Powered By Blogger

2 listopada 2008

Hieder ofiarą zamachu?


Otrzymałem pełną treść artykułu Olgierda Domino pt.: "Heider ofiarą zamachu?", który z przyjemnością publikuję na łamach mojego biuletynu.

Grzegorz Piotr Wysok

~~~~~~~~~~

Haider ofiarą zamachu?

Okoliczności wypadku samochodowego w którym zginął lider austriackiej prawicy, nadal okryte są mgiełką niedomówień i tajemnicy. Prokuratura twierdzi, że Jorg Haider pędził we mgle z nadmierną prędkością, a na dodatek był w sztok pijany. Jednak mieszkańcy Karyntii nie wierzą w taką wersję wydarzeń. Podejrzewają, że śmierć była wynikiem zamachu.

Lider Sojuszu na rzecz Przyszłości Austrii (BZO) zginął w nocy z piątku na sobotę, z 10 na 11 października, w pobliżu miejscowości Kottmannsdorf pod Klagenfurtem. Pędził autem z szybkością 142 km na godzinę, to jest dwukrotnie większą niż dozwolona na tym odcinku drogi. Samochód Volkswagen Phaeton V6 TDI, który po wyprzedzeniu innego pojazdu na całkowicie prostej drodze uderzył w betonowy słup i kilkakrotnie przekoziołkował, uległ całkowitemu zniszczeniu. Jak ogłosiła prokuratura w Klagenfurcie, wynik ekspertyzy wykluczył niesprawność samochodu jako przyczynę tragicznego wypadku. Volkswagen Haidera miał zaledwie trzy miesiące. Badanie zwłok wykluczyło także zasłabnięcie kierowcy Haider zginął, mimo iż był przypięty pasem, a poduszki powietrzne zadziałały prawidłowo. Lekarze stwierdzili, że nawet gdyby otrzymał natychmiastową pomoc medyczną, nie miał szans na przeżycie.

Pytania

Rekonstrukcja wypadku stawia wiele nie wyjaśnionych dotychczas pytań. Nie wiadomo, dlaczego samochód nie hamował; nie można odnaleźć kobiety, której auto wyprzedzane było przez samochód Haidera, gdy ten wpadł w poślizg. Haider kierował bardzo stabilnym modelem VW Phaeton, z napędem na cztery koła. Wstępna analiza stwierdza, że ofiara wypadku "była do końca świadoma", co wyklucza np. nagły zawał serca, choć niektóre serwisy podają, iż strażacy "udzielili pierwszej pomocy dającej oznaki życia ofierze", zaś inne, że "Haider już nie żył". Na uwagę zasługuje również analiza zdjęcia rozbitego samochodu, na którym widać, że np. drzwi samochodu, skonstruowane jako element "bezpiecznej klatki", zupełnie oderwały się. Zwłoki Haidera nie zdążyły jeszcze ostygnąć, gdy pojawiły się sensacje dotyczące rzeczywistych powodów jego śmierci. Nieczęsto przecież zdarza się, by samochód najnowszej klasy, dodatkowo wyposażony w ABS, elektroniczną blokadę dyferencjału, system EBC pozwalający na hamowanie silnikiem podczas zjazdów ze wzniesień, system elektronicznego rozdziału sił hamowania, elektroniczny program stabilizacji toru jazdy i wspomaganie hamowania awaryjnego - zachowywał się na drodze niczym poczciwa syrenka z zapowietrzonymi hamulcami. Auta zamawiane za pośrednictwem austriackiego rządu mają też dodatkowo wzmocnioną karoserię. Czyżby więc dziwnym trafem tym razem prawa fizyki nie zadziałały? Na dodatek, kompletnie ignorując fakt, że Haider prawie nigdy nie sięgał po mocne trunki, prokuratura "poinformowała", iż w chwili wypadku był pijany. W jego krwi rzekomo było aż 1,8 promila alkoholu. Nie ma się więc co dziwić, że dziennikarze rzucili się na tę sensację niczym Hindus na curry. W te pędy popędzili do nocnego lokalu w Klagenfurcie, gdzie Haider spędził ostatni wieczór swego życia. Niestety rozczarowali się. Świadkowie twierdzili, że podczas przyjęcia zorganizowanego przez rząd Karyntii Haider do solidnego obiadu wypił tylko pół lampki szampana.

Akcja Mossadu?


I wtedy przypomniano sobie wynurzenia sprzed lat niejakiego Petera Sichrovsky'ego. Był on jednym z najbliższych przyjaciół i współpracowników Haidera. Przed laty piastował stanowisko sekretarza generalnego Austriackiej Partii Wolnościowej, był członkiem Parlamentu Europejskiego. Sichrovsky ujawnił londyńskiemu "Timesowi" że izraelski wywiad śledził przywódcę austriackiej prawicy. Obecnie to samo powtórzył w wywiadzie dla austriackiego tygodnika "Profil". Na dodatek wyznał, iż to on był źródłem wiedzy izraelskiego wywiadu o jego pryncypale. Sichrovsky przyznał się, że był agentem Mossadu. - Z pewnością nie zrobiłem nic złego. Chciałem wspierać Izrael - powiedział ze spokojem ducha. Odmiennego zdania jest jednak prokurator generalny Austrii. Zapowiedział złożenie wniosku o wszczęcie śledztwa przeciwko Sichrovsky'emu. Według prawa austriackiego działalność szpiegowska zagrożona jest karą do trzech lat więzienia. Bezczelnością agenta oburzone jest także społeczeństwo.

