Powered By Blogger

8 lutego 2010

Państwo ściśle tajne

Po likwidacji WSI a także unicestwieniu CBA największa polska służba specjalna stała się "państwem w państwie" pozbawionym jakiejkolwiek kontroli oraz pozostawionym praktycznie bez żadnego nadzoru. O skali tego braku kontroli świadczy fakt, że we wszystkich głośnych ostatnio aferach (paliwowa, hazardowa, sprawa Olewnika) główne tropy wiodą do osób związanych z Agencją Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Prowadzi to do wniosku, że jedyną receptą na patologie w ABW jest weryfikacja tej służby, podobna do weryfikacji WSI.

Porucznik Grzegorz S. z Katowic to jedyny funkcjonariusz Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, który w ostatnich latach usłyszał zarzuty karne. W Sądzie Rejonowym w Siemianowicach Śląskich odpowiada dziś za niedopełnienie obowiązków służbowych skutkujące śmiercią człowieka. Grzegorz S. był szefem grupy realizacyjnej ABW, która 25 kwietnia 2007 roku miała zatrzymać Barbarę Blidę. Prokuratura zarzuca S., że nie sprawdził, czy Blida miała w domu broń. Według śledczych, ów błąd doprowadził do tego, że próba zatrzymania byłej posłanki SLD zakończyła się tragedią. Sprawa Grzegorza S. doskonale obrazuje patologię działania ABW. Funkcjonariusze tajnej służby zostali wysłani do domu Blidy, by zatrzymać ją wczesnym rankiem choć wezwanie na przesłuchanie można było wysłać jej pocztą. Funkcjonariusze mieli dokonać przeszukania jej domu, mimo że nie było podstaw twierdzić, iż cokolwiek tam znajdą. Cała sprawa wydumanej "afery węglowej" była zaś tak błaha, że do jej wyjaśnienia wystarczyło dwóch przysłowiowych sierżantów Kowalskich z posterunku w Siemianowicach Śląskich. Zaś materiał dowodowy, oparty głównie na zeznaniach mało wiarygodnej śląskiej "Alexis" (prywatnie skłóconej z Blidą) jak się później okazało był pełen sprzeczności i niewystarczający do wszczynania jakiegokolwiek śledztwa. A już zupełnie nieuzasadnione było angażowanie do śledztwa tajnej służby, która ma zajmować się głównie przeciwdziałaniem szpiegostwu.

Śledztwo w sprawie śmierci Blidy z początku szło bardzo opornie. Przyspieszyło jesienią 2007 roku, gdy nastąpiła zmiana polityczna. Trzeba było kolejnych dwóch lat, by Grzegorz S. zasiadł na ławie oskarżonych. Po nim zarzuty usłyszał tylko były szef ABW Witold Marczuk, którego prokuratura oskarżyła o bezprawne wydanie polecenia filmowania zatrzymań i przeszukań. Ciekawe, że Grzegorz S. w ABW został zatrudniony w czasie kadencji Marczuka (a więc w czasach PiS) i fakt, że tylko oni dwaj zostali objęci aktem oskarżenia trudno zrozumieć inaczej niż jako "zemstę" nowej ekipy politycznej. Oskarżenie Grzegorza S. i Witolda Marczuka oraz cała kompromitująca wpadka przy zatrzymaniu Blidy wbrew pozorom nie uderzały w ABW, lecz pomagały jej. Stały się bowiem świetnym pretekstem do tego, by zaprowadzić przed sąd lub zwolnić ze służby osoby zatrudnione w czasach PiS. - Kiedy byłem koordynatorem tajnych służb, zwolniliśmy wielu komunistycznych aparatczyków, esbeków i ludzi, którzy w przeszłości umacniali reżim komunistyczny - wspomina były minister Zbigniew Wassermann, koordynator służb. Na ich miejsce przyjęto młodych ludzi kierujących się pobudkami patriotycznymi. Większość tych ludzi poszła do ABW, bo chciała służyć ojczyźnie. Jesienią 2007 roku nowa ekipa rządząca zaczęła zmiany w służbach od drastycznej czystki personalnej. Z Agencji zwolniono kilkuset ludzi przyjętych w czasach PiS, którzy przez dwa lata zdążyli nabrać praktyki i doświadczenia. Przyjęto wyrzuconych esbeków oraz byłych agentów STASI zwolnionych z ABW po uzyskaniu dostępu do archiwów Instytutu Gaucka. Co ciekawe: tych ostatnich przyjęto m.in. do kontrwywiadu.

Reformy kadrowe pana Bondaryka negatywnie wpłynęły na bezpieczeństwo Polski - uważa poseł Waldemar Wiązowski, były członek sejmowej komisji ds. służb specjalnych. Przeciwko funkcjonariuszom z czasów PiS zaczęto wszczynać kuriozalne postępowania karne, oskarżając ich między innymi o nielegalne stosowanie podsłuchów. Śledztwa prokuratorskie wykazały, że w czasach rządów PiS nielegalnie podsłuchiwano tylko jedną osobę i było to wynikiem zaniechania, a nie złej woli (we wszystkich pozostałych przypadkach kontrola operacyjna była stosowana zgodnie z prawem). Prokuratorzy, którzy w czasach Donalda Tuska z wielką gorliwością zajęli się stawianiem funkcjonariuszom zarzutów za sprawę Blidy, w ogóle nie interesowali się innymi nieprawidłowościami w Agencji. Dla przykładu w 2008 roku do Prokuratury Krajowej wpłynęło zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez oficera kadrowego ABW ze stażem w SB. Zawiadomienie złożył prowadzony przez tego oficera Tajny Współpracownik. Zeznał on, że oficer zmuszał go do poświadczania nieprawdy w urzędowych dokumentach. Chodziło o poświadczenia pieniędzy z tak zwanego "funduszu operacyjnego". Agent kwitował odbiór 8-10 tys. zł, a dostawał połowę. Drugą zatrzymywał wspomniany oficer. Śledztwo przeciągało się, gdyż okazało się, że w dziwnych okolicznościach zaginęła część dokumentów związanych z TW. Ostatecznie prokurator zdecydował się postawić funkcjonariuszowi zarzuty. Został jednak natychmiast... odsunięty od śledztwa. Jego następca sprawę umorzył. Wspomnianego oficera awansowano, ale prowadzenie jego agenta przejął inny funkcjonariusz.



Na zdjęciu -
red. Leszek Szymowski
- autor artykułu

Dla prokuratora podobnych spraw w ABW jest wiele. W maju 2008 roku dziennikarz Wojciech Sumliński opublikował dramatyczny list, z którego wynikało, że wiceszef ABW płk Jacek Mąka nielegalnie przejął luksusowe mieszkanie przekazane ABW przez gminę na cele operacyjne. Mąka wszystkiemu zaprzeczył i skierował sprawę do sądu. Dziennikarz jednak swoich słów nie cofnął. Choć sprawa była głośna, prokuratura nią się nie zajęła. Tak samo nie zainteresowała się na przykład dziwną umową na wykonanie nowej witryny internetowej dla ABW. Agencja zapłaciła za tę usługę 960 tys. zł., a pieniądze trafiły do spółki związanej z wysokiej rangi funkcjonariuszem ABW. Skandaliczny był również brak współdziałania ABW z wymiarem sprawiedliwości przy wyjaśnianiu najgłośniejszych zbrodni. Dla przykładu: ABW i jego poprzednik Urząd Ochrony Państwa nie chciały udostępnić archiwów przy śledztwach dotyczących zabójstw księdza Jerzego Popiełuszki, Marka Papały czy Jacka Dębskiego. Prokuratorzy, którzy w trybie tajnym występowali o dokumenty i akta operacyjne, natrafiali na mur milczenia oraz ostatecznie słyszeli negatywne odpowiedzi. Mamy do czynienia z paradoksalną sytuacją, że to ABW wydaje polecenia prokuratorom, choć powinno być odwrotnie, mówi śledczy z Prokuratury Krajowej, który bezskutecznie usiłował pociągnąć do odpowiedzialności dwóch funkcjonariuszy Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego uwikłanych w aferę paliwową.

Oficjalnie główne cele działania ABW wynikają z troski o bezpieczeństwo państwa. W praktyce jednak bezpieczeństwu państwa ABW poświęca minimum uwagi. Kilka tygodni temu w artykule "Trąd w kontrwywiadzie" ujawniliśmy dramatyczną sytuację w funkcjonowaniu formacji odpowiedzialnej za przeciwdziałanie szpiegostwu. Działania kontrwywiadowcze na kierunku niemieckim praktycznie wstrzymano, na kierunku rosyjskim spowolniono (między innymi poprzez zwolnienie wielu doświadczonych oficerów). Agresywne działania wywiadów z Chin, Izraela, Wietnamu czy Iranu na terenie Polski są dla sparaliżowanego kontrwywiadu zbyt poważnym wyzwaniem. Braki kadrowe, brak tłumaczy, analityków, ekspertów (za to nadmiar esbeków) spowodowały, że obce wywiady w Polsce mogą czuć się jak u siebie w domu. Z ustaleń sejmowej komisji ds. służb specjalnych wynika, że ochrona interesów ekonomicznych państwa również funkcjonuje odwrotnie, niż powinna. W ostatnich latach ABW zrealizowała szereg spraw korupcyjnych (najgłośniejszą było zatrzymanie byłego prezesa ZUS Sylwestra R.) oraz kryminalnych (odebranie narkotyków zorganizowanym grupom przestępczym). Jednak pozwoliła na przejęcie polskiego rynku energetycznego przez spółki związane z wywiadem rosyjskim oraz niemieckim. Tę niemoc ABW najlepiej oddaje raport z prac sejmowej komisji śledczej ds. PKN Orlen, który opisuje dramatyczną inercję ABW w przeciwdziałaniu procesowi uzależniania rynku gazowego i paliwowego od dostaw surowców z Rosji. Trzeci, najważniejszy kierunek działań Agencji to walka z terroryzmem i przeciwdziałanie proliferacji broni masowego rażenia. Ma się tym zajmować głównie Centrum Antyterrorystyczne (CAT) funkcjonujące przy ABW. Z braku kadr, pieniędzy i środków CAT zdane jest wyłącznie na współpracę z amerykańską CIA. Faktycznie po 2001 roku polskie służby antyterrorystyczne udaremniły przynajmniej trzy zamachy islamskich fanatyków na terenie Polski. We wszystkich przypadkach stało się to dzięki szczegółowym informacjom wyprzedzającym od strony amerykańskiej. Fakt, że zamachy udaremniono, oczywiście cieszy. Smutkiem napawa tylko to, że zawdzięczamy to nie naszym służbom.

Czym więc zajmuje się dziś najważniejsza tajna służba, zatrudniająca w całej Polsce prawie 6,5 tysiąca ludzi. Kontrwywiad, który przez lata był głównym filarem UOP i ABW dziś zajmuje się głównie inwigilacją niepokornych dziennikarzy i szukaniem dokumentów kompromitujących polityków opozycyjnych wobec Platformy Obywatelskiej. Dowodem tego może być fakt, że już w listopadzie 2007 roku oddelegowano wielu funkcjonariuszy do szczegółowego prześwietlenia działań poprzedniego kierownictwa ABW i znalezienia za wszelką cenę jakichkolwiek obciążających ich dokumentów czy informacji. Wszczęto również kilkadziesiąt kuriozalnych śledztw, których celem było oskarżenie poprzednich szefów służb o nadużycia władzy. Oficerowie, którzy w latach 2006-2007 pełnili najważniejsze funkcje w Agencji byli wzywani na przesłuchania w sprawach rzekomego mobbingu, łamania praw pracowniczych czy działania na szkodę państwa poprzez zwalnianie doświadczonych funkcjonariuszy (jak określano pracowników ze stażem w SB). W lutym 2007 roku kilka dni po ujawnieniu raportu z likwidacji WSI na biurko premiera Jarosława Kaczyńskiego trafił ściśle tajny dokument. Była to tzw. lista 300 zawierająca nazwiska 304 informatorów ABW i Agencji Wywiadu uplasowanych w mediach centralnych i regionalnych w Polsce. Nieco okrojona lista trzystu miała stać się załącznikiem do raportu z weryfikacji ABW. W lutym 2007 roku, gdy trwała likwidacja WSI najważniejsi i urzędnicy państwowi zastanawiali się nad przeprowadzeniem takiej samej reformy w ABW. Funkcjonariusz państwowy, który miał zostać szefem komisji weryfikacyjnej wspomina dziś: - Ta decyzja ważyła się do ostatniej chwili. Jednak ABW bardzo mocno przeciw temu oponowała, argumentując to bezpieczeństwem państwa. Ostatecznie Kaczyński i Wassermann, za aprobatą prezydenta zdecydowali się odłożyć reformę w ABW na lata 2008-2009. Tego pomysłu nie zrealizowali, bo jesień 2007 roku przyniosła wybory i zmianę na polskiej scenie politycznej. To zaś zaowocowało zmianami w ABW dokładnie przeciwnymi od tych, które planowali politycy PiS.

Od początku lat 90. pewną równowagę w służbach specjalnych gwarantowała brutalna rywalizacja między UOP lub ABW a WSI. Po likwidacji WSI jedyną instytucją, która patrzyła na ręce ABW, było Centralne Biuro Antykorupcyjne. Jednak kilka miesięcy temu Donald Tusk praktycznie unicestwił CBA. ABW wyrosła więc nas "państwo w państwie" praktycznie pozbawione kontroli i nadzoru. Skutki tego będą opłakane.

Leszek Szymowski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz