Powered By Blogger

30 listopada 2008

Wildstein show


Wildstein show
FELIETON ADAMA LEKSA

Oglądając któryś już z rzędu program pt. "Bronisław Wildstein przedstawia" w reżymowej TVP1 byłem niemym uczestnikiem sądu jaki się odbywał nad dawnymi "kultowymi" serialami w rodzaju "Stawki większej niż życie" czy "Czterej pancerni i pies". Prowadzący ten program za pomocą pytań zadawanych swoim gościom starał się nam udowodnić, że wymienione seriale w swoim przekazie były fałszywe, że tendencyjnie przekazywały polską historię - w ten sposób wypaczając widzowi osąd dziejów.

Wszystko to prawda! Nie mam zamiaru się z tym spierać! Myślę że i większość normalnych nie związanych z tamtym systemem ludzi też się z tym chętnie zgodzi. Ale nie o to chodzi, bowiem "brat" Bronisław Wildstein w którymś to już z kolei programie zajmuje się wyważaniem otwartych drzwi. Drąży tematy stare jak świat i dawno już przebrzmiałe nie imając się współczesnych mających niewątpliwie na nas większy wpływ.

Przypomina mi to scenę z tresury psów obronnych. Mianowicie cudacznie ubrany pozorant w trakcie zainscenizowanej walki z psami, w której te go wściekle gryzą, w odpowiednio przygotowany do tego kombinezon, nagle go zrzuca. I co się wtedy dzieje? Ano to, że psy zamiast dalej ścigać pozoranta, z zajadłością rzucają się na ów nic nieznaczący łachman - gałgan, człowieka zostawiając w całkowitym spokoju.

Takim ci właśnie dziennikarzem "śledczym" jest Bronisław Wildstein! Tropi tam wroga gdzie go dawno już nie ma a znalazłszy po nim jakiś ślad w postaci bielizny osobistej, tryumfalnie go przed sobą obnosi. Koncentruje się na miejscu kradzieży a nie widzi obok złodzieja, który bezpiecznie z łupem uchodzi. Ponadto nie dostrzega albo nie chce dostrzec, że osobnicy, którzy kiedyś kręcili PRL-oidalne gnioty w całkowitym spokoju dalej zatruwają nadwiślańskie umysły.

Aby nie być gołosłownym podam tutaj przykład małżeństwa Walterów rzeczywistych czy rzekomych właścicieli TVN - najbardziej chyba dzisiaj zaawansowanego w uprawianiu kłamstwa i sianiu dezinformacji, telewizyjnego ośrodka w Polsce. Dlatego wobec tych przedstawionych przeze mnie faktów w programie telewizyjnym prowadzonym przez „brata” Bronisława Wildsteina nie widzę uczciwej chęci zmierzenia się z prawdą tylko tak rozpowszechnioną u nas sztukę bicia piany. Odwaga zaś i bezkompromisowość w nim prezentowana ma dużo wspólnego z odwagą osobnika kopiącego martwego psa. Ponadto uważam, że współcześnie kręcone filmy wcale nie są wolne od wad tak bezlitośnie obnażanych przez Wildsteina w PRL-owskich filmach. Myślę, że ich czas równie szybko przeminie jak ich wcześniejszych pierwowzorów i spotka je typowy los będący udziałem wszystkich lewackich "dzieł" - wylądują na śmietnisku historii!

Adam Leks

28 listopada 2008

Strzały znikąd


Strzały znikąd
FELIETON ADAMA LEKSA

W spokojną niedzielę 23 listopada rozeszła się hiobowa wieść, że pojazd wiozący prezydenta Kaczyńskiego po Gruzji został ostrzelany przez nieznanych sprawców. "Niezależna " prasa w tym wydarzeniu zaraz dopatrywała się roboty osetyńskich separatystów popieranych przez Rosję.

Nie byłbym tego taki pewny! Całkiem możliwy bowiem jest przypadek że jakiś zapóźniony gruziński rezerwista w wojennej gorączce mógł do Kaczyńskiego wystrzelić. W swoim postępowaniu byłby podobny do strzelca Franciszka Dolasa z filmu "Jak rozpętałem II wojnę światową" który też strzelał do niemieckiego generała biorąc go za wrogiego dywersanta. Być może ów gruziński wojak nie znając szlachetnych intencji, naszego prezydenta względem narodu gruzińskiego i całej postępowej ludzkości w ogóle, wziął go za rosyjskiego szpiona i sabotażystę. Znamienny jest przy tym refleks jakim się wykazał amerykański agent i prezydent Gruzji w jednej osobie Michał Saakaszwili.

Wiedząc a może czując, że nad jego prezydenturą wisi już napis "Mane, tekel, fares" , czym prędzej udał się do Kaczyńskiego aby pogratulować mu cudownego ocalenia, pewnie z wyroku niebios. My także do tych gratulacji się przyłączamy jednocześnie napominając go do większej ostrożności słowami Józefa Szwejka "Juścić taki wielki pan to może sobie na taką jazdę automobilem pozwolić i nie wie jak to się może nieszczęśliwie skończyć".

Adam Leks

27 listopada 2008

Odszedł wielki przyjaciel Polski


17 listopada w wieku 83 zmarł w Toronto (Kanada) dr Wiktor Poliszczuk - Ukrainiec, człowiek zasługujący na miano "sprawiedliwego wśród narodów świata".

Urodził się 10 października 1925 r. w Dubnie na kresach II Rzeczypospolitej. Ojca - prawosławnego Ukraińca bolszewicy rozstrzelali jako wroga ludu w 1940 roku. Matkę (Polkę) wraz z dziećmi wywieźli do Kazachstanu. Wrócił do Polski w 1946 roku gdzie ukończył studia prawnicze na Uniwersytecie Wrocławskim. Został adwokatem. Tytuł doktora uzyskał za pracę "Ideologia nacjonalizmu ukraińskiego według Dymitro Doncewa". W 1981 roku wyemigrował do Kanady. Był autorem wielu prac naukowych i publicystycznych poświęconych szowinizmowi ukraińskiemu w okresie II wojny, zbrodniom OUN-UPA, SS-Galizien, Akcji Wisła i innych. Bronił sprawy polskiej, ale i ukraińskiej gdyż nie mógł pogodzić się z faktem, że współczesna Ukraina buduje swoją tożsamość na mordach i zbrodni. Uważał, że pojednanie naszych narodów może nastąpić tylko na bazie prawdy, narażał się diasporze ukraińskiej ale i lobby pro-banderowskiemu wśród Polaków. Starano się go dyskredytować, zastraszać, przemilczano Jego dorobek naukowy.

Dzisiaj gdy wreszcie można nieco więcej pisać i mówić na temat ludobójstwa na Polakach dokonanych przez banderowców będzie nam brakowało tego wielkiego przyjaciela Polski, szermierza prawdy i orędownika pojednania na jej gruncie. Pozostaje nam Jego dorobek naukowy niestety trudno dostępny. Warto wydawać i propagować Jego dzieła.

Cześć Jego pamięci!

Grzegorz Piotr Wysok


"Zamazują prawdę o ludobójstwie"

- Jak Pan ocenia przebieg oficjalnych obchodów 60 rocznicy rzezi dokonanej przez OUN-UPA na ludności polskiej Wołynia, a szczególnie wystąpienie prezydenta Kwaśniewskiego w Porycku?

Dr Wiktor Poliszczuk.: Obchody oficjalne po części zamazują prawdę o tym ludobójstwie. Kwaśniewski dopuścił się przy tym obrazy ludności polskiej Wołynia, powtarzając za Pawłem Smoleńskim z "Gazety Wyborczej", że "również Polacy mordowali Ukraińców tylko dlatego, że byli oni Ukraińcami", co można odczytać, że obie strony - polska i ukraińska, winne są w równej mierze zbrodni rzekomego bratobójstwa. Ani on, ani Kuczma swymi postawami nie dowiedli, iżby rozumieli, że w czasie masakry na Wołyniu w 1943 r. nie było "strony ukraińskiej", a była tylko "strona banderowska" i to ona, a nie naród ukraiński, winna jest zbrodni ludobójstwa na ludności polskiej.

- Rzeź Polaków odbywała się także na innych terenach Kresów, nie tylko na Wołyniu?

Dr Wiktor Poliszczuk.: Jest to rezultat socjotechniki po mistrzowsku uprawianej przez nacjonalistów ukraińskich: skoro nie można uniknąć problemu mordów na Polakach, to przynajmniej zawęźmy go do Wołynia. O mordach na ludności polskiej w Halicji dziś prawie nic się nie mówi. Tymczasem organizatorami tego ludobójstwa byli haliczanie z OUN Bandery, z batalionów Nachtigall i Roland, którzy stanowili trzon UPA i z których składała się "Służba Bezpeky" OUN Bandery. Pierwsze sotnie UPA tworzyli ochotnicy z Halicji, natomiast sotnie z Wołynia w zasadzie tworzone były w drodze pozaprawnej "mobilizacji" do UPA. Myślę, że wobec zbliżającej się 60. rocznicy mordów, których kulminacja przypada w 1944 roku, Kresowianie z Halicji nie pozwolą zapomnieć o swych ofiarach, które padły z rąk banderowców.

- Na ile szacuje Pan Doktor liczbę polskich ofiar UPA w czasie całej masakry na Kresach Wschodnich?

Dr Wiktor Poliszczuk.: Na Wołyniu w 1943 roku z rąk banderowców zginęło co najmniej 60.000 Polaków. Masowe mordy na Polakach w Halicji rozpoczęły się w 1944 roku, a były one nawet bardziej drastyczne, bo było tam więcej małżeństw mieszanych polsko-ukraińskich, w następstwie czego były nierzadkie przypadki mordowania polskiego rodzeństwa, a nawet rodziców. Liczba ofiar polskich w Halicji jest nie mniejsza niż 60.600. Razem więc na Wołyniu i w Halicji z rąk banderowców padło minimum 120.000 Polaków.

- Większość historyków ukraińskich oraz spora część polskich relatywizuje winę OUN-UPA lub wręcz określa ją jako formację narodowo-wyzwoleńczą. A jak Pan Profesor to ocenia?

Dr Wiktor Poliszczuk.: Wbrew stanowisku przyjętemu w 1994 r. w Podkowie Leśnej, OUN-UPA nie była formacją narodowo-wyzwoleńczą narodu ukraińskiego, gdyż nie miała mandatu tego narodu. Owszem, OUN Bandery dążyła do powołania do życia państwa ukraińskiego, ale państwa typu faszystowskiego Ukraińcy sobie nie życzyli. UPA nie była formacją powstańczą bowiem składają się one wyłącznie z ochotników. Już w maju 1943 roku w 50%, a pod koniec tego roku w 90% UPA składała się ze "zmobilizowanych" terrorem.

- Ukraińscy szowiniści utrzymują, że polskie podziemie mordowało cywilną ludność ukraińską. Jak Pan ustosunkowuje się do tego?

Dr Wiktor Poliszczuk.: Z rąk broniących się Polaków mogło paść na Wołyniu nie więcej niż 600 Ukraińców niezwiązanych ze strukturami OUN-UPA, a w Halicji, gdzie działała AK, nie więcej jak 1800. Pamiętać przy tym należy, że ofiarą nie jest napastnik zabity w trakcie obrony. Większość ofiar ukraińskich z rąk polskich, odnosi się do powojennych terytoriów Polski, na których OUN usadowiła we wsiach ukraińskich oddziały UPA tworząc w nich tzw. "Samoobronne Kuszczowe Oddziały". Zarówno polskie podziemie, jak i państwo polskie miały prawo i obowiązek likwidacji utworzonych na jego terenie struktur, zmierzających do oderwania jego terytoriów. W toku tej likwidacji z rąk polskich padła nieokreślona liczba niezwiązanej z OUN-UPA ludności ukraińskiej, czego nie można było uniknąć, ale winę za te ofiary ponosi OUN Bandery. Przy tej okazji wskazać należy na nieznany nauce polskiej fakt mordów masowych dokonywanych na ludności ukraińskiej przez bojówki OUN, szczególnie przez "Służbę Bezpeky". W latach 1942-1950 z rąk banderowców na Wołyniu i w Halicji zginęło co najmniej 80.000 Ukraińców. W książce "Gwałt na prawdzie o zbrodniach OUN Bandery" (Toronto, 2003 r.) opublikowałem ponad 5.000 nazwisk tych ofiar. Już samo to pozbawia OUN-UPA podstaw do określania się jako formacja narodowo-wyzwoleńczą.

- Nacjonalizm ukraiński stanowi groźną zorganizowaną siłę nie tylko w Polsce i na Ukrainie, ale o zasięgu międzynarodowym. Skąd wynika jego siła?

Dr Wiktor Poliszczuk.: Jego siła wynika z dwóch źródeł: (1) z zasad ideologicznych i założeń programowych OUN, które szczegółowo opisałem w swych pracach; (2) ze strategii Zachodu, szczególnie USA wobec Rosji i Ukrainy. Od roku 1946 Zachód wykorzystywał nacjonalistów ukraińskich do prowadzenia "zimnej wojny" przeciwko ZSRR, a po jego upadku do oderwania Ukrainy od Rosji. Temat jest wart odrębnego omówienia. Tutaj wskazać tylko należy, że prócz nacjonalistów w narodzie ukraińskim nie ma sił zdecydowanie antyrosyjskich, więc Zachód, gdy chodzi o Ukraińców, może liczyć tylko na nacjonalistów ukraińskich w realizacji swej strategii, a sprzymierzeńców nie wypada nazywać zbrodniarzami. Na tej fali nacjonaliści ukraińscy, szczególnie banderowcy, podnoszą głowę w Polsce i na Ukrainie, wchodzą do bloku politycznego Wiktora Juszczenki, stawiają pomniki organizatorom i wykonawcom ludobójstwa na ludności polskiej i ukraińskiej, trwa heroizacja zbrodniarzy.

- Jeszcze niedawno marginalne, dziś wpływy szowinistów ukraińskich objęły całą Ukrainę. Widzimy wznoszenie pomników mordercom z UPA, pełne antypolskiego jadu i kłamstw - podręczniki historii. Jakie są przyczyny tej ofensywy i jakie niesie ona ze sobą skutki dla stosunków polsko-ukraińskich?

Dr Wiktor Poliszczuk.: Na Ukrainie istnieją jedynie szczątkowe partie ideologiczne: Komunistyczna Partia Ukrainy oraz banderowcy występujący pod nazwą Kongres Ukraińskich Nacjonalistów. Oni przy pomocy Juszczenki weszli do parlamentu, a ich przywódczyni Sława Stecko za zgodą Rządu Ukrainy została pochowana na Bajkowym Cmentarzu. Pozostałe partie mają charakter instrumentalny, powołane są jedynie po to, by - jak u Kuczmy - walczyć o władzę, a zdobytą utrzymać. Te partie, w zależności od potrzeb politycznych, mogą tolerować, a czasem nawet popierać ruchy skrajnie nacjonalistyczne. Znajomość założeń programowych nacjonalizmu ukraińskiego pozwala na wniosek, że istnienie i działalność jego struktur (w Polsce występują one pod firmą Związku Ukraińców w Polsce, chodzi o jego ZG, a nie o rzesze członkowskie, jak też Bractwo UPA) stanowi zagrożenie dla pokoju w Europie. Zgodnie z tymi założeniami w skład państwa ukraińskiego mają wejść terytoria o pow. ok. 600.000 km pozostające poza granicami dzisiejszej Ukrainy (której obszar wynosi właśnie 600.000 km, a gdy chodzi o Polskę, są to tereny Podlasia, szeroko pojętej Chełmszczyzny, Nadsania i Żemkowszczyzny o łącznej powierzchni ok. 19.500 km. Chodzi też o terytoria słowackie, białoruskie, rosyjskie, mołdawskie, rumuńskie. Od tych zasad ideologicznych i założeń programowych nacjonalizm ukraiński nigdy nie odszedł, ich znajomość pozwala sobie uzmysłowić zagrożenie dla pokoju z jego strony. Niestety, nauka polska do dziś lekceważy te najważniejsze elementy nacjonalizmu ukraińskiego, nie ma na ten temat opracowań historyków polskich.

- Dziękuję za rozmowę.

Wywiad z dn. 30.10.2003, autoryzowany

25 listopada 2008

Przerażające bluźnierstwa w internecie bezkarne


Na jednym z portali (którego ze zrozumiałych względów nazwy nie podaję) można oglądać filmy przedstawiające bezczeszczenie Najświętszego Sakramentu. Dwudziestoletni autor kilkudziesięciu filmików mówiący łamaną angielszczyzną bezcześci Hostię, kroi Ją skalpelem, nakłuwa szpilkami, przypala papierosami, gotuje, krzyżuje. Łącznie znieważa na kilkadziesiąt sposobów. Zdobywa Ją przystępując do Komunii (rozdawanej na rękę) co również widać na filmie.

Nie powiodły się działania amerykańskich internautów próbujących zablokować filmy zwyrodnialca. Stało się tak mimo, że na serwisie internetowym zabronione jest umieszczanie nagrań obrażających innych ludzi. W obronie bluźniercy stanęły tzw. "autorytety moralne". Z internetu usuwane są wyłącznie filmy obrażające żydów i muzułmanów. Katolików obrażać można, a nawet jest to w modzie. Módlmy się o opamiętanie dla bluźnierców.

Grzegorz Piotr Wysok

24 listopada 2008

Ludzie listy piszą...


- Original Message -
Sent: Thursday, November 27, 2008 13:12 PM
Subject: list

Szanowny Panie Redaktorze!

Myśl o podzieleniu się z Panem swoimi refleksjami zrodziła się u mnie niemal natychmiast, gdy zaintrygowany tytułem krótkiego artykułu pt. "Plusy dodatnie i ujemne prezydenta Kaczyńskiego" zapoznałem się z jego treścią jeszcze na spacerze.

Pomijam w tym momencie całkowitą miernotę i płyciznę wszelkich komentarzy na temat bieżącej sytuacji politycznej w wiodących mediach. Ale rozgoryczenie rośnie, gdy taki sam niezrozumiały bełkot - a przynajmniej świadome zaciemnianie sytuacji - uprawiają środowiska (przynajmniej z nazwy) narodowe, katolickie czy patriotyczne. Stąd moje uznanie dla Pańskich publikacji, w których dość dosadnie rozprawia się Pan z cynizmem opinii prezentowanych przez braci Kaczyńskich. Ci kreowani przez Radio Maryja "eksperci od spraw wszelkich" wciskają od pewnego czasu poczciwym słuchaczom RM i czytelnikom "Naszego Dziennika" bardzo specyficzną wizję przyczynowo-skutkową dzisiejszej rzeczywistości. Zaznaczam, że nie jestem stałym odbiorcą wspomnianych wyżej mediów, ale od czasu do czasu zaznajamiam się z poglądami tam prezentowanymi. Na Jarosława Kaczyńskiego zwróciłem uwagę jakiś czas temu, gdy w jednej z audycji RM z całą powagą przekonywał słuchaczy, że jedyną alternatywą dla liberalnej Platformy jest Prawo i Sprawiedliwość. I oto kilka dni temu, podczas jazdy samochodem i mimowolnego przeskakiwania po kanałach jego zacny brat po raz kolejny zapewnił, że Polska nie będzie przeszkodą w ratyfikacji Traktatu Lizbońskiego. A wszystko powtarzane było po wielokroć, do tego każda myśl obficie polewana gęstym patriotycznym sosem, w którym sformułowanie "dobro Polski" pojawiało się niemal w każdym zdaniu.

Całe szczęście dramatyczne losy szukania układu w układzie przyniosły wreszcie szokujący wynik w postaci odkrycia, jaki układ zamelinował się w PiS-ie. Zaczęło się od wyrzucenia z rządu szefa MSWiA Janusza Kaczmarka, protegowanego prezydenta Kaczyńskiego i ministra Zbigniewa Ziobry. Układ wspierał również Krzysztof Krauze, jedyny biznesmen ceniony przez głównego lokatora Pałacu Namiestnikowskiego oraz zaufany Kaczorów prezes PKO Jaromir Netzl. Do dziś nic nie wiemy na temat powiązań z Andrzejem Lepperem i Romanem Giertychem, którzy na tle walki z układami zostali szybko wykopani z koalicyjnego raju na zgniłozieloną trawkę. Mijały kolejne lata, a nie osądzono żadnej mendy rozgrabiającej kraj po 1989 r., a przecież w powoływaniu kolejnych służb tropiących popleczników oligarchii i sprawności podsłuchowej PiS osiągnął światowy poziom. W zamian za ślepotę na hasanie na wolności Balcerowiczów i Lewandowskich, partia Kaczyńskich rzuciła Polakom na rybkę trochę patriotycznego oddechu przez piłsudczykowsko-chadecki filtr bezpieczeństwa, aby Polacy nie zarazili się wyklętym nacjonalizmem. Odbyło się parę defilad, potrząsano szabelką Berlinowi (żeby się w końcu z nimi pogodzić), a w przemówieniach PiS-owskich prominentów odmieniało się patriotyzm we wszystkich przypadkach. Jednocześnie zacieśniono współpracę z narodem wybranym do tego stopnia, iż Izrael uznał rząd PiS-u za najbardziej sobie przychylny od upadku PRL. Michnika i ogólnie udecki beton, pewnie szlag trafił. Tyle zrobili dla powstania nad Wisłą Izraela-bis, a tymczasem wyprzedziły ich w tym mało zbożnym dziele znienawidzone Kaczory. Panu, Panie Grzegorzu epoka Prawa i Sprawiedliwości zapewne kojarzyć się będzie z bezprawiem i niesprawiedliwością, bo spotkały Pana wyjątkowo perfidne szykany ze strony aparatu państwowego podobne do tych, gdy władzę sprawowała neokomuna. PiS-owscy są także prawicowymi prymusami w dziedzinie tępienia wydumanego antysemityzmu i stąd myślę - ów wredny stosunek do Pańskiej osoby.

Dziękuję za podjęcie polemiki z tym właśnie środowiskiem, gdyż wszelki fałsz z tej strony nosi już dawno znamiona sabotażu i zdrady. Ufam, że opublikuje Pan mój list w swoim biuletynie, odnosząc się do niego obiektywnie. Niech moje słowa będą wyrazem poparcia i zachętą do dalszej polemiki ze światem absurdu.

Z poważaniem
Życzliwy z Lublina


Moja odpowiedź:

W zasadzie zgadzam się z wszystkimi Pana uwagami. Nie jest tylko prawdą, że represje(czy raczej próby ich stosowania) spadły na mnie za rządów PiS (prawdziwe represje spadały na mnie za komuny - teraz to tylko niewinne igraszki i przekomarzania). Nastąpiły one z resztą w tym roku, a więc za władzy "plemiela" Tuska, ministra Ćwiąkalskiego i Schetyny.

Co do Radia Maryja - jest ono oczywiście wykorzystywane przez PiS ale należy zabiegać aby o. Dyrektor przejrzał i zrozumiał, że zasada "Ekstra PiS-orum nulla salus" - (co się wykłada, że poza PiS-em nie ma zbawienia) to droga do nikąd. Musimy sobie jednak zdawać sprawę, że parasol ochronny jaki do pewnego stopnia spełnia PiS wobec Radia jest kuszącym argumentem dla kolaboracji, zaś "wiercenia geotermalne" kosztują bardzo dużo, a Ruch Narodowy nie ma w odróżnieniu od PiS dotacji budżetowych ani możnych przyjaciół. Liczyć należy na uświadomienie słuchaczy metodami "ubogimi".

Myślę, że ten proces już się rozpoczął, a tzw. elektorat Radia Maryja jest w większości (mimo wszystkich swych braków) naturalnym sojusznikiem narodowców i wcześniej czy później to zrozumie. W przeciwnym razie ziszczą się przypowieści Kochanowskiego "że Polak przed szkodą i po szkodzie głupi". Oby tylko w Ruchu Narodowym wyłonił się silny ośrodek kierowniczy!

Z szacunkiem
Grzegorz Piotr Wysok

22 listopada 2008

Zapomniany 13 grudnia


Godło Polski z lat 1919-1927
__________


Zapomniany 13 grudnia

13 grudnia 1927 a więc rok po przewrocie majowym - rozporządzeniem prezydenta Mościckiego ówczesne władze (zdominowane przez masonów) dokonały zmiany herbu Państwa Polskiego.

W miejsce wizerunku orła nawiązującego do czasów I Rzeczypospolitej - w zamkniętej koronie zwieńczonej krzyżem - wprowadzono orła z dwoma masońskimi pięcioramiennymi gwiazdkami na skrzydłach i otwartej koronie bez krzyża. Była to jak należy przypuszczać swoista demonstracja programu politycznego nowej ekipy wyniesionej do władzy przez zamach majowy Piłsudskiego, a przekuta na czytelny symbol. Oto odrzuca się chrześcijańskie dziedzictwo Polski a w to miejsce wprowadza symbolikę nowoczesną, masońską i laicką. Taki stan rzeczy trwał do 11 listopada 1956 kiedy to rząd emigracyjny zdecydował się dodać do korony krzyżyk nie zmieniając jednak rysunku godła i pozostawiając pięcioramienne gwiazdki - fakt, że nieco w zawoalowanej formie.


Herb R.P. wg wzoru z 1927 r.
__________


W roku 1989 - gdy zdecydowano w kraju o przywróceniu orłowi korony nawiązano (mimo protestu środowisk narodowo chrześcijańskich) do wzoru godła z 1927 roku. Taki stan obowiązuje do dziś.

W chwili gdy los niepodległości i tożsamości narodowej Polski waży się- warto pomyśleć o powrocie do tradycyjnej formy heraldycznej. Na to, że uczynią to obecne władze trudno liczyć dobrze jednak aby przynajmniej środowiska narodowe w swoich publikacjach posługiwały się wyłącznie wizerunkiem orła z krzyżem (6). Będzie to swoista demonstracja a w przyszłości (po zwycięstwie) przywrócimy Królewskiemu Ptakowi jego chrześcijańską koronę. Zmiana wizerunku orła dzisiaj byłaby wyłącznie przysłowiowym kwiatkiem do kożucha.

Grzegorz Piotr Wysok

__________

6) Rzecz ciekawa, że orzeł z krzyżem przetrwał jako znak Wojska Polskiego.

21 listopada 2008

Nie płakałem po Bronku


Wywiad z Eugeniuszem Sendeckim, narodowym demokratą, lekarzem, twórcą TELEWIZJI NARODOWEJ

Blog Grzegorza Wysoka.: Co to jest TELEWIZJA NARODOWA?

Eugeniusz Sendecki.: Inicjatywa warszawskiego środowiska narodowo-demokratycznego, w którym działam od 2000-go roku. Realizujemy materiały telewizyjne i rozpowszechniamy je za pomocą Internetu. Filmy kręcimy najprościej jak to możliwe - za pomocą telefonów komórkowych. Udało się nam pokazać opór środowiska endeckiego przeciwko Traktatowi Lizbońskiemu, poruszyć bolesny problem popierania PiS-u, kwestię medialnego nadymania postaci masona Bronisława Geremka, opisać bolesną sprawę Profesora Jarosza i parę innych tematów. Zauważyliśmy ciekawą postać Sztuki Narodowej - rzeźbiarza Bartłomieja Kurzeję. Osobą niezwykle ważną dla powstania TELEWIZJI NARODOWEJ jest polityk endecki z Warszawy - Sławomir Andrzej Zakrzewski, najlepszy obecnie mówca polskiego ruchu narodowego.

B.G.W.: Czy jesteście konkurencją dla TELEWIZJI TRWAM?

E.S.: Większość tematów, które poruszamy mogłyby, a wręcz powinny się znaleźć na antenie tego ośrodka medialnego, właściwie - każdej telewizji wiernej Prawdzie i Narodowi Polskiemu. Z przyczyn nie do końca dla mnie zrozumiałych (prawdopodobnie naciski polityczne kardynała Tarcisio Bertone, Szefa Służb Watykańskich dogadującego się z WASP-ami?) wiele tematów niezwykle istotnych nie ma tam jednak miejsca. Nasze działania wypełniają tę lukę. Dla obrony TELEWIZJI TRWAM należy jednak pamiętać, że w innych telewizjach Sprawa Polska jest traktowana jeszcze gorzej.

B.G.W.: Jak robicie TELEWIZJĘ?

E.S.: Działanie internetowej TELEWIZJI NARODOWEJ jest proste - kręcimy komórką ciekawy film o ludziach i polskich sprawach, umieszczamy go na YouTubie lub innej stronie internetowej, pozwalamy komentować każdemu, doprowadzamy do spotkania i porozumiewania się różnych ludzi, środowisk. Przyszłość narodowych (polskich) środowisk politycznych i społecznych to wielkie środowiska, dobrze zintegrowane, posługujące się Internetem, trudne do infiltrowania przez Służby Specjalne, szybko reagujące na każdą prowokację, dające stabilność biegowi rzeczy w Kraju. Ważnym elementem naszej działalności są imprezy.

B.G.W.: Imprezy?

E.S.: Bez imprez nie ma życia politycznego, ani jakiegokolwiek innego. Taką mamy prostą koncepcję, żeby brać żywy udział w masowych imprezach organizowanych w Polsce i kreować własne. Nagrywać swój udział i komentować wystąpienia innych osób. Ciekawy materiał na przykład udało się nam zrealizować z ostatniej pielgrzymki Rodziny Radio Maryja na Jasną Górę, tego dnia w którym zginął Geremek. Udało się nakręcić pięcioczęściowy reportaż z Czeczetkowiczem i Pospieszalskim podczas szczucia Polaków na Rosję ostatniego lipca… Robimy również samodzielne imprezy - prawybory, dyskusyjne spotkania przy herbacie, pikiety przed izraelską, czy rosyjską ambasadą etc.

B.G.W.: Jakie są Pana związki z Lublinem?

E.S.: Studiując działałem w Ruchu Światło-Życie, po studiach na lubelskiej Akademii Medycznej od roku 1995-tego działam politycznie. Spotkałem w tym mieście kolegów - endeków Ryszarda Milewskiego, Grzegorza Wysoka, Czesława Kloca, Mieczysława Krapca, Artura Zawiszę, Leszka Gregorowicza, Piotra Mazura i Arkadiusza Robaczewskiego którzy otworzyli mi oczy na wpływy WASP-owskie, masońskie i antypolskie w krajowej i światowej polityce.

B.G.W.: Co Pan robi w życiu politycznym?

E.S.: Zapisanie się do partii i podjęcie przez osobę narodowości polskiej próby działanie w partyjnych strukturach jest trudne. Opanowanie struktur przez ludzi obcych Polskości jest niebywałe! Wyrzucano mnie z partii trzy razy, a ja za każdym razem - wracałem. Okazywało się, że prześladują mnie systematycznie właśnie ludzie obcy Polskości (działający w strukturach partii narodowych!). Nie dziwię się Im, w końcu żeby rządzić Polską skutecznie - muszą ciągle robić Polakom niby-ruch narodowy, żeby skanalizować naszą narodową aktywność. Ciągle utrzymywać naiwnych gojów w stanie zapatrzenia na obcych Polskości liderów, obce Polskości pomysły, struktury… W sumie zapisywałem się już do trzech partiach politycznych (ZChN, SN, obecnie w LPR). Zauważyłem jednak że wiele też można zrobić poza partiami politycznymi, samodzielnie, z grupą oddanych przyjaciół, w gronie odpornym na manipulację i przenikanie Służb. Robiąc dobre polskie rzeczy poza partią pomagam kolegom partyjnym.

B.G.W.: Czy jest coś lepszego od Ligi Polskich Rodzin na polskiej scenie politycznej?

E.S.: Na razie nie widzę lepszej partii politycznej. Od 2000-go roku konstrukcja polityczna realizowana przez Macieja, Romana i Wojciecha Giertychów jest najtrwalsza. Skupiła pod swoimi skrzydłami liczne środowiska i cennych działaczy endeckich. Natomiast owszem, wiem, że wiele dzieje się poza Ligą, wielu niezłych działaczy zostało wręcz wypchniętych poza partię. Ano - zobaczymy co się będzie działo przed najbliższymi wyborami do Parlamentu UE.

B.G.W.: Czy współpracujecie ze Służbami Specjalnymi?

E.S.: Działamy jawnie. Cała działalność TELEWIZJI NARODOWEJ jest w internecie, nasze imprezy są jawne, legalne, zawsze zgłaszane na policję i do służb miejskich. Wiem skądinąd, że nasze rozmowy telefoniczne i treści przekazywane w formie filmów internetowych są wytrwale przesłuchiwane przez różne Służby. Mi to nie przeszkadza, bo rozumiem rolę Służb w dzisiejszym Państwie. Nic się przed tymi Smutnymi Panami nie skryje przecież. Mają stały dostęp do naszych rozmów telefonicznych, wypowiedzi internetowych, dysków komputerowych etc. Niepokoi mnie jednak anonimowość ludzi porządnych przed… innymi ludźmi porządnymi. Pragnę doprowadzić do sytuacji, w której rzetelną informację o Ruchu Narodowym (polskim) będą mieli nie tylko właściciele Systemu Echelon, ale każdy… działacz endecki szczebla podstawowego. Dlatego między innymi też powstała i działa TELEWIZJA NARODOWA. Drażni mnie jednak uparte prowokowanie mnie i Kolegów przez złośliwych nadgorliwców ze Służb do jakichś zbyt ostrych, łamiących prawo wypowiedzi. Oczywiście nie dajemy się wkręcać w żadne takie sytuacje, ale pozwolę sobie zwrócić się do Panów ze Służb, którzy na pewno przeczytają ten wywiad. - A weźcie się Panowie od TELEWIZJI NARODOWEJ i "Biuletynu pod redakcją Grzegorza Wysoka" od…czepcie!

B.G.W.: Dziękuję za rozmowę i również pozdrawiam Panów ze Służb.

E.S.: Pozdrowienia dla Czytelników "Biuletynu".

Wywiad autoryzowano.

19 listopada 2008

Śmierć prezydenta



Śmierć prezydenta
W rocznicę zabójstwa Gabriela Narutowicza - pożegnanie z mitem

J. E. ks. Arcybiskup Józef Życiński, który ostatnio przeżywać musi męki niczym diabeł z ballady "Pani Twardowska" na skutek przypomnienia jego współpracy z IV Wydziałem SB, w czasie swego dytyrambu (1) z okazji Dnia Niepodległości był łaskaw (po który to już raz?) zaatakować polski obóz narodowy. Tym razem Ekscelencja z wrodzonym wdziękiem przypisał nielubianemu sobie stronnictwu winę za mord jakiego dopuścił się Eligiusz Niewiadomski na pierwszym prezydencie odrodzonej Rzeczypospolitej.

Tak się składa, że 16 grudnia przypada 86 rocznica tego smutnego wydarzenia warto więc (zwłaszcza, że jest dziś moda na wyjaśnianie tajemnic historii - Westerplatte, śmierć Sikorskiego) przyjrzeć się dokładniej kulisom tamtych wypadków. Czy naprawdę rację mają ci, którzy z mordu na Narutowiczu uczynili "bat" na narodowców, czy też prawda wygląda inaczej tak, że nawet "Historykom" (2) i "Filozofom" się nie śniła?

Od lat przyzwyczailiśmy się widzieć tę sprawę w taki oto sposób, że po przegranym głosowaniu w Parlamencie (kandydatem narodowców na urząd Prezydenta był hr. Maurycy Zamoyski) i oborze głosami socjalistów, mniejszości narodowych i zdezorientowanych ludowców masona prof. Gabriela Narutowicza na prezydenta - endecja dostała amoku. Rozpętano przeciw elektowi wściekłą kampanię prasową, wyprowadzono tłumy na ulice, rozgrzano do czerwoności emocje w wyniku czego niezrównoważony artysta, malarz Eligiusz Niewiadomski (oczywiście endek) zastrzelił w Zachęcie prezydenta RP (3).

Tymczasem w świetle skropulatnych badań (4) rysuje się zupełnie inny obraz tej tragedii. Czyn Niewiadomskiego prawdopodobnie nie był przejawem skrajnych, morderczych skłonności obozu narodowego lecz wynikiem przemyślnej i perfidnej prowokacji, która była dziełem obozu piłsudczykowskiego.

Plan i cel spiskowców był bardzo prosty. Zakładali oni (słusznie), że z powodu śmierci Narutowicza spowodowanej przez "endeka" (faktycznie Niewiadomski nie był członkiem żadnej narodowej organizacji) wybuchną w Warszawie masowe protesty i wielkie manifestacje robotników - socjalistów oraz licznych w tym mieście Żydów. Do manifestacji dołączą przygotowane zawczasu bojówki piłsudczykowskie i to one dokonają pogromu polityków i działaczy narodowych obwinionych o "moralne sprawstwo" zabójstwa Prezydenta. Wśród ofiar "spontanicznego gniewu ludu" znalazłby się m. in. gen. Józef Haller, którego już wcześniej próbowano wmanipulować w kierowanie akcją antynarutowiczowską - posługując się grubymi nićmi szytą prowokację policyjną.

Po dokonaniu krwawej rozprawy z narodowcami do akcji miał wkroczyć Piłsudski stając na czele wojska - ukrócić anarchię i bezprawie, jako czynnik rzekomo neutralny i stojący ponad podziałami partyjnymi.

Plan ten genialnie prosty w tym wypadku nie wypalił a to z powodu dwóch osób. Pierwszą był przywódca PPS Ignacy Daszyński, który kategorycznie odmówił swoim partyjnym towarzyszom udziału w "mokrej robocie" i ostro sprzeciwił się zaplanowanej rzezi; (5) drugą gen. Sikorski, który po zabójstwie Narutowicza ujął w ręce stery rządów i uniemożliwił piłsudczykowski zamach stanu i rzeź narodowców. Tutaj być może należy szukać przyczyn śmiertelnego antagonizmu między Sikorskim a piłsudczykami.

Co do samego zabójcy E. Niewiadomskiego, proces, który mu wytoczono był przygotowany i prowadzony bardzo niestarannie. W czasie śledztwa i na rozprawie nie starano się dociec wszystkich okoliczności mogących rzucić światło na faktycznych inspiratorów zbrodni. Ignorowano ważne zeznania świadków. Sam zabójca wziął całą winę na siebie a ówczesne media zrobiły z niego oszołoma i wariata. W istocie Niewiadomski jako były funkcjonariusz kontrwywiadu (dwójki) w czasie wojny 1920 mógł być do zbrodni nakłoniony przez byłych współpracowników. W każdym razie zrobiono wiele aby ułatwić i umożliwić mu dostęp do prezydenta. Ochrona też nie stanęła na wysokości zadania. Znaków zapytania jest bardzo wiele.

Piłsudski osiągnął swoje dopiero w maju 1926 kiedy w wyniku wywołanej wojny domowej obalił rząd Witosa i prezydenta Wojciechowskiego instalując własny system zwany "sanacją" ale to już inna historia.

Nasuwa się mimo woli analogia do późniejszych poczynań tow. Stalina, który podobny mechanizm (zabójstwo Sergieja Kirowa - 01.12.1934 - sekretarza leningradzkiej komórki partii bolszewickiej) wykorzystał do krwawej rozprawy z towarzyszami i rozpoczęcia "wielkiej czystki". Czyżby nasz "geniusz niepodległości" był mimowolnym nauczycielem "umiłowanego przywódcy ludu pracującego i całej postępowej ludzkości"?

Grzegorz Piotr Wysok

__________

1) Dytyramb - z gr. żałosna pieśń kozła na cześć Dionizosa. W przenośni podniosła mowa.

2) Chodzi o prof. KUL Jerzego Kłoczowskiego - TW "Historyk" (okres współpracy z SB 1957-1987) przyjaciela JE ks. Józefa Życińskiego - TW "Filozof" (okres współpracy 1977-1990) zaangażowanego w obronę prof. Kłoczowskiego jak i wszystkich agentów byłej bezpieki z Bolkiem na czele.

3) Do utrwalenia takiej wizji wśród szerokich kręgów przyczynił się w znacznym stopniu film J. Kawalerowicza "Śmierć prezydenta" - zresztą warsztatowo znakomity.

4) Np. J. Giertych "O Piłsudskim", Londyn 1987, rozdział XII.

5) Szczegóły można znaleźć we wspomnieniach polityka PPS Adama Pragiera pt. "Czas przeszły dokonany", Londyn 1966. Pragier uważa, że była to największa w życiu Daszyńskiego zasługa jaką oddał Polsce. Zob. też M. Ruszczyc "Strzały w Zachęcie", Katowice 1987, s. 185-196.

18 listopada 2008

Źle się chłopcy bawicie


Ajajajajaj! A to ci dopiero surpryza! A to obciach! "Śledczy nie mają pewności, czy w ogóle doszło do przestępstwa. Na razie trzeba ustalić czy zostało ono popełnione" - ubolewa p. Paweł Krzemieński z lubelskiego dodatku żydowskiej gazety dla Polaków.

Chodzi o to, że "intensywne śledztwo" przeciw niżej podpisanemu redaktorowi i wydawcy "Biuletynu" utknęło.

Przypomnijmy, że donosiciele z "Gazety Wyborczej" i 1 (słownie jeden) radny złożyli w sierpniu "zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa" (myślozbrodni) polegającej na opisaniu absurdalnych roszczeń majątkowych wysuwanych wobec Polski przez przedstawicieli tzw. "przemysłu holocaust" czyli Światowy Kongres Żydów z centralą w USA oraz historię zabiegów żydowskich zmierzających do budowy na ziemiach polskich tzw. "Judeopolonii" (materiał czysto historyczny i solidnie udokumentowany).

Machina sprawiedliwości (ludowej) ruszyła, przesłuchano świadków, biegłych i... "Na razie trzeba ustalić czy zostało ono (przestępstwo) popełnione".

No tak być nie może! Pan Krzemiński przyzywa więc w sukurs radnego Kamila Zinczuka z SDPL (bermanowcy), który chce redaktora "Biuletynu" zamknąć w psychuszce! Nie dziwi to wcale boć SDPL to przecież kontynuator nieboszczki PZPR (a konkretnie jednej z jej frakcji) - proletariackiej partii typu leninowskiego, która to nie tak wcale dawno nie takie rzeczy z "wrogami ludu" wyprawiała. Były czasy towarzysze!

Pikanterii publikacji "Gazety Wyborczej" dodaje fakt, iż wspomniany artykuł umieszczono tuż obok innego pt. "Siła wolnego słowa" dotyczącego lubelskich opozycjonistów i niezależnych wydawnictw z okresu komunistycznego, w których to działaniach miałem niejaki udział. A zwalczano nas wówczas podobnymi i gorszymi metodami. Trudno o większy przykład obłudy ("obłudy do nieba śmierdzącej") lecz i niezamierzony chyba efekt komiczny.

Tak więc "nil deperandum" dalej robimy swoje, a Państwa zapraszam na moją stroną internetową - http://grzegorzwysok.blogspot.com/, na której na bieżąco będę informował o sprawie.

Następny numer "Biuletynu" ukaże się jeszcze przed świętami Bożego Narodzenia.

Grzegorz Piotr Wysok

17 listopada 2008

Radni przesłuchani w trakcie sesji


Radni przesłuchani w trakcie sesji

Po publikacji "Gazety" policja przesłuchała lubelskich radnych, do których regularnie trafiał biuletyn zawierający treści antysemickie.

Radnych przesłuchiwali policjanci w biurze rady miasta. Wysłuchanie 29 z 31 rajców zajęło funkcjonariuszom ponad trzy godziny. - Każdemu z nas poświęcili ok. 10 minut - relacjonuje Kamil Zińczuk, radny SdPL.

Cała akcja to skutek publikacji "Gazety". W sierpniu ujawniliśmy, że do skrzynek radnych w ratuszu regularnie dostarczany jest antysemicki biuletyn. Żaden z polityków nie reagował na treści w nim zawarte. Jego autor Grzegorz Piotr Wysok przedstawia w nim Żydów jako chciwców chcących z Polski wykroić własne państwo. Według wydawcy biuletynu żydowski działacz Ronon Eidelman to prominentny przedstawiciel "przedsiębiorstwa Holocaust", domagającego się od Polski "wypłaty haraczu w wysokości około 65 mln dolarów".

- Takie sformułowania to jedynie chwyt publicystyczny - zapewniał w sierpniu Wysok.

Radni zaczęli się oburzać dopiero, kiedy nagłośniliśmy sprawę. - Po przeczytaniu tych tekstów uznałem, że człowiek, który jest autorem czegoś takiego, musi być chory, dlatego je najzwyczajniej w świecie wyrzucałem - mówi Zińczuk.

Twierdzi jednocześnie, że radni już nie dostają gazetki. Natomiast broszura nadal jest wydawana i rozpowszechniana wśród mieszkańców Lublina. Wysok kolejny numer zapowiada na święta Bożego Narodzenia. Przed prokuratorem odmówił składania wyjaśnień. - Poczekam na zarzuty. Poza tym nie widzę w mojej działalności nic złego - mówi Wysok. W piątek Prokuratura Rejonowa Lublin - Północ otrzymała opinię biegłego w zakresie analizy źródłowej i historycznej jego publikacji. Nie ujawnia jej szczegółów, ani tego, czy według ekspertów pismo zawiera treści antysemickie. Decyzję o dalszym przebiegu śledztwa podejmie prokurator prowadzący sprawę. Śledczy nie mają pewności, czy w ogóle doszło do przestępstwa. - Na razie trzeba ustalić, czy zostało ono popełnione. Sprawca może się liczyć z ewentualną odpowiedzialnością kamą - informuje Marek Zych, zastępca szefa Prokuratury Rejonowej Lublin – Północ.

Paweł Krzemiński

Tekst pochodzi z serwisu Wyborcza.pl

15 listopada 2008

Zaproszenie


28 listopada 2008 r., o godz. 12 w sali CN 107 Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego w Lublinie dr Sławomir Cenckiewicz wygłosi wykład na temat dokumentów służb specjalnych PRL jako źródeł historycznych.

Autor książki "Sprawa Lecha Wałęsy", przyjeżdża do Lublina na zaproszenie prof. Mirosława Piotrowskiego, kierownika Katedry Historii Najnowszej Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.

Historyk z gdańskiego IPN jest współautorem książki "SB a Lech Wałęsa: przyczynek do biografii", w której opowiada o związkach Wałęsy z esbekami. W swojej kolejnej publikacji "Sprawa Lecha Wałęsy" twierdzi również, że metropolita lubelski Józef Życiński zarejestrowany był jako TW "Filozof".

Serdecznie zapraszamy!

14 listopada 2008

Ogłoszenie


Organizacja Monarchistów Polskich ma zaszczyt zaprosić na wykład prof. dr hab. Ryszarda Bendera pt.: "Narodowe Siły Zbrojne - Żołnierze Wyklęci".

Wykład odbędzie się 27 listopada (czwartek) o godz.17.00 w sali konferencyjnej hotelu "Mercure Unia Lublin" przy ul. Al. Racławickie 12.
Wstęp wolny.

Serdecznie zapraszamy!

13 listopada 2008

Zamknięcie listopadowego numeru


Numer zamknięto 13.11.2008 r.

W numerze grudniowym ukaże się m. in. artykuł na temat kulisów zamordowania prezydenta Gabriela Narutowicza i o obecnej sytuacji w ruchu narodowym.
Zapraszam do lektury kolejnego numeru mojego "Biuletynu".


Grzegorz Piotr Wysok

12 listopada 2008

Ogłoszenie


Zapraszamy na spotkanie z viceprzewądniczącym Ligi Obrony Suwerenności Panem Andrzejem Pawłowiczem.
Prelekcja pt. "Wobec zdrady elit" odbędzie się w sobotę, 22 listopada 2008 r. o godź. 16.00 w sali przy ul. Zielonej 3 w Lublinie.

W imieniu Ligi Obrony Suwerenności
Przedstawicielstwo na Region Lublin

Piotr Sławiński
tel. 0-691-561-014

11 listopada 2008

To była udana akcja


Manifestacja z 11 listopada okazała się pod każdym względem dużym sukcesem. Nie tylko udało nam się zgromadzić rekordową ilość członków i sympatyków UPR (ponad 40 osób), dotrzeć z naszym przesłaniem do kilku tysięcy lublinian (samych ulotek rozdaliśmy 2,5 tysiąca), ale i regionalna telewizja wzmocniła nasze oddziaływanie także na cały region lubelski. Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów w Panoramie Lubelskiej poświęcono UPR-owi oddzielny, obiektywny materiał, zapowiadając jednocześnie, że znowu pojawimy się na ulicach z okazji podwójnej (stan wojenny i zakończenie negocjacji akcesyjnych do UE) rocznicy 13-go grudnia.
Szczególne podziękowania kieruję do dziewczyn z sekcji graficznej, które wiele godzin poświęciły na twórcze przegotowanie oprawy plastycznej naszej manifestacji.

Paweł Chojecki
Prezes UPR - Lublin

10 listopada 2008

Rodacy!

Otrzymałem list od mojego wiernego czytelnika i znajomego, który z przyjemnocią zamieszczam na moim blogu. Jest to fragment ulotki rozdawanej mieszkańcom lubelszczyzny przed alternatywną pikietą Unii Polityki Realnej 11 listopada br. na pl. Litewskim w Lublinie.

Grzegorz Piotr Wysok


Przed 90-ciu laty nasi przodkowie odbudowali niepodległą Polskę. Na gruzach Rosji i Niemiec, naszych tradycyjnych konkurentów politycznych, powstało państwo, o którym śniły pokolenia Polaków. Nie było wolne od wad, ale niepodległe i zdolne do podbicia Rosji sowieckiej w 1920 r. oraz gotowe do wojny prewencyjnej przeciw Niemcom hitlerowskim w połowie lat 30-tych. Tej Polsce dopiero zdołały zadać cios sprzymierzone sąsiednie totalitaryzmy - przy obojętnej postawie naszych niby przyjaciół - Francji i Wielkej Brytanii.

Półwiecze zależności od ZSRR spowodowało regres cywilizacyjny i poczucie niespełnienia obywateli PRL. Odzyskanie niepodległości na początku lat 90-tych XX w. obudziło wiele nadziei. Wkrótce jednak rządzące elity pokazały swą niemoc i brak pomysłu na Polskę. Jedynym marzeniem młodych Polaków stało się opuszczenie ojczyzny, by stać się parobkami Europy.Niedługo jednak trzeba było czekać na chwilę, gdy liczenie na łaskę obcych stało się daremne. Spadek kursu funta brytyjskiego i kryzys finansowy spowodował powrót do Polski wielu osób szukających lepszego życia na obczyźnie. Ślepa wiara w Unię Europejską, jej bogactwo i szlachetnoć sprowadziła nas na manowce. Polska staje się powiatem Europy, a nasze pokolenie powtarza błędy przodków z okresu rozbiorów.

Czy będziemy pokoleniem hańby przynoszącym wstyd minionym pokoleniom ginącym w powstaniach? Zdecydujmy dziś stojąc pod pomnikiem Wielkiego Polaka: Unia czy Polska, wolnoć czy niewola, honor czy hańba? Takie pytania musimy sobie zadać, by wkrótce mądrze postąpić przed urną wyborczą. Tym razem nie dajmy się oszukać, nie ufajmy sprzedajnym politykom pokazywanym ciągle w telewizji. To, czy nasi wnukowie z dumą będą pokazywać nasze fotografie swoim dzieciom, zależy tylko od nas.
Po oficalnych obchodach zapraszamy na niezależny wiec!

Niech żyje wolność, niech żyje Polska!

Marian Kowalski
członek Okręgu Lubelskiego UPR
przewodniczący Stowarzyszenia Związek Obywatelski


Źródło: "Kurier Lubelski"
- http://www.kurierlubelski.pl/module-dzial-viewpub-tid-9-pid-63689.html

Okrągła rocznica bez fety
Lublinian znużyła długa część oficjalna

- Niech 11 listopada, poza radością świętowania, wywoła też refleksję. Nie zapominajmy o naszych patriotycznych obowiązkach - mówiła wczoraj w samo południe na pl. Litewskim Genowefa Tokarska, wojewoda lubelski. Tak rozpoczęła się oficjalna część obchodów Święta Niepodległości.

Tokarska przypomniała, że minęła 90. rocznica odzyskania przez Polskę niepodległości po 123 latach rozbiorów. - Pokolenie Polaków, które uczestniczyło w procesie odzyskiwania suwerenności, wybrało ten dzień jako datę symbolizującą odrodzenie ojczyzny. Pamięć o tym święcie przetrwała wojnę, okupację, okres PRL-u. I żyje do dziś - podkreślała wojewoda w zwyczajowym przemówieniu.

Potem odczytano apel pamięci poległych, rozbrzmiała salwa honorowa ku czci bohaterów walczących o suwerenność Polski.

Wcześniej, w Trybunale Koronnym odbyła się uroczysta sesja Rady Miasta, a w archikatedrze lubelskiej - msza św. odprawiona w intencji ojczyzny. - Chcemy dziś dziękować Bogu za postacie historii i kształt polskich przemian. Miłość do ojczyzny, którą wyrażali nasi przodkowie, jest także wyzwaniem i zobowiązaniem dla naszego pokolenia. Nie możemy zachowywać się tak, jak gdyby najwyższą wartością dla nas była wysokość pensji albo przejście na wcześniejszą emeryturę - mówił arcybiskup Józef Życiński, odwołując się do obecnej sytuacji w kraju. - Dziś, w dniu modlitwy za ojczyznę, nie powinno być zaciśniętych pięści wygrażających komukolwiek. Potrzebna jest jedność - zaznaczył abp. Józef Życiński.


Jak co roku pojawili się również działacze NOP

Główne uroczystości na pl. Litewskim zgromadziły tłumy ludzi. W miarę upływu czasu ich liczba jednak topniała - nie wszyscy wytrzymali godzinne składanie kwiatów pod pomnikami Józefa Piłsudskiego oraz Nieznanego Żołnierza. Wień­ce nieśli nie tylko przedstawiciele organizacji kombatanckich i władz miasta czy regionu. Były też partie i ich przedstawiciele, kluby rad samorządowych, urzędy, szkoły, związki zawodowe etc.

- Nie wiem, dlaczego to trwa tak długo, wystarczyłoby kilka delegacji - narzekał młody mężczyzna, który na plac przyszedł z kilkuletnim synkiem. Chwilę później zrezygnowany opuścił pl. Litewski. W ten sam sposób reagowało wiele osób. Ludzie narzekali, że z okazji okrągłej, ważnej rocznicy, spodziewali się czegoś więcej ponad to, co mogą obserwować każdego roku.

Dlatego część lublinian nie dotrwała do oczekiwanej, szczególnie przez najmłodszych, defilady kompanii honorowej. Ci, którzy mimo wszystko zostali, mogli posłuchać pieśni patriotycznych w wykonaniu orkiestry wojskowej i przyjrzeć się defilującym oddziałom. Największy aplauz wywołali jak zwykle ułani.

Strzałem w dziesiątkę okazały się jednak pokazy militariów. Ich miłośnicy mogli obejrzeć umundurowanie - np. żołnierzy Wojska Polskiego z II RP, broń i jej repliki oraz maszyny. Prezentowały się m.in. III Brygada Zmechanizowana Legionów im. Romualda Traugutta, grupy Rekonstrukcji Historycznej „Front”, „Wilki”, "Żelazny Orzeł".

Młodszym i starszym frajdę sprawił oddział VII Pułku Ułanów Lubelskich. Można było dosiąść konia i sfotografować się - także z jeźdźcem.

Nie zabrakło alternatywnych zgromadzeń - po części oficjalnej manifestację rozpoczęła Unia Polityki Realnej. - Kierujemy się do lublinian rozczarowanych pustymi obietnicami rządu Tuska i Pawlaka. Niepodległość Polski wymaga dziś nie kosmetycznych zmian, ale ustrojowego przełomu. Taki program mamy tylko my - podkreślał Paweł Chojecki z lubelskiej UPR.

Rocznicowe uroczystości odbywały się w całym regionie.

2008-11-12

9 listopada 2008

Zaproszenie


Na wiec zaprasza Okręg Lubelski Unii Polityki Realnej.
11 listopada br. spotykamy się w Lublinie na Placu Litewskim o godzinie 11.45 (tuż przed uroczystościami oficjalnymi). Nasza manifestacja rozpocznie się po godzinie 13.00. Liczymy na duże zainteresowanie Lublinian rozczarowanych Pustymi Obietnicami rządu Tuska i Pawlaka.
Niepodległość Polski wymaga dziś nie kosmetycznych zmian, ale ustrojowego przełomu. Zachęcam do udziału szczególnie nowych sympatyków UPR - będzie okazja do wzajemnego poznania się oraz do konkretnej pomocy w walce o wolność. Każde ręce przydadzą się do rozdawania okolicznościowych ulotek, trzymania flag, banerów i transparentów.

Paweł Chojecki
Prezes UPR Lublin

8 listopada 2008

Quo Vadis Polsko?

Otrzymałem kolejny list od Pana Adama Leksa, który z przyjemnością zamieszczam na swoim blogu.

Grzegorz Piotr Wysok


Jak wiadomo dawne czasy są siedzibą ludzi niebyle jakich, którzy kiedy trzeba było potrafili wyjść naprzeciw potrzebie obrony nie tylko siebie ale i swej ojczyzny. Przykładem takim prezentowanym wszystkim pokoleniom może być Mucjusz Scewola. Ten prosty obywatel Republiki Rzymskiej w trakcie jej oblężenia przez Etrusków z powodu ciężkiej sytuacji panującej w mieście postanowił osobiście zabić wodza wrogiej armii. Schwytany na gorącym uczynku - nie pomny ze strony nieprzyjaciół na groźby męczeńskiej śmierci - w dowód swej determinacji wkłada rękę w rozpalone ognisko nie wydając przy tym żadnego jęku. Zdumionym jego męstwem Etruskom oświadcza, że nie jest wcale wyjątkiem i w Rzymie 100 podobnych mu mężów jest gotów pójść w jego ślady. Wstrząśnięci postawą Scewoli nieprzyjaciele odstępują od oblegania miasta. Rzym ocalał!

No dobrze, ale co to ma wspólnego z naszymi czasami? Bardzo wiele! Jak wiadomo kraj nasz od jakiegoś czasu należy do Unii Europejskiej i nie wiedzieć czemu jest przez nią oblegany. Panom komisarzom nie podoba się u nas wiele rzeczy np. uważają, że mamy zbyt dużą przybrzeżną flotę którą ponoć bardzo dręczymy populację bałtyckiego śledzia. W rezultacie tego nasze kutry rybackie zostały zezłomowane albo stoją bezczynnie na brzegu Bałtyku niczym jakieś posągi na Wyspie Wielkanocnej. Dróg, a w szczególności tych dobrych jest u nas mało więc jeżeli niemrawo w tej dziedzinie zaczyna się coś zmieniać jest zaraz wstrzymywane pod pretekstem ochrony siedlisk żab lub innych Bogu ducha winnych stworzeń.

Ostatnio hitem sezonu dla eurokracji stały się nasze stocznie ponoć bezprawnie wspomagane przez polski skarb państwa. Słowem UE postanowiło tak zadbać o nasze dobro abyśmy go mieli coraz mniej! A to pewnie jeszcze nie koniec!

W tej niewesołej sytuacji wypada się spytać co czyni nasz defensor patriae Donald Tusk. W dawnych czasach gdyby na jego ojczyznę nastawali jacyś wrogowie zagroziłby im pewnie swoją miłością którą straszył wszystkich opornych w zeszłorocznych wyborach. Gdyby to zaś nie pomogło mógłby skrzyknąć całą Platformę u której skłonność do poświęceń jest wręcz przysłowiowa. Jeżeli to by jeszcze nie poskutkowało (w co bardzo wątpię) do rozumu barbarzyńców na pewno by przywiodła Julia Pitera u której skłonność do obdarowywania bliźnich miłością jest proporcjonalna do upływu lat.

Ale dajmy spokój tym niewczesnym żartom! W dzisiejszych czasach bardzo nam brakuje ludzi na miarę Mucjusza Scewoli, którzy wcale niekoniecznie musieliby się trudnić wkładaniem rąk do cudzych ognisk. Wystarczyłoby raczej między drzwi i zamiast ręki wystarczyłaby noga, którą by można zapobiec ich zatrzaśnięciu przez brukselskich oligarchów debatujacych bez naszego udziału nad losem polskich stoczni i nie tylko! Tymczasem "nasz" rząd nie próbuje między drzwi włożyć nawet palca a co dopiero mówić o nodze czy ręce, którą zwyczajowo woli trzymać w naszej kieszeni! Źle to nam wszystkim wróży, tym bardziej gdy wisi nad nami widmo wejścia w życie Traktatu Reformującego tak pokątnie przepychanego przez rządy całej Europy (z wyjątkiem Irlandii). Z chwilą wejścia go w życie nasza sytuacja może stać się wręcz beznadziejna. Dlatego wbrew licznym uspokajającym opiniom dobywającym się z mediów niczym dym z fajki Sankto Subity Geremka dziwne zapewne zabrzmi moje pytanie "quo vadis Polsko?"

Adam Leks

7 listopada 2008

Walka o odroczenie egzekucji złotego

Otrzymałem ciekawy list od Pana Adama Leksa, który niniejszym publikuję w swoim biuletynie.

Grzegorz Piotr Wysok


Źródło: Wiadomości "Radia Zet"
- http://radiozet.pl/news/news.aspx?newsid=7690

Euro? Nie za szybko - mówią w sondażu Polacy

Polakom nie spieszy się do strefy euro. Ponad jedna trzecia z nas (37 proc.) uważa, że wspólną walutę powinniśmy przyjąć po 2012 roku. Tymczasem rząd wyznaczył mapę drogową przyjęcia euro właśnie za trzy lata.
Aż co trzeci respondent sondażu TNS OBOP dla tygodnika "Polityka" uważa, że najlepiej w ogóle nie wprowadzać euro. Tylko 20 procent Polaków chce płacić w tej walucie najszybciej jak to możliwe. Co 10. z nas nie ma zdania w tej sprawie.

2008-11-18

~~~~~~~~~~

To ci dopiero nastały czasy że kiedy Tusk chce wprowadzenia euro prawie od zaraz, za narodową postawę przez media jest uznawana próba odroczenia tego w czasie przez prezydenta Kaczyńskiego! Pomijając fakt wiary w szczerość intencji Pana Prezydenta wielokrotnie u mnie poddawany próbom, to dla skazańca jak mawiał Cygan Janeczek w "Przygodach Dobrego Wojaka Szwejka", odroczenie terminu egzekucji też jest sukcesem bowiem oddala od niego na jakiś czas widmo utraty ziemskiego życia. Swoją postawę w kwestii złotego Kaczyński motywuje tym że nasza narodowa waluta lepiej służy naszej niezależności i jest nam bardziej pomocna w operacjach finansowych. Słuszne spostrzeżenie, tym bardziej że w krajach w których dotąd wprowadzono euro nie obyło się bez związanych z tym faktem wysokich podwyżek cen. Wszystko wobec tego by było w porządku ale nasza głowa państwa w swoim rozumowaniu nie idzie jednak dalej i nie wyprowadza z tego co mówi, dla wielu oczywistego wniosku, że wobec takich okoliczności jedynie pożądanym efektem byłoby jednak zachowanie naszej złotówki. Również nie zauważa a raczej udaje że nie widzi, że wraz z naszym wejściem do Unii Europejskiej zostaliśmy zmuszeni do przyjęcia kota w worku jakim jest między innymi wymogami warunek przyjęcia euro od którego nie ma dla nas odwrotu. Dziwne to, bo Anglii, Norwegii czy Szwecji, które też należą do Unii jakoś nikt nie potrafił zmusić do rezygnacji ze swojej waluty! Ale widocznie każdy kraj ma taki rząd na jakich zasługuje. Wobec tego w działalności Pana Prezydenta na niwie obrony złotego oprócz próby na piękne różnienie się czymś od Platformy dostrzegam raczej chęć wywołania wrażenia że w naszej polityce wobec dyrektyw płynących z Unii coś się jednak dzieje i jest jeszcze zależne od nas, niczym w Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy Jerzego Owsiaka, gdzie jak powszechnie wiadomo spontan i odlot królują razem od niepamiętnych lat.

Adam Leks

5 listopada 2008

Ludzie listy piszą...



Panie Redaktorze,

Od pierwszego numeru jestem czytelnikiem Pańskiego biuletynu, gdyż profil pisma mi odpowiada. Mogę rozumieć, że kierując się określoną opcją polityczną nie dostrzega, więc nie piętnuje Pan przewinień luminarzy tego wlaśnie profilu. Mogę się pogodzić z faktem, że można się zagalopować w sądzeniu czy w nieuwadze, można bronić niesłusznej sprawy. Trudno mo jednak się godzić z treścią artykułów i Pańskich wypowiedzi w "Telewizji Narodowej" jawnie atakujących PiS i prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Po uważnym przeczytaniu kilku Pańskich tekstów ostro widzę Pańską żarliwą dyspozycyjność wobec Pańskiego kolegi Eugeniusza, który w kręconych przez siebie filmach na "youTube" dokłada ugrupowaniu PiS i Lechowi Kaczyńskiemu złośliwościami, obelgami a nie faktami. Do faktów zaliczyć mogę jedynie zamieszanie wokół tzw. Traktatu Lizbońskiego, co nie powinno się oczywiście przydarzyć. Obecnie za haniebne uważacie Panowie jakiekolwiek stanowisko poperające Lecha Kaczyńskiego w kolejnej walce o fotel przezydencki. Panie Grzegorzu, niepotrzebnie Pan to robi. Pan, krytykując Lecha Kaczyńskiego najbardziej cieszy tym Donalda Tuska i PO, którzy, co nie chcecie Panowie dostrzegać, są autentycznymi szkodnikami IV RP. Nawet jeśli zniechęciliście się Panowie PiS-em, to prezydenta można było zostawić w spokoju. Tak więc niech się Pan opamięta. Nie tędy droga.

Proszę o dalszą prenumeratę Pańskiego biuletynu, żywiąc nadzieję, że jak Donald Tusk zostanie prezydentem, co niestety się zapowiada, to Pan nie chcąc stracić wielu czytelników, zmieni porfil swojego biuletynu na bardziej przyjazndy Kaczyńskiemu. Niech Pan bierze przykład z lewicy i charakterystycznej dla nich socjalistycznej solidarności. Oni nawet w ewidentnie brzydkich sprawach nie napadają na siebie. A Pan, niczego się Pan w życiu nie nauczył.

Z umiarkowanym szacunkiem
Marek z Warszawy

~~~~~~~~~~

Moja odpowiedź:

Po pierwsze nie wykazuję "żarliwej dyspozycyjności" wobec nikogo a już w szczególności dr Eugeniusza Sendeckiego, którego znam od lat i w wielu sprawach się zgadzamy ale w niektórych różnimy - jak to między ludźmi bywa. Co do meritum uważam, że atakując PiS toruję drogę dla zaistnienia w to miejsce autentycznego Ruchu Narodowego. Uważam, że dopóki formacja ta będzie zwodzić polskich patriotów nic się w kraju nie zmieni. Co do prezydenta Kaczyńskiego - stoi on jeszcze przed szansą odrzucenia Traktatu Lizbońskiego ale z jego wypowiedzi wynika, że nie jest zdolny tego uczynić a prawdopodobnie nawet tego nie chce. Sądzę, że jest to fatalny prezydent, który wysługując się Amerykanom wprowadził nasz kraj w konflikt z Rosją (wystąpienia w Gruzji), a teraz po zwycięstwie Baracka Hussejna Obamy słono za to zapłacimy.

Uważam, że Polacy nie są skazani na wieczny wybór pomiędzy "dżumą a cholerą". W końcu to nie tylko Kaczyński i "plemiel" Tusk mogą pretendować do urzędu prezydenta RP. Co do tego ostatniego to wydaje się, że "zgra się" on bardzo szybko. PO prawdopodobnie zacznie lansować na ten urząd Radka Sikorskiego, który jest obcmokiwany w mediach, a w dodatku wżenił się w możną rodzinę Apfelbaumów.

Z pełnym szacunkiem

Grzegorz Piotr Wysok

3 listopada 2008

Plusy dodatnie i ujemne prezydenta Kaczyńskiego


Uwaga osoby, które pokładają jakieś nadzieje w prezydencie Lechu Kaczyńskim. Ich pupil po raz kolejny zapewnił, że Polska nie będzie przeszkodą w ratyfikacji Traktatu Lizbońskiego. Podczas wizyty w Słowenii stwierdził, że los traktatu zależy nie od Polski ale od Irlandii, Niemiec i Czech gdzie dokument został odesłany do Trybunału Konstytucyjnego. Oznacza to, że prezydent nie będzie go vetował. Tak więc jest "za a nawet przeciw" jak mawia słynny mędrzec "Bolek" - noblista – niby wróg Kaczyńskich.

Grzegorz Piotr Wysok

2 listopada 2008

Hieder ofiarą zamachu?


Otrzymałem pełną treść artykułu Olgierda Domino pt.: "Heider ofiarą zamachu?", który z przyjemnością publikuję na łamach mojego biuletynu.

Grzegorz Piotr Wysok

~~~~~~~~~~

Haider ofiarą zamachu?

Okoliczności wypadku samochodowego w którym zginął lider austriackiej prawicy, nadal okryte są mgiełką niedomówień i tajemnicy. Prokuratura twierdzi, że Jorg Haider pędził we mgle z nadmierną prędkością, a na dodatek był w sztok pijany. Jednak mieszkańcy Karyntii nie wierzą w taką wersję wydarzeń. Podejrzewają, że śmierć była wynikiem zamachu.

Lider Sojuszu na rzecz Przyszłości Austrii (BZO) zginął w nocy z piątku na sobotę, z 10 na 11 października, w pobliżu miejscowości Kottmannsdorf pod Klagenfurtem. Pędził autem z szybkością 142 km na godzinę, to jest dwukrotnie większą niż dozwolona na tym odcinku drogi. Samochód Volkswagen Phaeton V6 TDI, który po wyprzedzeniu innego pojazdu na całkowicie prostej drodze uderzył w betonowy słup i kilkakrotnie przekoziołkował, uległ całkowitemu zniszczeniu. Jak ogłosiła prokuratura w Klagenfurcie, wynik ekspertyzy wykluczył niesprawność samochodu jako przyczynę tragicznego wypadku. Volkswagen Haidera miał zaledwie trzy miesiące. Badanie zwłok wykluczyło także zasłabnięcie kierowcy Haider zginął, mimo iż był przypięty pasem, a poduszki powietrzne zadziałały prawidłowo. Lekarze stwierdzili, że nawet gdyby otrzymał natychmiastową pomoc medyczną, nie miał szans na przeżycie.

Pytania

Rekonstrukcja wypadku stawia wiele nie wyjaśnionych dotychczas pytań. Nie wiadomo, dlaczego samochód nie hamował; nie można odnaleźć kobiety, której auto wyprzedzane było przez samochód Haidera, gdy ten wpadł w poślizg. Haider kierował bardzo stabilnym modelem VW Phaeton, z napędem na cztery koła. Wstępna analiza stwierdza, że ofiara wypadku "była do końca świadoma", co wyklucza np. nagły zawał serca, choć niektóre serwisy podają, iż strażacy "udzielili pierwszej pomocy dającej oznaki życia ofierze", zaś inne, że "Haider już nie żył". Na uwagę zasługuje również analiza zdjęcia rozbitego samochodu, na którym widać, że np. drzwi samochodu, skonstruowane jako element "bezpiecznej klatki", zupełnie oderwały się. Zwłoki Haidera nie zdążyły jeszcze ostygnąć, gdy pojawiły się sensacje dotyczące rzeczywistych powodów jego śmierci. Nieczęsto przecież zdarza się, by samochód najnowszej klasy, dodatkowo wyposażony w ABS, elektroniczną blokadę dyferencjału, system EBC pozwalający na hamowanie silnikiem podczas zjazdów ze wzniesień, system elektronicznego rozdziału sił hamowania, elektroniczny program stabilizacji toru jazdy i wspomaganie hamowania awaryjnego - zachowywał się na drodze niczym poczciwa syrenka z zapowietrzonymi hamulcami. Auta zamawiane za pośrednictwem austriackiego rządu mają też dodatkowo wzmocnioną karoserię. Czyżby więc dziwnym trafem tym razem prawa fizyki nie zadziałały? Na dodatek, kompletnie ignorując fakt, że Haider prawie nigdy nie sięgał po mocne trunki, prokuratura "poinformowała", iż w chwili wypadku był pijany. W jego krwi rzekomo było aż 1,8 promila alkoholu. Nie ma się więc co dziwić, że dziennikarze rzucili się na tę sensację niczym Hindus na curry. W te pędy popędzili do nocnego lokalu w Klagenfurcie, gdzie Haider spędził ostatni wieczór swego życia. Niestety rozczarowali się. Świadkowie twierdzili, że podczas przyjęcia zorganizowanego przez rząd Karyntii Haider do solidnego obiadu wypił tylko pół lampki szampana.

Akcja Mossadu?


I wtedy przypomniano sobie wynurzenia sprzed lat niejakiego Petera Sichrovsky'ego. Był on jednym z najbliższych przyjaciół i współpracowników Haidera. Przed laty piastował stanowisko sekretarza generalnego Austriackiej Partii Wolnościowej, był członkiem Parlamentu Europejskiego. Sichrovsky ujawnił londyńskiemu "Timesowi" że izraelski wywiad śledził przywódcę austriackiej prawicy. Obecnie to samo powtórzył w wywiadzie dla austriackiego tygodnika "Profil". Na dodatek wyznał, iż to on był źródłem wiedzy izraelskiego wywiadu o jego pryncypale. Sichrovsky przyznał się, że był agentem Mossadu. - Z pewnością nie zrobiłem nic złego. Chciałem wspierać Izrael - powiedział ze spokojem ducha. Odmiennego zdania jest jednak prokurator generalny Austrii. Zapowiedział złożenie wniosku o wszczęcie śledztwa przeciwko Sichrovsky'emu. Według prawa austriackiego działalność szpiegowska zagrożona jest karą do trzech lat więzienia. Bezczelnością agenta oburzone jest także społeczeństwo.

Żyd Peter Sichrovsky był agentem Mossadu działającym w strukturach organizacji prawicowych, w tym jako bliski współpracownik Haidera. Jak pisze londyński Times, żydowskie środowisko uznawało go za zdrajcę pracującego dla Haidera, a antysemiccy działacze Partii Wolnościowej nie czynili tajemnicy z braku zaufania do niego. - Na pewno nie byłem wielkim Jamesem Bondem. Jest prawdą, że kooperowałem z Mossadem aż do wycofania się z polityki w 2002 roku - przyznaje Sichrovsky, obecnie "biznesmen" prowadzący specyficzną działalność gospodarczą, polegającą na "współpracy militarnej pomiędzy Izraelem i Chinami". Sichrovsky uczestniczył w wielu specjalnych zadaniach, np. zaaranżował potajemne spotkanie w Austrii pomiędzy negocjatorami z Izraela i Palestyny. W wywiadzie wyznał on również, iż zaaranżował wizytę Haidera w Bagdadzie w 2002 roku i spotkanie z Saddamem Husajnem. Jak twierdzi, nie mógł poinformować on swojego pracodawcy, czyli Mosadu, o przebiegu spotkania, gdyż w ostatniej chwili Irak odmówił mu wizyty wjazdowej.

Czy w przypadku Haidera Mossad ograniczył się wyłącznie do monitorowania jego zachowań i wypowiedzi? Skoro można śledzić, to czemuż nie "wyeliminować"? Przecież już kilkanaście lat temu w "Washington Jewish Week" pisano: "Izrael nie będzie przepraszał za zabójstwo lub destrukcję tych, którzy starają się zniszczyć Izrael. Podstawowym nakazem dla każdego kraju jest ochrona istnienia tak swego, jak i swych obywateli". Tymczasem Haider był dla Żydów bolesnym cierniem w boku. I nieraz oficjalne koła izraelskie i światowego syjonizmu wyrażały "głębokie zaniepokojenie" z powodu jego wypowiedzi. Do furii doprowadzały je jego uwagi o "znakomitej polityce zatrudnienia prowadzonej przez Hitlera" czy też ocena żołnierzy Waffen SS jako "ludzi z prawdziwym charakterem".

Izraelski wywiad już nieraz usunął ludzi, którzy w jakiś sposób stanowili zagrożenie dla izraelskiego państwa. Pełna tajemnic śmierć Haidera wzbudza podejrzenia, że i w tej tragedii maczali palce agenci Mossadu. Można w to wierzyć lub nie, ale teorie spiskowe wprost mówią, że w feralną noc agenci Mossadu podmienili Haiderowi auto. Pojazdy nie różniły się niczym - poza warunkami bezpieczeństwa i sprawnością systemów hamowania. Zadbano nawet o to, by w podstawionym aucie był ten sam zapach Haiderowego potu i bielizny.

Jorg Haider już spoczywa w pokoju. W sobotę 18 października na jego pogrzeb przybyli przywódcy prawicy niemal z całej Europy. Był belgijski nacjonalista Filip Dewinter, Jan Maria le Pen z Francji, wnuczka włoskiego dyktatora Alessandra Mussolini i szef tamtejszej Ligi Północnej Umberto Bossi oraz lider szwajcarskiej Partii Ludowej Christoph Blocher. Zabrakło jedynie liderów prawicy z Danii i Holandii. Tłumaczyli oni, że "nasze kraje mocno ucierpiały podczas nazistowskiej okupacji i dlatego nigdy nie będziemy występowali ramię w ramię z przedstawicielami niemieckiej czy austriackiej skrajnej prawicy". Podobnie argumentowano w Polsce i Czechach.

Koncentracja prawicy


Pogrzeb Jorga Haidera był największą manifestacją żałobną w Austrii od czasu pochówku JCW Zyty von Bourbon-Par-ma, ostatniej cesarzowej Austro-Węgier. Hołd swojemu bohaterowi, idolowi i przywódcy oddało przeszło 50 tysięcy ludzi. Przyszły modnie ubrane nastolatki z iPodami oraz skinheadzi w skórzanych kurtkach; stare, biednie ubrane kobiety z wózkami oraz opaleni, atletycznie zbudowani młodzieńcy, skrywający spojrzenie za najnowszymi okularami przeciwsłonecznymi od Prady. - Chcieliśmy, aby nasze dzieci poczuły ogrom tej chwili. Przede wszystkim jego śmierć jest równie tragiczna jak śmierć Lady Diany, a 11 października stał się naszym 11 września - mówił Anton Krem, który składał kwiaty przy katafalku wystawionym w Landhaus, siedzibie lokalnego parlamentu Karyntii. Gubernatorowi tej prowincji hołd składali tu wszyscy - od austriackiej elity politycznej i miejscowych parlamentarzystów po przedstawicieli regionalnych biur turystycznych czy stowarzyszenia tamtejszych chemików. Wśród płonącego morza czerwonych świec dostrzec można było epitafia skreślone rękoma najmłodszych: "Żegnaj, Wielki Człowieku, który walczyłeś o nasz Kraj. Żegnaj, Nasz Bohaterze, Nasz Wojowniku, Nasze Słońce, Królu Naszych Serc". Zresztą dla młodzieży Haider powoli staje się częścią pop-kultury. Nieprzypadkowo tak często jego śmierć przyrównuje się do równie tragicznego zejścia Lady Di, Jamesa Deana czy miejscowego muzycznego bożyszcza Falco.

W pubie Pumpe przy Benediktiner Platz w Klagenfurcie piwosze w nieskończoność rozmawiają o okolicznościach śmierci Haidera. Liczba "143" (z taką prędkością jechał jego VW Phaeton) pada z każdego kąta sali. Nie ma tu chyba nikogo, kto nie uścisnąłby dłoni Haiderowi czy nie wypił z nim sznapsa. Wspominają wprowadzoną za jego rządów dotację 100 euro, darmowe przedszkola czy niskie ceny paliwa. Te posunięcia zjednały Haiderowi w Karyntii przydomek "Robin Hooda". I u wszystkich pozostanie w dobrej pamięci. - Na siłę chcą z niego zrobić kryminalistę, bo podobno prowadził po pijaku. Ale to oszczerstwo. Dla nas, dla Austrii zrobił tak wiele - mówi Christa podająca kolejne kufle piwa. I nie mierzi jej wcale, że Haider nie potępiał w czambuł narodowego socjalizmu i nie lubił imigrantów. - Miał rację, żeby wykopać ich z kraju. Dla przybyszów o kryminalnych ciągotkach nie powinno być miejsca w Austrii - mówi z całą stanowczością. Jednym z ostatnich urzędowych posunięć Haidera było bowiem ustanowienie tzw. Sonderlager - specjalnego obozu dla imigrantów starych, chorych i azylantów z przeszłością kryminalną, który powstał na jednej z alpejskich hal. Planował tam "skoncentrowanie" niepożądanych przybyszów przed ostatecznym rozstrzygnięciem o ich ekstradycji z Austrii. W innych państwach natychmiast podniósłby się jazgot lewicy. Tymczasem tutaj słychać było tylko pozytywne opinie: w porządku, taki właśnie jest Haider. I jak zawsze ma rację!

Komentatorzy sugerują, że śmierć Haidera doprowadzi do jedności austriackiej prawicy. Heinz-Christian Strache, jego były przyjaciel, polityczny partner i sukcesor w fotelu przewodniczącego Austriackiej Partii Wolnościowej, nie wyklucza fuzji z posthaiderowskim Sojuszem na rzecz Przyszłości Austrii. A wtedy prawica nad Dunajem będzie miała w parlamencie tak silną reprezentację jak przed ośmiu laty, co zresztą doprowadziło do anatemy ze strony Brukseli i nałożenia na Wiedeń sankcji dyplomatycznych.

Olgierd Domino

1 listopada 2008

Heider ofiarą Mossadu?


"Izrael nie będzie przepraszał za zabójstwa lub destrukcję tych, którzy starają się zniszczyć Izrael" - pisał przed laty "Washington Jewish Week" a izraelski wywiad nieraz usuwał ludzi, którzy w jakiś sposób stanowili dla Żydów zagrożenie. W tygodniku konserwatywno liberalnym "Najwyższy Czas" (25.10.2008 r.) ukazał się interesujący artykuł Olgierda Domino dotyczący kulisów tajemniczej śmierci (rzekomo w wypadku samochodowym) przywódcy Sojuszu Na Rzecz Przyszłości Austrii Jorga Haidera - kontrowersyjnego ale i wybitnego polityka - znienawidzonego przez całe światowe lewactwo (wszyscy pamiętamy niedawny jazgot i bojkot Austrii gdy partia Haidera odniosła zwycięstwo wyborcze). Tropy autora wskazują, że mordu na Haiderze dopuścił się Mossad.

Osoby zainteresowane powinny sięgnąć po ten numer tygodnika dostępny również w internecie (www.nczas.com).

Grzegorz Piotr Wysok