Czerwona kartka dla
pomarańczowego faszyzmu
Vox populi, vox Dei. To mój krótki komentarz do porażki Julii Tymoszenko. Mądry naród ukraiński po raz kolejny pokazał komu ufa, a komu nie. Trzeba tę decyzję uszanować, choć wątpię, aby przegrany polityk w spódnicy udający słowiańską rusałkę, odszedł ze sceny politycznej. To osoba opętana żądzą władzy, bezwzględna i nieprzewidywalna. A przede wszystkim osoba opierająca się na neofaszystach z Galicji Wschodniej. Tam zyskała ponad 80 procent głosów.
Rzecz ciekawa, przemilczana w polskich mediach. Polacy mieszkający na Ukrainie już w pierwszej turze gremialnie głosowali na Janukowycza. Tymoszenko oficjalnie poparł jedynie biskup rzymskokatolicki Marcjan Trofimiak z Łucka, biorąc trzy dni temu, tuż przed rozpoczęciem się ciszy wyborczej, udział w propagandowej imprezie w Kijowie, w czasie której elementy religijne wykorzystywano dla agitacji politycznej. Przypomina to sytuację z Polski, kiedy to w czasie ostatnich wyborów kard. Stanisław Dziwisz także tuż przed ciszą wyborczą ściskał się przed kamerami z Donaldem Tuskiem, mając pełną świadomość, do czego to zostanie wykorzystane. Wygrana Wiktora Janukowycza to koniec oficjalnego kultu Bandery i zbrodniarzy z UPA, z czego należy się tylko cieszyć.
Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski
1 lutego 2010
Ukraina po wyborach
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz