Powered By Blogger

18 lutego 2010

IV władza pod kontrolą

Pozycję i wpływy Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego zapewniła w dużej mierze agentura ulokowana w środowisku dziennikarskim, pozwalająca na kształtowanie opinii publicznej. Wpływ na mass-media wykorzystywany był niezgodnie z prawem, bowiem przepisy zakazywały tajnym służbom pozyskiwania dziennikarzy. Jedną z największych dotychczas znanych wpadek dziennikarskich była publikacja zarzucająca korupcyjne powiązania ministrowi III RP, wywodzącemu się z opozycji demokratycznej. Według artykułu, wspomniany minister miał przyjmować łapówki w zamian za rozstrzygnięcia publicznych przetargów korzystne dla jednej ze spółek. Po kilku latach okazało się, że oskarżenia były wyssane z palca (sąd prawomocnie oczyścił wspomnianego ministra ze wszelkich zarzutów), zaś tezy dziennikarzy opierały się na zeznaniach świadków, którzy albo nie istnieli, albo przed sądem mówili coś innego.

Autorem artykułu był K., dziś gwiazda polskiego dziennikarstwa śledczego. K. jako mało znany dziennikarz regionalnej gazety z Małopolski zostaje zatrzymany w Rosji pod zarzutem przemytu broni z terytorium Gruzji. Wkrótce potem ze specjalną, supertajną misją na Kaukaz wyjeżdża ówczesny naczelnik Wydziału Kontrwywiadu krakowskiej delegatury Urzędu Ochrony Państwa podporucznik Maciej Hunia. Szczegóły jego misji owiane są tajemnicą. Zadanie kończy się jednakże sukcesem, bowiem dziennikarz K. wraca do kraju jako człowiek wolny. Rozpoczyna błyskotliwą karierę w dziennikarstwie śledczym. Podpisuje również pewne zobowiązanie do niejawnej współpracy z Urzędem Ochrony Państwa. Od tej pory korzysta z informacji przekazywanych mu przez oficerów UOP. Dzięki temu pisze bardzo mocne artykuły śledcze, ugruntowując swoją pozycję na rynku dziennikarskim. Równie szybko awansuje w tamtym czasie podporucznik Hunia. Oddelegowany do Warszawy zajmuje fotel dyrektora kontrwywiadu, by w sierpniu 2008 roku objąć najbardziej prestiżowe w polskich służbach stanowisko szefa Agencji Wywiadu. Co bardzo ciekawe w teczce pracy agenta K. zachowały się notatki, które po spotkaniach z nim pisali oficerowie Urzędu Ochrony Państwa, w tym pułkownik Maciej Hunia.

Dwuznaczna moralnie postawa dziennikarza K. miała jednak jedną dobrą stronę. Otóż bowiem kilka lat temu Pan K. opublikował w artykule informacje stanowiące tajemnicę państwową. Publikacja dawała Agencji upragniony pretekst, aby wszcząć działania odnośnie osób oraz zdarzeń opisanych przez K. (rozpoczęto m.in. inwigilację znanego polityka). Tyle że sprawą ujawnienia tajemnicy państwowej w artykule prasowym zajęła się prokuratura. ABW - rzecz jasna - nie mogła sobie pozwolić, by działania prokuratury dotknęły jej agenta wpływu. Nie wiadomo, czy podjęto w tej sprawie jakieś działania operacyjne. Wiadomo, że kilkanaście miesięcy później sprawę rozstrzygnął ostatecznie SN, który szybko stwierdził, że warunkiem pociągnięcia osoby do odpowiedzialności za ujawnienie tajemnicy państwowej jest to, aby wcześniej została przeszkolona z zakresu ochrony informacji niejawnych oraz posiadała certyfikat bezpieczeństwa, umożliwiający dostęp do tajemnicy państwowej. Dziennikarz K. takiego certyfikatu nie miał, dlatego sprawę umorzono. A wspomniane orzeczenie Sądu Najwyższego wykorzystywane jest przez innych dziennikarzy (także nie będących agentami służb), którzy w swojej pracy korzystają z wiedzy zawartej w tajnych dokumentach. Jest to niewątpliwa zasługa dziennikarza K. i stojącej za nim ABW w dziedzinie wolności słowa w Polsce.



Na zdjęciu -
red. Leszek Szymowski
- autor artykułu

Dziennikarz i agent K. to jedna z wielu osób, która niejawnie współpracowała z tajnymi służbami. Wykorzystywanie dziennikarzy do gier operacyjnych służb jest równie stare jak historia tych służb. I z reguły ma na celu polityczne rozgrywki między konkurującymi ze sobą frakcjami tajnych służb. Dowodem tego jest przypadek oficera UOP nazwiskiem Jacek Podgórski. Podgórski był kadrowym pracownikiem Urzędu Ochrony Państwa, który pracował w tak zwanym zespole Lesiaka. Był to zespół pracowników Urzędu Ochrony Państwa odpowiedzialny za inwigilację oraz dezintegrację partii opozycyjnych wobec postkomunistów (słynna sprawa "inwigilacji prawicy"). Podgórski, który brał udział w pracach zespołu z UOP, odszedł oficjalnie z końcem 1994 roku. Rozpoczął najpierw pracę w "Życiu Warszawy", potem publikował również w innych tytułach. Od tamtego czasu w dokumentach UOP występuje jako konsultant o pseudonimie "Korab", albo też "K-33". Z jego teczki wynika, że był oficerem na tak zwanym etacie niejawnym. Z tej samej teczki wynika, że pierwszym zadaniem, które to dał mu UOP było inicjowanie publikacji na temat rzekomych związków między aferą tzw. "Telegrafu", a partią braci Kaczyńskich. Drugim zadaniem były publikacje uderzające w rząd Jana Olszewskiego z powodu przyjętej przez niego polityki dekomunizacji oraz lustracji. Inspirowane przez zespół Lesiaka artykuły "Korab" publikował na łamach "Super Expressu" oraz "Kuriera Polskiego". Była to zsynchronizowana akcja, której celem była publiczna kompromitacja polityków prawicy - zeznał przed sądem Jarosław Kaczyński.

Z analizy pracy "Koraba" wynika, że nie tylko publikował teksty inspirowane przez UOP. Był również źródłem informacji na temat środowiska dziennikarskiego. Informował m.in. o spotkaniach dziennikarzy z gangsterami z grupy pruszkowskiej, a także oficerami służb specjalnych. Poinformował także o planach wydania książki przedstawiającej tak zwaną sprawę Józefa Oleksego według zaleceń tajnych służb. Książkę miało wydać znane wydawnictwo BGW. W spotkaniu na którym omawiano sprawę uczestniczyli najważniejsi oficerowie służb. O prawdziwych intencjach p. Podgórskiego dużo mówi sporządzona przez niego notatka z 18 września 1995 r.: "Prawdopodobnie w czwartek 21.09 wspólnie z Krzysztofem Kaszyńskim przeprowadzimy długi wywiad z p. Hanną Gronkiewicz-Waltz. Rozmowa ma się ukazać w "Super Expressie". W związku z tym istnieje możliwość zadania prezes NBP właściwych pytań. Gdyby takie pytania się pojawiły, oczekuję ich treści. K-33". Kierownictwo UOP bardzo ceniło współpracę z p. Podgórskim. Pułkownik Rajmund K. który to nadzorował jego pracę po spotkaniu z nim tak napisał w tajnej notatce: Konsultant jest lojalny oraz bardzo zdyscyplinowany. Planuję i mam koncepcję przeprowadzenia wywiadu z Mieczysławem Wachowskim. Otrzymał także propozycję pracy w tygodniku "Polityka". Konsultant "Korab" pod legendą dziennikarza nawiązywał również szerokie kontakty personalne w świecie polityki oraz biznesu. Nawiązał dobre stosunki z Aleksandrą Jakubowską. Później stał się jej doradcą. Równolegle informował Urząd Ochrony Państwa o posunięciach ówczesnej minister. Znajomość z Jakubowską zapewniła Podgórskiemu błyskotliwą karierę. Został jej doradcą, zaś po 2001 roku, gdy władzę przejął SLD, został szefem doradców premiera Leszka Millera.

Agent nie tylko przekazuje informacje służbom specjalnym. Najlepsi agenci otrzymują też od służb zadania i polecenia, które muszą wykonywać - mówi oficer ABW ze stażem w Służbie Bezpieczeństwa. W zamian może również liczyć na naszą pomoc np. przy uniknięciu odpowiedzialności za przestępstwo. Przykładem może być S., dziś bardzo znany dziennikarz prasowy. Na początku lat 90-tych uczestniczył w gwałcie zbiorowym na niepełnosprawnej dziewczynie. Szybko dowiedział się o tym bydgoski UOP (ohydne zdarzenie miało miejsce na Kaszubach) jak również złożył początkującemu wówczas dziennikarzowi propozycję nie do odrzucenia: albo prokurator, sąd i wysoki wyrok, albo lojalna współpraca. S. wybrał to drugie... Na łamach gazety publikował wielokrotnie artykuły odpowiadające na zapotrzebowanie operacyjne Urzędu Ochrony Państwa, a później Agencji Wywiadu. Ustawa o Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego mówiła, że niejawnym informatorem służb nie może być osoba wykonująca zawód dziennikarza. Przepis ten skonstruowany na wzór amerykański miał w pełni gwarantować niezależność mediów od służb. Wyjątek od tej zasady można było zrobić tylko za zgodą premiera. Sporządzona w 2007 roku lista agentów polskich służb w mediach liczyła 304 nazwiska. Jednak po 1990 roku premierzy zgadzali się na werbunek kilkanaście razy. Oznacza to, że ponad 90 proc. agentów służb w mediach ulokowanych było z pominięciem prawa. Prowadzi to do smutnego wniosku o tym, w jakim stopniu polskie służby specjalne tegoż prawa przestrzegają.

Leszek Szymowski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz