, ambicje narodowe, wychowując ludzi bez przekonań, bez poglądów, bez nadziei. Te stada hedonistów opuszczające nasze szkoły tworzą społeczeństwo idealne dla naszych wrogów. A przecież Polska kultura oparta jest na dwóch filarach na etyce katolickiej oraz idei narodowej, która zrodziła się u nas najwcześniej w Europie. Rugowanie więc tych wartości jest działem antypolskim.

Niedawno w szkole moja córka przypomniała na gazetce życiorysy dwóch skazanych na zapomnienie za swój patriotyzm Polaków: Władysława Polesińskiego oraz prof. Feliksa Konecznego. Niestety gazetka została szybko usunięta, choć podobno żyjemy w wolnej Ojczyźnie. Chciałbym wiedzieć czyimi ideami kierują się ludzie wychowujący w naszym imieniu, a także za nasze pieniądze młode pokolenie. Jakim prawem odrzucają stare sprawdzone wzorce wychowawcze, zaszczepiające obowiązkowość, odpowiedzialność oraz poczucie honoru. Nie wierzę, że nie zdają sobie sprawy z tego, że obecny system wychowuje w duchu niewolnictwa oraz wynarodowienia. Zabijają jednak tą świadomość uciekając w szarą codzienność, jak również grzech, usprawiedliwiając wszystko dziejową koleją losu, jak fataliści. Takim ludziom idea liberalizmu nie musi odbierać Ojczyzny i wartości. Na wszelki wypadek oni odbiorą je sobie sami razem z honorem.

Lubelska Inicjatywa na rzecz
Intronizacji Jezusa Chrystusa na Króla Polski

Piotr Sławiński
Redaktor "Biuletynu"
0-691-561-014

20 marca 2011

red. Adam Leks: Forsa z głupków


Foto:
Wyk. Tadeusz Zieliński
Na zdjęciu - kol. Adam Leks


ROZMOWY KTÓRE MIEWAŁ
KRÓL SALOMON MĄDRY

Forsa z głupków

Po próbach uniezależnienia się od Rosji gazem pozyskiwanym z Norwegii za pomocą specjalnie zaprojektowanych w tym celu portów przeładunkowych okazało się, że sami mamy duże zasoby tego cennego paliwa występującego w przyrodzie w postaci tzw. łupków. Wiadomo już było o tym od przynajmniej dwudziestu lat tylko że nie wiedzieć czemu dotychczas było to utrzymywane w tajemnicy. Dopiero wtedy jak zajęli się tym Amerykanie, problem ten stał się wiadomy szerszej opinii publicznej, co zamiast być przedmiotem radości stało się powodem zgryzoty dla tutejszego rządu pieczołowicie pilnującego interesów ościennych państw przed zakusami własnych obywateli, aby nie daj boże nie przyszło im do głowy zbytnio rozluźnić obroży, do której są przywiązani. W tym celu uruchomili własnych oraz nie własnych agentów poumieszczanych w różnych "niezależnych" organizacjach a także fundacjach tak wrażliwych na los naszego nieszczęsnego kraju, którzy próbują ludziom zmiękczyć rurę przedstawiając wydobycie gazu z łupków jako klęskę ekologiczną oraz wyprzedaż bogactw naturalnych Polski obcemu kapitałowi. Nie przeszkadza im nawet w tym fakt, że w celu pospłacania procentów od długów, które za naszymi plecami na nasz koszt pozaciągali, rozpaczliwie potrzebują pieniędzy. I chociaż rząd sam się wyżywi to jednak jego żywot zależy od sprawnego pozapychania zachłannych pysków zachodnim spekulantom. Inaczej inni, bardziej usłużni zajmą jego miejsce. Amerykanie oferują za każdy metr wydobytego gazu konkretne pieniądze, jednakże w niczym to nie wzrusza naszych umiłowanych przywódców. Po co pozyskiwać kasę za wydobycie gazu od zagranicznych firm, skoro lepiej i łatwiej można od własnych udręczonych podatkami obywateli? Dla naszego rządu my jesteśmy taką właśnie najlepszą kopalnią - kopalnią pieniędzy. Forsy nie trzeba inwestować a zysk gwarantowany. Dlatego gaz z łupków precz - vivat gaz tzn. forsa z głupków!

Adam Leks

19 marca 2011

Przemysł tzw. Holokaustu?

Foto:
Na zdjęciu - autor tekstu

Przemysł tzw. Holokaustu?

W lubelskim Sądzie Rejonowym trwa sprawa dotycząca tekstów red. Grzegorza Wysoka. Dziennikarz został oskarżony o to, że na łamach swojego miesięcznika pt. "Biuletyn Narodowy" miał nawoływać do nienawiści wobec Żydów. W jednym z numerów swojego pisma opublikował artykuł dotyczący roszczeń majątkowych wysuwanych wobec Polski przez "pewne środowiska żydowskie". Powołał się też na określenie "przedsiębiorstwo Holokaust", użyte przez prof. Normana Finkelsteina. - W "Biuletynie" znalazł się również tekst dotyczący działań niejakiego Ronona Eidelmana, Żyda, a także pomysłodawcy utworzenia w Europie drugiego państwa Izrael - tłumaczy Grzegorz Wysok.

Doniesienie do prokuratury złożył dziennikarz "Gazety Wyborczej" Karol Adamaszek w 2008 roku. Wtedy rozpoczął działanie aparat śledczy i prokuratura. Akt oskarżenia został sporządzony na podstawie opinii biegłego doktora Konrada Zielińskiego z Wydziału Politologii UMCS. Równolegle do działań prokuratury pojawiały się napastliwe wobec Grzegorza Wysoka artykuły. Dziś Wysok jest przekonany, że wyrok w przedmiotowej sprawie może przesądzić o losie wolnej prasy w Polsce oraz odrzucić więzy "politycznej poprawności". I choć Grzegorz Wysok wydawał w Lublinie pismo "Biuletyn Narodowy" o profilu zdecydowanie prawicowym oraz konserwatywnym to teksty autora zbulwersowały dziennikarzy "Gazety Wyborczej". Publikacje zostały opisane i skomentowane, a jeden z redaktorów złożył zawiadomienie do prokuratury o nawoływanie do nienawiści wobec Żydów. Prokuratura zdecydowała się postawić dwa zarzuty: nawoływania do nienawiści narodowej i propagowania ustroju faszystowskiego.

W elaboracie biegłego próbowano te zarzuty uzasadniać. Grzegorz Wysok chciał się bronić oraz podał nawet biegłego do prokuratury, ale nie podjęto żadnych czynności. Opinią biegłego była analizą bardzo wielu artykułów. Znajduje się w niej porównanie Grzegorza Wysoka do Hitlera, którego ulubioną lekturą była "Mein Kampf" - W jednym z artykułów porównałem zbrodnie dokonywane przez Ukraińców na Wołyniu do zagłady Ormian dokonanej przez Turków. Z tego faktu biegły wywnioskował, że zanegowałem Holokaust dlatego, że nie wspomniałem, iż UPA mordowała także Żydów. Napisałem to jednak w innym fragmencie tekstu, lecz chyba w nieodpowiedni sposób - tłumaczy Grzegorz Wysok. - Nie spodobało się także sformułowanie "przemysł Holokaustu", mimo że przecież jest to tytuł wprowadzony przez prof. Finkelsteina. Nie spodobało również utrwalone już sformułowanie "chamy i Żydy" w odniesieniu do walk frakcyjnych w PZPR - dodaje.

W 2010 roku Sąd uznał, że sprawa nie nadaje się do procedowania, bo nie wskazano, w którym miejscu zostało popełnione przestępstwo. Wydawca "Biuletynu" przyjął, że na tym postępowanie się skończy. Media i niektóre środowiska w Lublinie zaczęły stawać w obronie Grzegorza Wysoka. Jednak zapowiedziano kolejne posiedzenie. Sąd powołał innego biegłego - tym razem z zakresu językoznawstwa. Profesor Ryszard Tokarski ma badać konkretne sformułowania z leksykalnego punktu widzenia. - Nie znam jeszcze opinii biegłego, ponieważ pozostaje w posiadaniu sędziego - opowiada red. Grzegorz Wysok. Jednak w kolejce czeka wielu świadków. Będą przesłuchiwani wszyscy radni miejscy z Lublina, którzy otrzymywali "Biuletyn". Grzegorz Wysok zabiega także o to, aby mógł zaproponować biegłych, których powoła sąd. Chodzi tu o profesorów Roberta Nowaka, Bogusława Wolniewicza i innych.

Przypuszczam, że "Gazeta Wyborcza" musi wykazywać czujność wobec zwalczania tzw. antysemityzmu. Prawdopodobnie redaktor, chcąc uzyskać stały etat, musiał wytropić antysemitę i wytropił. Spytam o to podczas procesu - zapowiada Grzegorz Wysok. W Lublinie moje pismo było jedynym, które poruszało tzw. trudne tematy. Padło więc na mnie i być może chodzi o to, żeby zastraszyć środowisko, żeby nie pisało o pewnych sprawach, bo może się to skończyć procesem, skazaniem i innymi kłopotami - dodaje. Grzegorz Wysok przypomina także historię profesor Barbary Jedynak z UMCS, która została oskarżona o to, że miała się obraźliwie wyrazić o swojej koleżance prowadzącej zajęcia z judaistyki - "ty Żydówo!". Profesor Barbara Jedynak zaprzeczała, wycofali się świadkowie, lecz została rozpętana straszna nagonka zaś panią profesor zawieszono na pół roku. Choć następnie przywrócono ją do pracy, została napiętnowana, a środowisko akademickie skutecznie postraszono.

Za swoje postępowanie nie poniosłem jeszcze żadnej kary, lecz przy pomocy mojego procesu chcę otworzyć ludziom oczy oraz pokazać, co się dzieje - tłumaczy Grzegorz Wysok. Redaktor zwraca uwagę, że w Polsce funkcjonują przejawy antypolonizmu czy antykatolicyzmu, np. w gazecie "Fakty i Mity", która obraża uczucia religijne katolików, co jest zupełnie bezkarne. Kiedy jednak zamieszczono fotomontaż zdjęcia papieża w mundurze hitlerowskim, prokuratura nie stwierdziła żadnych znamion przestępstwa. Ale kiedy zareaguje "Gazeta Wyborcza", wtedy państwo zaczyna się angażować. Atak na dziennikarzy na razie jest dość wybiórczy. Nie wiem według jakiego klucza, ponieważ nie wszyscy redaktorzy piszący podobnie jak ja są atakowali - podsumowuje na koniec Grzegorz Wysok.

Rafał Pazio
redaktor tygodnika "Najwyższy Czas!"
wicestarosta Powiatu Wołomińskiego

Źródło:
"Najwyższy Czas!" nr 8 (1083)
z 19 lutego 2011 r., str. XII

18 marca 2011

Wspólna kampania PO, PiS i SLD

Foto:
Na zdjęciu - autor tekstu

Nowa jakość polityczna w Polsce.
Wspólna kampania wyborcza PO, PiS i SLD

Kiedy rok temu pod Smoleńskiem rozbił się samolot z wysokimi dygnitarzami III RP na pokładzie nikt nie spodziewał się, że wydarzenie to doprowadzi do powstania frontu jedności najważniejszych partii w Polsce. Dzisiaj, po 12 miesiącach od tamtego dnia możemy śmiało powiedzieć, że zdarzył się w naszym kraju cud zjednoczenia. Zarówno rządząca Platforma, opozycyjne PiS i warujący pod korytem SLD zgodnym chórem ze sprawy smoleńskiej uczyniły live motive własnych działań politycznych pod najbliższe wybory parlamentarne. Upadek gospodarczy naszego kraju? Smoleńsk. Przestępczość? Smoleńsk. Euro? Smoleńsk. Wzrost cen? Smoleńsk. Umierający w kolejkach po recepty emeryci i renciści? Smoleńsk, Smoleńsk, Smoleńsk. W zasadzie chyba jedynie apteki oparły się nowemu i nadal na narastający ból głowy można kupić ibuprom, a nie ziółka smoleńskie czy antysmoleńskie. Chociaż pewnie i ten bastion tradycji niedługo padnie, skoro już nawet zamiast erotycznych party line uruchomiono info line pod znamiennym hasłem "Uczcij pamięć ofiar tragedii z 10 kwietnia - zadzwoń".

Powiedzieć, że Polska jest dzisiaj w zapaści byłoby truizmem. Nieświętej pamięci Józef Cyrankiewicz powiedział: "Przed wojną staliśmy nad przepaścią. Dzisiaj zrobiliśmy duży krok naprzód". Od okrągłostołowego przehandlowania Polski nasz kraj takich dużych kroków wykonał już wiele - w powietrzu, w drodze na samo dno. Rośnie dług publiczny, powiększa się klasa niższa, edukację diabli wzięli równie szybko, jak niedobity przez czerwonych majątek narodowy. Wzrosła biurokracja, emigracja z Polski oraz korupcja. Państwo przestało być podmiotem na arenie międzynarodowej i zanikło. W polskich sklepach wszystko jest po pięć zł oraz więcej, co zdecydowanie, in minus, odróżnia handel produktami made in China, które wszystkie oferowane są po 4 zł. Ale w Chinach nie było Smoleńska. No, może był, nawet niejeden, ale tam chińskie smoleńska, jako norma wymiany władz różnego szczebla, opisywane są na dziesiątej stronie głównego dziennika. A życie toczy się dalej. Polska to wyjątkowy kraj. Wybrany. A może nawet wybrakowany. Bo brakuje wszystkiego. Poza Smoleńskiem, który znajduje się w Rosji.

Adam Gmurczyk
prezes NOP

17 marca 2011

Braun kolejną ofiarą represji

Znany i ceniony dokumentalista Grzegorz Braun od lat ciągany jest po sądach przez przedstawicieli żydowskiego lobby. 1 marca 2011 Sąd Okręgowy we Wrocławiu cofnął do ponownego rozpatrzenia sprawę, jaką reżyserowi wytoczyła dolnośląska policja. Redakcja "Biuletynu" publikuje najnowszy artykuł redaktora Adama Wojtasiewicza, który w minionym tygodniu poświęcił sprawie jeden ze swoich felietonów.

Tadeusz Zieliński

__________

Grzegorza Brauna przypadek niezwykły

Cała sprawa zaczęła się 12 IV 2008 roku, kiedy to, stojąc na uboczu na wrocławskim placu Katedralnym Grzegorz Braun przypatrywał się działaniom policji rozwiązującej manifestację środowisk narodowych. W pewnym momencie ubrany policjant zażądał od niego, aby opuścił miejsce obserwacji. Grzegorz Braun poprosił wylegitymowanie się. Funkcjonariusz "machnął" policyjną blachą. Po ponownej prośbie o wylegitymowanie się policjanci chwycili reżysera pod ramiona, powalili na ziemię, skuli kajdankami oraz strącili okulary, a kiedy już leżał obezwładniony, z głową przyciśniętą do chodnika, któryś z policjantów wyłamał mu z premedytacją oba kciuki. Skutego Grzegorza Brauna zawieziono na komisariat przy ul. Rydygiera, gdzie był przesłuchiwany "w charakterze świadka". Po trzech godzinach spędzonych na komisariacie Braun usłyszał, że nie ma podstaw do postawienia mu zarzutów oraz został wypuszczony. Kilka dni później mec. Marcin Strzeszyński złożył w imieniu Brauna dwie formalne skargi: we wrocławskim sądzie rejonowym i u komendanta wrocławskiej policji. Po kilku miesiącach obie skargi zostały odrzucone bez jakichkolwiek przesłuchań, ale Braun dowiedział się, że to on został oskarżony przez policję o znieważenie oraz poturbowanie funkcjonariusza na służbie - miał rzekomo uszkodzić policjantowi kciuk oraz obrazić go słowami "osiłek w kurteczce w kratę" i "bandyta".

Proces przed wrocławskim Sądem Rejonowym od początku toczył się za zamkniętymi drzwiami na wniosek "poszkodowanego" funkcjonariusza. Braun utrzymywał, że zarzut poturbowania policjanta jest absurdalny, a w sprawie znieważenia powiedział, że takie słowa istotnie padły z jego ust podczas przesłuchania na komendzie, kiedy to pytał funkcjonariuszy policji o dane personalne policjanta, który go obezwładnił: "Mozę któryś z panów powie mi, jak nazywa się ten osiłek w kurteczce w kratkę, który nie zechciał mi się regulaminowo przedstawić, a zachował się jak bandyta?". Po kilkunastu rozprawach, 21 września 2010 roku, sędzia Barbara Kaszyca wydaje wyrok: Grzegorz Braun jest winny znieważenia policjanta oraz uszkodzenia m kciuka oraz ma zapłacić 3200 zł grzywny. Wszystkie zeznania policjantów sąd uznaje za wiarygodne, wszystkie zeznania Brauna i jego świadków - za niewiarygodne. Obrońca reżysera apeluje i po pół roku, 31 marca 2011 roku, sędzia Anna Bałazińska Goliszewska uchyla wyrok sądu pierwszej instancji wytykając szereg błędów i uchybień, między innymi oparcie się wyłącznie na niespójnych zeznaniach policjantów. Po trzech latach od wydarzeń na pl. Katedralnym proces reżysera Grzegorza Brauna przed Sądem Rejonowym rozpocznie się na nowo.

__________

- Po trzech latach Pańska sprawa wraca do punktu wyjścia...

Grzegorz Braun: Na ostatniej rozprawie wzywałem sąd, by jeśli rzeczywiście ma mnie za winnego, wymierzył mi adekwatną karę, a nie karę, która jest drwiną z policji. A jeśli sąd chce ten wyrok zmienić, to żeby nie cofał do pierwszej instancji, bo nie chcę przez kolejne trzy lata chodzić po sądach. Niestety sąd cofnął sprawę do pierwszej instancji. A jak długo będzie trwała - nie mam zielonego pojęcia. Oczywiście można utrzymywać, że to sukces - skoro jedna pani sędzina nie widzi żadnych sprzeczności ani uchybień i uznała zeznania policjantów w całości za wiarygodne, zaś druga wytyka tej pierwszej szereg uchybień oraz uznaje, że sprawę należy jeszcze raz rozpatrywać, to jest to niewątpliwie sukces mojego adwokata. Z drugiej strony, znając dobrze polski wymiar sprawiedliwości, nie popadam w złudzenia i być może jest to tylko odłożenie sprawy czasie i swoisty unik polskiego wymiaru sprawiedliwości.

- Chce się Panu dalej walczyć?

- Ja z nikim nie walczę. Jestem nękany i napastowany przez państwo postpeerelowskie. Stawanie przed sądami w moim wypadku wiąże się ze znaczną stratą pieniędzy i czasu. Trudno nazwać inaczej jak nękaniem fakt, że postawiono moją osobę wobec groźby pozbawienia wolności. Jeżeli jeden człowiek grozi drugiemu, że go pozbawi wolności, to jest to przestępstwo. Mnie przez wiele miesięcy wymiar sprawiedliwości, prokuratura i policja groziły, że pozbawią wolności. Nikt mi nie mówił, że to żart, nie mrugał okiem w sądzie, więc jest to nękanie. Ale w istocie chodzi o rozstrzygnięcie w bardzo ważnej sprawie: czy to tajniacy mają decydować o tym, jaki jest limit dostępu przedstawicieli opinii publicznej do wiedzy na temat działań organów państwa.

- Z tej sprawy wyłania się wrocławski układ policja - prokuratura - sąd.

- Obawiam się, że jest to praktyka szersza, niż tylko Wrocław i Dolny Śląsk. To jest zła wiadomość dla wszystkich rodaków na temat dysfunkcyjności państwa polskiego. Gdyby ktoś rzeczywiście dopuścił się takiego przestępstwa to uważam, że powinien zostać natychmiast pozbawiony wolności, a nie puszczony z komisariatu, jak to nastąpiło w moim przypadku. A po drugie - takiemu przestępcy powinna zostać szybko wymierzona kara bezwzględnego pozbawienia wolności. I to koniecznie w świetle reflektorów, a nie za zamkniętymi drzwiami. Jestem państwowcem, a nie anarchistą i uważam, że życie funkcjonariuszy służby tak odpowiedzialnej jak policja - ludzi, którzy w razie potrzeby mają obowiązek ryzykować własnym życiem - powinno podlegać szczególnej ochronie. W żadnym wypadku nie wyobrażam sobie, żeby za napaść na funkcjonariusza, ktoś mógłby po trzech latach od zdarzenia wykpić się karą grzywny.

- Jakie są Pana najbliższe plany?

- Żeby nie wyjść na etatowego pieniacza i kryminalistę, powiem, że od czasu do czasu udaje mi się być reżyserem oraz dokumentalistą. Dlatego serdecznie zapraszam do oglądania mojego nowego filmu "Eugenika - w imię postępu". Emisja filmu została zaplanowana w TVP2 na 14 maja o godz. 16.50 - serdecznie zapraszam do oglądania. Być może uda się w tym roku doprowadzić do szczęśliwego zakończenia prace nad filmem pod roboczym tytułem "Transformacja". Chciałem, żeby film był gotowy na 20. rocznicę rozwiązania Związku Sowieckiego, ale nie wiem, czy uda mi się dotrzymać tego stachanowskiego terminu.

16 marca 2011

Rusza Rycerski Zakon Krzyża i Miecza

Foto:
Na zdjęciu - autor tekstu
na Placu Litewskim w Lublinie

Rycerski Zakon Krzyża i Miecza

Informujemy, że wznawiamy działalność jednej z najszlachetniejszych organizacji polskich - Rycerskiego Zakonu Krzyża i Miecza. Zdajemy sobie sprawę, że nie w pełni jesteśmy godni podjąć się tego zadania. Jednak stan naszej Ojczyzny nie pozwala na bierność. Nasz kraj jest ziemią Królowej Korony Polskiej Matki Bożej, dlatego też konsekwentny katolicyzm jest jednocześnie polskim patriotyzmem, a połączenie religii z patriotyzmem daje najpotężniejszą siłę jaką zna ludzkość. Właśnie lęk przed tą siłą powoduje, że wszystkie siły zła skupiają uwagę na Polsce, dławiąc każdy przejaw odrodzenia. Nie jesteśmy jednak sami, idzie z nami Chrystus. Ufajmy bezgranicznie w jego pomoc oraz róbmy co do nas należy. Polska będzie wielka tylko wtedy, gdy w Ojczyźnie naszej będzie królował Chrystus. Przeniknijmy się wiarą w zwycięstwo, walczymy przecież o najświętszą sprawę - o idee realizacji praw Boga w życiu narodu i państwa, walczymy o potężną Polskę. Zakon jest zorganizowanym ruchem łączącym w sobie religię oraz patriotyzm, celem jego jest zrealizowanie nauki Chrystusa w życiu państwa i zdobycie dla Polski przodownictwa wśród narodów, rozwój sił duchowych Narodu w oparciu o etykę katolicką dla obronności potęgi Polski, wychowanie prawych ludzi, przenikniętych miłością Boga i Polski, a także ideą poświęcenia się dla nich w oparciu o wzory bohaterów narodowych oraz szerzenie idei rycerskich w narodzie. Patronką oraz Hetmanką naszego zakonu jest Najświętsza Maryja Panna. Przez Nią do Syna, z Nią do zwycięstwa.

Władysław Polesiński (1906-1939) założyciel Rycerskiego Zakonu Krzyża i Miecza oraz inicjator apelu jasnogórskiego przyszedł na świat 8 września 1906 roku w Żelechowie. Jego ojciec, Jan Polesiński był stolarzem. Matka Paulina z Dębińskich zmarła, kiedy syn miał dwanaście lat. Uczęszczał początkowo do gimnazjum w Żelechowie. Udzielał się tam w harcerstwie. Następnie podjął naukę w Korpusie Kadetów nr 2 w Modlinie, potem w Oficerskiej Szkole Lotnictwa w Dęblinie. Ukończył ją w 1927 w stopniu sierżanta podchorążego. Rok później został mianowany podporucznikiem, a w 1930 otrzymał odznakę pilota. W 1931 został awansowany do rangi porucznika. Służył później w 2 Pułku Lotniczym w Krakowie, studiując prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim. W 1928 ożenił się z nauczycielką Janiną Truchlińską. Podczas lotu ćwiczebnego z Lwowa do Krakowa w 1931 samolot, którym leciał uległ awarii. Maszyna, zahaczając o drzewo, spadła na ziemię. Polesiński po zawołaniu "Jezu, ratuj!" usłyszał wewnętrzny głos. Wykonując jego polecenia, wydostał się wraz z obserwatorem z samolotu, po czym nastąpił wybuch. Swoje przeżycia opisał później w wierszu "Stało się to o godzinie dziewiątej wieczorem". "Usiadłem nad swym niedoszłym śmiertelnym zwęgliskiem i z twarzy ocierałem krew, co się lała żywa. Nie śmiałem spojrzeć. Czułem, że ktoś się z tych płomieni zbliża. Schyliłem kornie głowę, bo szedł do mnie On, Wielki, Miłujący Pan z Krzyża. Chrystus, Bóg! Do mnie, człowieka". Gdy Polesiński dotarł do domu i powiedział żonie co się stało, ta odpowiedziała: "Żyjesz, bo przecież się bardzo o Ciebie modliłam, żebyś wrócił cały i zdrów". A stało się to o dziewiątej wieczorem. Pod wpływem tego wydarzenia porucznik Polesiński stał się człowiekiem żarliwej wiary. Wkrótce też zaczął gromadzić wokół siebie młodych oficerów różnych rodzajów broni. Wspólnie określili podstawy nowego ruchu, jak również głosili ideę wykształcenia silnych charakterów, nowej elity, czegoś w rodzaju nowoczesnego rycerstwa i wychowania w żarliwej wierze i gotowości do jak najwierniejszej służby Polsce. Celem tego miało być dokonanie swoistej "odnowy moralnej", powstrzymanie upadku moralności i kultury.

W 1938 r. inicjatywa została sformalizowana poprzez oficjalne powołanie Rycerskiego Zakonu Krzyża i Miecza, na którego czele stanął kpt. dypl. W. Polesiński. Wśród jego członków byli między innymi ppor. pilot Jerzy Maringe oraz rtm. Jan Włodarkiewicz. Utworzenie i działalność Zakonu spotkało się z życzliwym poparciem Kościoła oraz niektórych środowisk prawicy. Natomiast zostało negatywnie przyjęte przez wyższych wojskowych i sanacyjne władze, gdyż głoszone hasła wskazywały, że dotychczasowe kierownictwo, zarówno wojskowe, jak też cywilne, nie uosabia postulowanych cech charakteru. W tej sytuacji rozpoczęto śledztwo i w maju 1938 roku władze wojskowe zakazały Zakonowi prowadzenia dalszej działalności. Organizacja stawiała sobie za cel zrealizowanie nauki Chrystusa w życiu państwa i zdobycie dla Polski przewodnictwa moralnego wśród narodów, rozwój sił duchowych narodu w oparciu o etykę katolicką, wychowanie mocnych oraz prawych ludzi - przewodników moralnych. W tym celu jej członkowie codziennie wieczorem brali udział w apelu do Jezusa Chrystusa i Maryi - Królowej Narodu Polskiego, inicjując tym samym powstanie apelu jasnogórskiego. Od 24 sierpnia Polesiński zostaje przydzielony do lotnictwa Armii "Modlin" jako oficer sztabu dowódcy. Ochotniczo został w Warszawie, by bronić stolicy przed najeźdźcą. Z resztek samolotów na Okęciu i ochotniczej eskadry zebranych żołnierzy, podoficerów i oficerów formuje jednostkę bojową. U boku prezydenta Warszawy Starzyńskiego walczył Władysław w obronie stolicy aż do końca. Niezależnie od wypełniania obowiązków żołnierza przemawiał codziennie przez radio zabierając głos zaraz po prezydencie Warszawy Stefanie Starzyńskim. W dniu 16 września 1939 roku Władysław Polesiński startuje do ostatniego lotu i już nie powraca. Złożył Bogu w ofierze swe życie mając 33 lata.

Lubelska Inicjatywa na rzecz
Intronizacji Jezusa Chrystusa na Króla Polski

Piotr Sławiński
Redaktor "Biuletynu"
0-691-561-014

15 marca 2011

Kolejny felieton Adama Leksa


Foto:
Wyk. Tadeusz Zieliński
Na zdjęciu - kol. Adam Leks


ROZMOWY KTÓRE MIEWAŁ
KRÓL SALOMON MĄDRY

Barbarzyńca w ogrodzie

"Jednym słowem - rzekł Szwejk - dobrze nie jest, ale nie należy tracić nadziei, jak mawiał Cygan Janeczek w Pilznie, kiedy w roku 1879 zakładali mu stryczek na szyję za podwójne morderstwo". Słowa te jak ulał pasują do sytuacji w jakiej znajduje się nasz kraj i Polacy, chociaż nikogo nie zamordowali, chyba, że chodzi o zabójstwo wirtualne. Zresztą niejednokrotnie w naszej historii Polska była stawiana w sytuacji bez wyjścia i tylko chyba dzięki Boskiej Opatrzności, zdołała jakoś przetrwać. Bo dzięki nam, to już raczej nie. Tak było w 1918 roku kiedy odzyskaliśmy niepodległość, choć przedwojenna propaganda piłsudczykowska mówiła co innego, tak było w 1989 roku kiedy Lech Wałęsa&Company podobno "osaczyli" strasznie komucha (notabene z wielką dla niego korzyścią). Jednym słowem - Bóg odwala za nas wszystko. Niestety nie potrafimy jednak sprzyjających okoliczności danych nam przez Opatrzność wykorzystać do końca i po nazbyt szybko odtrąbionym zwycięstwie, zamiast dobić wroga i przebić go osinowym kołkiem, dajemy mu w spokoju odetchnąć oraz przejść znów do ataku. Safandulstwo i niefrasobliwość należy do naszych stałych cech narodowych. Nasi wrogowie dobrze to znają i z nieubłaganą konsekwencją wykorzystują. Lecz gdy do tego dochodzi jeszcze kryzys Kościoła i agenturalność Jego elit - pamiątka po tamtym systemie - sytuacja staje się naprawdę groźna, gdyż nie wiadomo czyim głosem teraz przemawia. Czy mówi jeszcze to co chce, czy to co musi.

Takie mam podejrzenia, a właściwie pewność ("po owocach ich poznacie") w stosunku do katolickiego wydawnictwa "Znak", które w marcu wydało książkę uznanego "historyka" Tomasza Grossa "Złote żniwa", opowiadającą jak to pono Polacy dorabiali się na rabowaniu grobów doholokaustowanych Żydów. Choć publikacja ta na milę śmierdzi prowokacją, to "katolickie" wydawnictwo idzie utartym szlakiem oraz wydaje następną książkę tego słynnego paszkwilanta. Wprawdzie dyrektor wydawnictwa Danuta Skórka przeprosiła wszystkich, którzy czują się urażeni, i zadeklarowała, iż dochód ze sprzedaży zostanie przeznaczony na "cele społeczne", to jednak brzmi to jak zapewnienie walki z prostytucją, z dochodów ciągniętych z uprawiania nierządu. Inna sprawa czy ta sraj - taśma znajdzie jakiegoś nabywcę. I nie mówię tu wcale o ambasadzie Izraela czy też fundacji Batorego. Sytuacja nasza jest fatalna, powoli krok po kroku jesteśmy wyzbywani ze wszystkiego, następne pokolenia są obarczane gigantycznym długiem a tu jeszcze "katolickie" wydawnictwo bierze udział w kampanii oczerniania Polaków. Co na to pasterze Kościoła? Mówię o tych nieuwikłanych w agenturalną działalność... Kiedy wreszcie przestaną udawać, że nic się nie dzieje oraz chować głowę w piasek? Może wreszcie pora oddzielić ziarno od kąkolu, bo może się okazać, że nic nie robieniem podcinają tylko własną egzystencję, nie mówiąc już o zbawieniu duszy. Przypadek arcybiskupa Życińskiego powinien tu stanowić dla nich groźne memento. Czy naprawdę chcą aby Adam Michnik wygłosił laudacje dziękczynną na ich pogrzebie? Przypowieść o gnuśnym słudze też polecam ich uwadze.

Adam Leks

14 marca 2011

Powyborcze reminiscencje

"Wybory samorządowe wygrali dotychczasowi wójtowie, burmistrzowie oraz prezydenci miast" - tak skomentował ostatnie głosowanie poseł PiS Janusz Wojciechowski. Trudno o bardziej celny komentarz do tego, co stało się 21 listopada i 5 grudnia. Wystarczy spojrzeć na statystyki: spośród stu siedmiu prezydentów aż sześćdziesięciu czterech startowało jako "niezależni". Pod tym szyldem zwykle kryli się dotychczaso­wi włodarze miast, którzy nie chcieli zrażać wyborców partyjnymi etykietka­mi albo czuli się już tak silni, że poróżnili się ze wszystkimi ugrupowaniami. Czy to oznacza, że większość Pola­ków jest zadowolona ze swoich wybrańców?

Janusz Wojciechowski wyjaśnia ich sukces nieco inaczej: pomogła im niska frekwencja. Czterdzieści parę procent w pierwszej turze, trzydzieści kilka w drugiej. Innym nie chce się iść na wybory, tymczasem oni są zawsze w pełnej mobilizacji. Prezydent, burmistrz, wójt - to jest władza dająca szeroką strefę wpływów. Urzędy, instytucje miejskie, szkoły, spółki komunalne - można szacować, że tak na oko 30 procent miejsc pracy w mieście bezpośrednio lub pośrednio zależy od władz miasta. A w gminach wiejskich bywa, że jeszcze więcej. Do ludzi z tej strefy wpływów wysłano sygnał mający formę pogłoski czy plotki: głosujcie na nas, bo jak przyjdzie nowa miotła to was zmiecie. I wielu ludzi autentycznie się tej nowej miotły boi. Poszli więc gremialnie głosować na starą władzę gwarantującą im przynajmniej małą stabilizację.

Eurodeputowany konstatuje wresz­cie fakt najsmutniejszy. Otóż niezwykle trudno jest pokonać dotychczasowych rządców. Wygrywają nawet tacy, na których ciążą zarzuty korupcyjne. I rzeczywiście: przykłady Sopotu (Pan Jacek Karnowski), a jeszcze bardziej Poznania (Pan Ryszard Grobelny) pokazują, że prezydenci podejrzewani o przekupstwo mają się całkiem dobrze i są w stanie wygrywać kolejne wybory. Inna sprawa, że trudno nazwać takiego p. Karnowskiego kandydatem "niezależnym", skoro ostatnie zwycięstwo zawdzięcza mocnemu zaangażowaniu swojej niedawnej partii Platformy Obywatelskiej.

Partia Donalda Tuska w konkurencji prezydenckiej co prawda nie wygrała, ale jednak odniosła spory sukces, jeżeli do dwudziestu pięciu jej oficjalnych reprezentantów dodamy grupę kandydatów "niezależnych" lub też wy­wodzących się z PO (casus Grobelnego czy Piotra Krzystka w Szczecinie), których zwycięstwo chyba niespecjalnie Tuska martwi. Najważniejsze z punktu widzenia Platformy jest to, że udało jej się zdobyć władzę w miastach o różnej wielkości znajdujących się w bardzo różnych regionach kraju. Oprócz tra­dycyjnych "twierdz" tej partii takich jak Warszawa, Gdańsk, Łódź czy Opole, prezydenci z PO będą rządzili m. innymi w Białymstoku, Bydgoszczy, Ciechanowie, Elblągu, Koszalinie, Lublinie, Pile, Płocku, Sieradzu, Tarnowie, a także w kilku miastach górnośląskich. Jak wi­dać, status partii rządzącej i popieranej przez wielkie media przekłada się na głosy elektoratu miejskiego niemal w całej Polsce.

Jedną z najbardziej dotkliwych porażek PO poniosło w Krakowie, gdzie specjalnie w tym celu osadzony na stanowisku wojewody Stanisław Kracik ostatecznie przegrał z rządzącym od dwóch kadencji prezydentem Jackiem Majchrowskim. Nieźle to świadczy o instynkcie politycznym konserwatywnych Krakusów, którzy wolą szacownego profesora UJ jako tako dającego sobie radę z zarządzaniem miastem, od bohatera głośnych skandali z podkrakowskich Niepołomic, który dla grodu pod Wawelem nic szczególnego dotąd nie zrobił. Oczywiście ten pierwszy choć zali­cza się do kategorii "niezależnych" także ma swoje polityczne afiliacje: wywodzi się bowiem z SLD, tyle że na czas urzędowania w ratuszu zawiesił członkostwo w partii.

Jak widać nie ma to wielkiego znaczenia, co też potwierdzają sukcesy kandydatów Sojuszu także w innych miastach. Już w pierwszej turze na kolejną kadencję został wybrany lewicowy prezydent prawicowego Rzeszowa Tadeusz Ferenc, zaś w drugiej rurze niezwykły sukces w grodzie pod Jasną Górą odniósł antyklerykalny poseł SLD Krzysztof Matyjaszczyk. Lista tych metropolii, w których zwyciężyli postkomuniści jest znacznie dłuższa i oprócz niezmiennie "czer­wonego" Zagłębia obejmuje trzynaście innych miejscowości, w tym nawet Łomżę oraz Tarnobrzeg, gdzie lewicowi kandydaci dotkliwie pokonali reprezentantów dominującej dotąd prawicy. Warto zresztą zwrócić uwagę, że kandydaci SLD wygrywają głównie w miastach, które od 1975 r. były stolicami ma­łych województw, a po reformie w 1998 r. utraciły ten status. Czyżby ich mieszkańcy przy urnach rekompensowali sobie to historyczne upokorzenie?

Na koniec wypada wspomnieć o wynikach PiS. O ile wybory sejmikowe okazały się dla tej partii porażką - bo i procent głosów niższy niż dotąd i utrata władzy w jedynym województwie, na Podkarpaciu - to w kategorii prezydenckiej można wręcz mówić o klęsce. Jak bowiem inaczej określić sytuację, gdy na stu siedmiu prezydentów miast PiS ma jedynie sześciu? Radom oraz Siedlce, Ostrołęka na Mazowszu, Nowy Sącz w Małopolsce, Starachowice w Świętokrzyskim oraz Głogów na Dolnym Śląsku to jedyne miejskie przyczółki partii Jarosława Kaczyńskiego. A przecież Prawo i Sprawiedliwość wysta­wiło kandydatów niemal wszędzie, do drugiej tury przeszło ich niewielu, a spośród nich wygrał tylko Andrzej Kosztowniak w Radomiu.

Miej­scem najbardziej znamiennej porażki był Lublin, gdzie poseł Lech Sprawka został pokonany przez Krzysztofa Żuka, byłego wiceministra skarbu z PO, którego poparł "spadochroniarz" Palikota Zbigniew Wojciechowski oraz nadal popularna w tym mieście Izabella Sierakowska. W dodatku wszyscy wybrani prezy­denci z PiS rządzą swoimi miastami od 2006 r., trudno więc jednoznacznie stwierdzić, czy ich zwycięstwa to pochodna popularności partii czy raczej efekt wyboru "starych" włodarzy, o którym pisał Janusz Wojciechowski. Sprawa ta wymaga wnikliwego zbadania i zawetowania tych, którzy dzierżą władze w Polsce na mocy oszustwa wyborczego.

Tadeusz Zieliński

13 marca 2011

Spotkanie z posłem Wojciechowskim

Foto:
Wyk. Tadeusz Zieliński
Na zdjęciu - autor tekstu


Lublin, 3 IV 2010 r.

Relacja ze spotkania w Rzeszowie
z dnia 2 IV 2011 r.

W Rzeszowie odbyło się spotkanie z europosłem Januszem Wojciechowskim, który od paru miesięcy występuje w barwach PiS. Jest on z zawodu prawnikiem i pochodzi z chłopskiej rodziny. Jest również wiceprzewodniczącym Komisji Rolnictwa w Unii Europejskiej. Europoseł Witold Tomczak w ostatniej chwili odwołał swoje przybycie. Spotkanie zorganizowało SOiRP w Rzeszowie celem uaktywnienia całego środowiska podkarpacia do podjęcia działań na rzecz radykalnej zmiany okupacyjnej polityki obecnego, rządzącego establishmentu poprzez wstępowanie do Stowarzyszenia i poprowadzenie zorganizowanej działalności edukacyjnej oraz politycznej. Spotkanie poprzedziło posiedzenie poszerzonego Zarządu SOiRP, na którym omówiono między innymi sytuację w kołach stowarzyszenia i działania jakie w kołach są prowadzone. Przedyskutowano porządek spotkania oraz zadania członków Zarządu do wykonania podczas spotkania dla uzyskania zakładanego celu. Omówiono warianty zachowania się SOiRP w nadchodzących w jesieni wyborach do władz państwa. Uznano, za celowe wystąpienie w wyborach w szerokiej koalicji wszelkich organizacji narodowych oraz patriotycznych, której warunki byłyby uzgodnione w skoordynowanym trybie. Przyjęto, że na obecnym etapie nie istnieje żadna jednorodna siła polityczna, którą można by poprzeć z wystarczającą nadzieją uzyskania skutku w postaci wejścia do Sejmu i Senatu. W posiedzeniu Zarządu, poza Prezesem Andrzejem Klimkiem, jego żoną, Janem Krzanowskim, sekretarzem Stanisławem Dworakiem uczestniczyli szefowie kół: z Krakowa, Łodzi, Lublina, Dębicy oraz kół województwa podkarpackiego.

Spotkanie miało dwie części. W pierwszej poseł Janusz Wojciechowski poinformował zebranych z całego podkarpacia (sala około 150 osób) o zagrożeniach: żywnościowym, energetycznym oraz fizycznym. Wskazał na ujemny wzrost demograficzny w Polsce, przyczyny drastycznego wzrostu cen na produkty żywnościowe w Polsce, Europie oraz świecie. Omówił przyczyny regresu gospodarki w Polsce w kontekście nierównomierności dopłat obszarowych dla polskich rolników w relacji do rolników niemieckich a także francuskich. Podał wymierną kwotę relatywnych strat dla polskiego rolnictwa w porównaniu do rolnictwa niemieckiego 30 mld EURO w perspektywie do 2013 r. i 120 mld w perspektywie do 2020 roku oczywiście przy utrzymaniu dotychczasowej polityki rolnej Unii. Wskazał na makro spekulacyjną politykę lobby światowych kapitałów, polegającą na ograniczaniu produkcji rolnej oraz przetwórstwa w krajach Unii, by równocześnie po jej fizycznym spadku uruchomić tani import żywności i to żywności genetycznie modyfikowanej, uzyskując krociowe zyski. Ostro skrytykował dotychczas prowadzoną politykę rolną Unii, lecz jeszcze bardziej całkowitą bezczynność polskich władz w sprawie wyrównania pozycji ekonomicznej polskich rolników wobec rolników zachodnich krajów Europy (poziom dopłat do ha). Ubytek liczebny polskich gospodarstw rolnych, zaniechanie produkcji sprawia, że w niedługiej perspektywie może zabraknąć żywności z własnych źródeł na wyżywienie polskiego narodu i przymusowy jej import na żywiołowych warunkach światowych rynków.

W drugiej części Pan Janusz Wojciechowski odpowiadał na pytania z sali. Pytania były niewybredne. Zdrada braci Kaczyńskich przez podpisanie traktatu lizbońskiego, powody przystąpienia do PiS, konieczność wystąpienia z Unii Europejskiej, a także realnego wzmocnienia kontroli przeprowadzenia głosowania, dla skutecznego zredukowania ryzyka fałszerstw. Sala zgłosiła postulat, aby Kaczyński otworzył się ze swoją partią na szersze spektrum polityczne o charakterze patriotyczno-narodowym, tak aby można było udzielić daleko większego poparcia dla tak powstałego wyborczego ugrupowania, bowiem wszyscy pozostawali w jednoznacznym postanowieniu, że Platforma, Lewica i Ludowcy są niewiarygodni oraz niegodni, by dalej reprezentować polską rację stanu. Janusz Wojciechowski zobowiązał się do przedstawienia Panu Prezesowi Kaczyńskiemu koncepcji rozszerzenia na obecne, jesienne wybory podstawy politycznej poszerzonej o współdziałanie z układem narodowo-patriotycznym na uzgodnionych warunkach. W ocenie sali, na dzisiaj jest to potrzebą chwili, by skutecznie odsunąć obecny układ od rządzenia w Polsce, gdyż nie istnieje na dzisiaj wykrystalizowana, zorganizowana siła polityczna narodowo-patriotyczna, którą można by skutecznie poprzeć. Po pożegnaniu gościa Jan Krzanowski odczytał proponowany program koalicji narodowej (materiał rozdam na środowym spotkaniu 13 IV 2011 r.). Czynność tę poprzedził odczytaniem listu otwartego do władz polskiego państwa o treści niezwykle ostrej, lecz zupełnie uzasadnionej w obliczu intuicyjnie wyczuwalnego rozpadu państwa, a także popadaniu polskiego narodu w wieloaspektową okupację. Nastąpił ogólny aplauz na całej sali. Ostatecznej redakcji listu jeszcze nie mam, lecz jak otrzymam od Pana Janka to go przedstawię na naszym redakcyjnym spotkaniu.

Ważnym elementem spotkania był druzgocący obecną rzeczywistość referat profesora doktora hab. zw. Bolesława Fleszara (Rektor Politechniki Rzeszowskiej), specjalizacja - chemia organiczna. Referat, po dopracowaniu w formie artykułu, profesor prześle na mój e-mail do opublikowania w Witrynie. Nawiązałem z profesorem współpracę. Jest zainteresowany ze współpracą z naszym środowiskiem. Jak otrzymam tekst to również udostępnię ten materiał na naszym spotkaniu. Profesor jest w przyjacielskich stosunkach z profesorem H. Kozłowskim, czego wyrazem była jego prośba o pozdrowienia go przeze mnie na sobotnim spotkaniu w Krakowie. Na spotkaniu, oprócz wymienionych wyżej osób, obecni byli również Kanclerz Kurii Diecezjalnej, duszpasterz rolników indywidualnych ks. Jerzy Grudman, prałat z ziemi przemyskiej, ks. Witold Pastuszek, pani poseł z podkarpacia (nie zanotowałem nazwiska), a także rolnicy indywidualni z podkarpacia, wójtowie i burmistrzowie.

Waldemar O.
Redaktor "Biuletynu"

__________

Załączniki (dostarczone na spotkaniu) -
- Odezwa SOiRP do uczestników spotkania z programem koalicji narodowej
- Wyciąg z Konstytucji Polskiej Wsi - aneks
- Papierz świętym - wiersz Stanisława Dworaka
- referat prof. Bolesława Fleszara
- tekst listu otwartego do władz polskiego państwa

12 marca 2011

Jenerał Jaruzelski w szpitalu


Foto:
Wyk. Tadeusz Zieliński
Na zdjęciu - kol. Adam Leks


ROZMOWY KTÓRE MIEWAŁ
KRÓL SALOMON MĄDRY

Pan Bóg nierychliwy...

Jenerał Jaruzelski w szpitalu. Koniec architekta stanu wojennego - jak pieszczotliwie nazywał go Adam Michnik - oraz "człowieka honoru" wydaje się bliski. Szkoda, że nie dopadnie go ziemska sprawiedliwość o wiele lżejsza od tamtej. Ale ogrom zbrodni widocznie go przywalił, chociaż jego miłośnicy twierdzą inaczej, nie wiedząc, iż wyrządzają mu tym tylko niedźwiedzia przysługę, albowiem brak ekspiacji tylko może mu zaszkodzić, nie mówiąc już o tym, iż będzie to zachęta dla innych, do pójścia w jego ślady. W sumie niedziwne, ponieważ wiek XX zasłynął z łagodnego traktowania zbrodniarzy, dając im dokonać spokojnie żywota w domowych pieleszach.Przypadek Hitlera jest tu wyjątkiem, potwierdzającym regułę. Dlaczego więc wiek XXI - dziecię czasów postępu miałby być inny? Tak na naszych oczach skutkuje brak wiary i pokory. Nie ma niestety transmisji z sądów piekielnych ani też z odbywania kary. Zapowiedzi nieudolnych polityków o rozliczeniu generała i jego kamaryli także na niewiele się zdały, albowiem gen. Jaruzelski ze wszystkich tych bojów wyszedł zwycięsko. Jednakże wkrótce może się okazać ono pyrrusowe, gdy śmierć zgodnie z regułami gry zada mu mata. Nie wiadomo tylko jednak, czy jest to następny chwyt generała obliczony na pożądany efekt (ciągają po sądach schorowanego staruszka), czy też na prawdę emerytowany satrapa czuje się już źle. W każdym razie tego udawania chyba wiele mu nie pozostało. Późno mielą młyny bogów, ale jednak mielą... Taka satysfakcja musi nam na razie wystarczać. Obawiam się jednak, że jeżeli teraz generał odejdzie, to dla jego zwolenników w aureoli świętości, jako męczennik ludzi "chorych na nienawiść", którzy nie ulegając nakazom "Gazety Cadyka" oraz S(r)alonu nie dali sobie amputować pamięci. Byłaby to już po Barbarze Blidzie druga ofiara czekająca na kanonizację. W każdym razie smród będzie wielki.

Adam Leks

11 marca 2011

Wybory do Rad Dzielnic

Szanowni Państwo!

W niedzielę 3 kwietnia 2011 r. odbyły się wybory do Rady Dzielnicy Śródmieście. Jest to jedna z 27 rad dzielnic - jednostek pomocniczych Miasta, co w praktyce oznacza, że zadaniem Rad Dzielnic jest pomoc mieszkańcom, Radzie Miasta oraz Prezydentowi Lublina. Rada Dzielnicy przyjmuje skargi i wnioski mieszkańców, zgłasza uwagi do projektów planów zagospodarowania przestrzennego obejmujących Dzielnicę, opiniuje funkcjonowanie jednostek organizacyjnych Miasta działających na terenie Dzielnicy, zgłasza wnioski do budżetu Miasta, współdziała z policją, Strażą Miejską, dyrektorami szkół i innymi instytucjami w sprawach poprawy bezpieczeństwa mieszkańców, opiniuje inwestycje miejskie na terenie Dzielnicy, wspiera działania na rzecz ochrony przyrody i zieleni, opiniuje układ oraz funkcjonowanie komunikacji na terenie Dzielnicy (trasy, przystanki, parkingi, postoje taxi itp.), współpracuje z organizacjami społecznymi oraz innymi instytucjami w tworzeniu świetlic i klubów osiedlowych dla dzieci, młodzieży i osób starszych, opiniuje kwestie dot. nazewnictwa ulic. Od niedawna Rada może też decydować na co przeznaczyć środki z rezerwy budżetowej Miasta - w tym roku była to kwota 115 000 złotych. W skład nowej Rady weszli również nasi kandydaci (sympatyków między innymi PiS, LPR, UPR, ROP oraz Prawicy RP), którzy dziękują za oddane głosy.

Redakcja "Biuletynu"

__________

Zaproszenie do Rzeszowa

W obliczu ogromnych zagrożeń Narodu oraz Państwa Polskiego Stowarzyszenie Obrony i Rozwoju Polski podjęło działania na rzecz konsolidacji ludzi i środowisk dla stworzenia alternatywy wobec rządzącego Polską od 20 lat skorumpowanego układu politycznego. Aby to uczynić konieczne jest zaangażowanie ludzi nie uwikłanych w skorumpowany, sterowany przez obce agentury układ. Od 1989 roku zmieniają się partie rządzące, ale realizowany program pozostaje bez zmian. Malutką nadzieję wprowadził rząd p. Jana Olszewskiego, lecz szybko został on rozwiązany zdradziecką decyzją byłego prezydenta Lecha Wałęsy i współpracujących z nim kolaborantów. Wystąpienia europosłów oraz innych osób na pierwszym spotkaniu w dniu 2 kwietnia 2011 r. pozwolą na uzyskanie dodatkowych informacji potrzebnych dla lepszego poznania uwarunkowań politycznych obecnej sytuacji i podjęcia skutecznych działań w obronie naszych polskich interesów narodowych. Stowarzyszenie Obrony i Rozwoju Polski oraz Diecezjalne Duszpasterstwo Rolników pragnie wesprzeć działania na rzecz zjednoczenia organizacji oraz środowisk pragnących służyć tym działaniom. Lecz aby podjąć owocną współpracę konieczne są kontakty z ludźmi z różnych miejscowości. Taki właśnie kontakt będzie możliwy poprzez Stowarzyszenie Obrony i Rozwoju Polski w siedzibie, którego odbędzie się spotkanie.

Stowarzyszenie Obrony i Rozwoju Polski
Al. Józefa Piłsudskiego 8-10
35-074 Rzeszów
tel. (0-17) 862-28-48

10 marca 2011

Poprawność polityczna w sporcie


Foto:
Wyk. Tadeusz Zieliński
Na zdjęciu - kol. Adam Leks


ROZMOWY KTÓRE MIEWAŁ
KRÓL SALOMON MĄDRY

Poprawność polityczna w sporcie

Potrójna mistrzyni olimpijska w pływaniu Stephanie Rice straciła umowę sponsorską z Jaguarem. Słynny producent samochodów zdecydował się na ten krok po tym, jak Australijka na jednym z portali społecznościowych użyła słowa "pedały" pisząc o rugbistach z RPA. S. Rice zamieściła ten komentarz po zwycięstwie jej rodaków nad drużyną z Republiki Południowej Afryki. Mimo że przeprosiła i usunęła wpis, kontraktu nie udało się uratować. Musiała też zwrócić samochód Jaguar XF, który oddano jej do użytkowania w lutym, gdy podpisywała umowę. Wszystko jedno czy rugbiści RPA tworzą, czy też nie starożytny legion tebański, zwany też "świętym hufcem". Jak opisywał Plutarch miał się on składać ze stu pięćdziesięciu par męskich kochanków, gotowych za siebie wzajemnie umrzeć. Ważne, że poprawność polityczna zatacza coraz szersze kręgi. Trzeba mieć teraz naprawdę jaja, aby móc się temu idiotyzmowi przeciwstawić.

Jednak kiedyś, o ile za podobne sprawy odbierano ludziom życie, teraz wystarczy kasę. Inna sprawa, kto "sponsoruje" Jaguara. Nie wierzę, że właściciel tejże firmy zrobił to dobrowolnie. Chociaż pewnie tak to przedstawił. Za czasów Józefa Stalina nie takie rzeczy szły za "dobrowolne". Chodziły słuchy, że nawet rozstrzeliwani byli ochotnicy. Jednak teraz anonimowi dobroczyńcy ludzkości wolą siedzieć cicho. Wystarcza im, że za parawanem pociągają za sznurki. Myślę, iż w ten sposób producent Jaguarów dał nam do zrozumienia, że zamiast sumienia można mieć samochód. Niezła reklama, prawda? Kup samochód, a zastąpi ci sumienie! Tego jeszcze nie było. Ale ta potrójna mistrzyni jest jednak cienkim Bolkiem. Dla mnie prawdziwy mistrz to ten, który oprócz przymiotów ciała nosi przymioty ducha. Ale jak już mówiłem, czasy mamy nienormalne to i bożyszcze tłumów są im podobni. Wygląda na to, że teraz wszyscy wierzą, iż poza ziemskim życiem innego już nie będzie, tak więc trzeba jak za króla Sasa - "Jeść i popuszczać pasa". Wystarczy takiemu krnąbrnemu recydywiście zagrozić zabraniem kasy, aby zaraz przywrócić go do pionu. Eunuchowaci są teraz ci oblubieńcy ludu. To nie dawni gladiatorzy.

Adam Leks

9 marca 2011

Kurwy zuchwałe i beszczelne

Przesyłam rodowód zwrotu,
o który toczy się sprawa przeciwko Wysokowi


Kurwy nachalne, zuchwałe i bezczelne

Szymek z Budziejowic - "Nachalne są te kurwy i zuchwałe. Żeby jeszcze taka małpa podobna była do ludzi! Ale suche to jak bocian, niczego na niej nie widać prócz tych kulasów, gęba, jakby ją na męki brali, i też jeszcze taka stara raszpla bierze się do żołnierzy! Kiedy dobry wojak Szwejk jechał na wojnę z Czeskich Budziejowic ku Sokalowi, na poszczególnych stacjach na eszelony z żołnierzami oczekiwały panie z towarzystwa, a nawet - z arystokracji. Na tym tle doszło do nieporozumienia, kiedy jedna z takich pań pragnąc udelektować takiego "żołnierzyka" pogłaskała jakiegoś nieokrzesanego Bośniaka po policzku. Ten, zrozumiawszy gest opacznie powiedział, że "nachalne są te kurwy i zuchwałe".

Tak się złożyło, że w sytuacji, kiedy to - pożal się Panie Boże - politycy solidarnościowi podsrywają się nawzajem, bolszewicki polityk Leszek Miller pomyślał sobie, że w związku z tym i dla niego rysuje się szansa oraz ogłosił się z przeprosinami narodu polskiego za Solidarność. Okazuje się, że komunistyczne kurwy są nadal nachalne i zuchwałe. Millerowi nie mieści się w zakutym łbie, że najpierw należałoby przeprosić za komunę, potem za rodzinę, a dopiero potem, po załatwieniu problemów osobistych, można by się zastanowić nad innymi posunięciami. Mam nadzieję, że dla Leszka Millera jedyna szansa - to wydymać szympansa. W Kambodży, w której właśnie jestem, znajdują się "pola śmierci" - tzn. miejsca, w których ideowi sojusznicy oraz polityczni przyjaciele Leszka Millera wymordowali około trzech milionów spośród 7 milionów Kambodżan. Właśnie takie Pole śmierci oglądam - i oglądając je pogardzam do szpiku kości Leszkami Millerami oraz podobnymi jemu osobnikami, którzy tylko szczęśliwym zbiegiem okoliczności uniknęli stryczka. Jaka szkoda!

Stanisław Michalkiewicz

__________

Okrzyczane przez lewicę i liberałów organem "polskiego faszyzmu". Umieszczane w raportach Komisji Europejskiej, jako jedna z głównych sił polskiego oporu antyunijnego. Wymieniane w w raportach unijnych służb specjalnych, jako zarzewie europejskiego nacjonalizmu. Cel ataków soc-liberalnych elit władzy, policji oraz prokuratury. Nośnik nacjonalizmu, tradycyjnego katolicyzmu, niezależności, gospodarczej wolności oraz historycznej prawdy. Przeciwnik dziecięcej choroby lewicowości oraz starczego uwiądu prawicowości. Nowe numery "Szczerbca" i "17" już w sprzedaży!



Foto:
Wyk. Tadeusz Zieliński
Na zdjęciu - aktualne numery czasopism NOP

8 marca 2011

"Antysemityzm" jednak przed sądem

Monarchiści o Wysoku...

"Antysemityzm" jednak przed sądem

Trzydziestu jeden byłych radnych m. Lublina zostanie przesłuchanych na okoliczność rzekomego antysemityzmu w tym mieście. Pierwotnie przeznaczona do umorzenia sprawa lubelskiego lidera LPR p. Grzegorza Wysoka oskarżonego o "nawoływanie do nienawiści i znieważenie narodu żydowskiego" nabiera rumieńców. - Opinie biegłych z UMCS Konrada Zielińskiego (politologa) oraz Ryszarda Tokarskiego (językoznawcy) nie pozwalają mi na umorzenie niniejszej sprawy - stwierdził sędzia Andrzej Woźniak i wyznaczył rozprawę lubelskiego lidera Ligi Polskich Rodzin Grzegorza Piotra Wysoka (oskarżonego o "nawoływanie do nienawiści i znieważenie narodu żydowskiego") na dzień 14 kwietnia. Na posiedzeniu tym zostaną przesłuchani świadkowie: dziennikarz lokalnego dodatku "Gazety Wyborczej", który ujawnił aferę z rzekomym znieważaniem Żydów na łamach redagowanego przez Wysoka "Biuletynu Narodowego" oraz radni Lublina poprzedniej kadencji, wśród których wydawnictwo to kolportowano. Obrona wezwała na świadka Stanisława Michalkiewicza oraz redaktora p. Piotra Zychowicza z "Rzeczypospolitej".

Sam zainteresowany redaktor Grzegorz Wysok tak pisze o swojej sprawie na stronie http://grzegorzwysok.blogspot.com/: Pod koniec grudnia 2008 r. zostałem oskarżony o to, że w redagowanym przez siebie piśmie pt. "Biuletyn Narodowy" wyraziłem swoje stanowisko w związku z roszczeniami majątkowymi, jak również groźbami wysuwanymi wobec Polski przez niektóre wpływowe środowiska żydowskie. Za opisanie prawdy, a także własny osąd tego procederu lubelska Prokuratura postawiła mi zarzuty. Stoimy wobec narastającej fali tego typu perfidnych działań. Przypadki podobne do mojego mnożą się, zaś o ocenie wyrażanych poglądów decyduje zasada tzw. "politycznej poprawności" na straży której stoją policja państwowa, prokuratura oraz sądy. W takiej sytuacji konstytucyjna wolność słowa, prasy oraz wyrażania poglądów staje się fikcją. Gorąco apeluję do Państwa o solidarność w walce o wolność prasy, jak również proszę o obiektywne relacjonowanie mojego procesu".

Jak już opisywaliśmy na stronie www.konserwatyzm.pl/publicystyka.php/Artykul/6420/ - lubelski Sąd wydaje się specjalizować w ściganiu działaczy narodowych, walczących z przejawami antypolonizmu (jak redaktor Grzegorz Wysok) albo z przejawami korupcji w wymiarze sprawiedliwości (jak Pan Ryszard Milewski, jeden z liderów Stowarzyszenia Narodowego imieniem Romana Dmowskiego). Przy okazywanej jednocześnie niechęci do zajmowania stanowiska w sprawie ekscesów żydowskich czy także antyreligijnych (http://www.konserwatyzm.pl/aktualnosci.php/Ogloszenie/6465/) daje to nam bardzo nie wesoły obraz wymiaru sprawiedliwości w grodzie nad Bystrzycą.

(karo)


Źródło:
www.konserwatyzm.pl