Żyd Peter Sichrovsky był agentem Mossadu działającym w strukturach organizacji prawicowych, w tym jako bliski współpracownik Haidera. Jak pisze londyński Times, żydowskie środowisko uznawało go za zdrajcę pracującego dla Haidera, a antysemiccy działacze Partii Wolnościowej nie czynili tajemnicy z braku zaufania do niego. - Na pewno nie byłem wielkim Jamesem Bondem. Jest prawdą, że kooperowałem z Mossadem aż do wycofania się z polityki w 2002 roku - przyznaje Sichrovsky, obecnie "biznesmen" prowadzący specyficzną działalność gospodarczą, polegającą na "współpracy militarnej pomiędzy Izraelem i Chinami". Sichrovsky uczestniczył w wielu specjalnych zadaniach, np. zaaranżował potajemne spotkanie w Austrii pomiędzy negocjatorami z Izraela i Palestyny. W wywiadzie wyznał on również, iż zaaranżował wizytę Haidera w Bagdadzie w 2002 roku i spotkanie z Saddamem Husajnem. Jak twierdzi, nie mógł poinformować on swojego pracodawcy, czyli Mosadu, o przebiegu spotkania, gdyż w ostatniej chwili Irak odmówił mu wizyty wjazdowej.

Czy w przypadku Haidera Mossad ograniczył się wyłącznie do monitorowania jego zachowań i wypowiedzi? Skoro można śledzić, to czemuż nie "wyeliminować"? Przecież już kilkanaście lat temu w "Washington Jewish Week" pisano: "Izrael nie będzie przepraszał za zabójstwo lub destrukcję tych, którzy starają się zniszczyć Izrael. Podstawowym nakazem dla każdego kraju jest ochrona istnienia tak swego, jak i swych obywateli". Tymczasem Haider był dla Żydów bolesnym cierniem w boku. I nieraz oficjalne koła izraelskie i światowego syjonizmu wyrażały "głębokie zaniepokojenie" z powodu jego wypowiedzi. Do furii doprowadzały je jego uwagi o "znakomitej polityce zatrudnienia prowadzonej przez Hitlera" czy też ocena żołnierzy Waffen SS jako "ludzi z prawdziwym charakterem".

Izraelski wywiad już nieraz usunął ludzi, którzy w jakiś sposób stanowili zagrożenie dla izraelskiego państwa. Pełna tajemnic śmierć Haidera wzbudza podejrzenia, że i w tej tragedii maczali palce agenci Mossadu. Można w to wierzyć lub nie, ale teorie spiskowe wprost mówią, że w feralną noc agenci Mossadu podmienili Haiderowi auto. Pojazdy nie różniły się niczym - poza warunkami bezpieczeństwa i sprawnością systemów hamowania. Zadbano nawet o to, by w podstawionym aucie był ten sam zapach Haiderowego potu i bielizny.

Jorg Haider już spoczywa w pokoju. W sobotę 18 października na jego pogrzeb przybyli przywódcy prawicy niemal z całej Europy. Był belgijski nacjonalista Filip Dewinter, Jan Maria le Pen z Francji, wnuczka włoskiego dyktatora Alessandra Mussolini i szef tamtejszej Ligi Północnej Umberto Bossi oraz lider szwajcarskiej Partii Ludowej Christoph Blocher. Zabrakło jedynie liderów prawicy z Danii i Holandii. Tłumaczyli oni, że "nasze kraje mocno ucierpiały podczas nazistowskiej okupacji i dlatego nigdy nie będziemy występowali ramię w ramię z przedstawicielami niemieckiej czy austriackiej skrajnej prawicy". Podobnie argumentowano w Polsce i Czechach.

Koncentracja prawicy


Pogrzeb Jorga Haidera był największą manifestacją żałobną w Austrii od czasu pochówku JCW Zyty von Bourbon-Par-ma, ostatniej cesarzowej Austro-Węgier. Hołd swojemu bohaterowi, idolowi i przywódcy oddało przeszło 50 tysięcy ludzi. Przyszły modnie ubrane nastolatki z iPodami oraz skinheadzi w skórzanych kurtkach; stare, biednie ubrane kobiety z wózkami oraz opaleni, atletycznie zbudowani młodzieńcy, skrywający spojrzenie za najnowszymi okularami przeciwsłonecznymi od Prady. - Chcieliśmy, aby nasze dzieci poczuły ogrom tej chwili. Przede wszystkim jego śmierć jest równie tragiczna jak śmierć Lady Diany, a 11 października stał się naszym 11 września - mówił Anton Krem, który składał kwiaty przy katafalku wystawionym w Landhaus, siedzibie lokalnego parlamentu Karyntii. Gubernatorowi tej prowincji hołd składali tu wszyscy - od austriackiej elity politycznej i miejscowych parlamentarzystów po przedstawicieli regionalnych biur turystycznych czy stowarzyszenia tamtejszych chemików. Wśród płonącego morza czerwonych świec dostrzec można było epitafia skreślone rękoma najmłodszych: "Żegnaj, Wielki Człowieku, który walczyłeś o nasz Kraj. Żegnaj, Nasz Bohaterze, Nasz Wojowniku, Nasze Słońce, Królu Naszych Serc". Zresztą dla młodzieży Haider powoli staje się częścią pop-kultury. Nieprzypadkowo tak często jego śmierć przyrównuje się do równie tragicznego zejścia Lady Di, Jamesa Deana czy miejscowego muzycznego bożyszcza Falco.

W pubie Pumpe przy Benediktiner Platz w Klagenfurcie piwosze w nieskończoność rozmawiają o okolicznościach śmierci Haidera. Liczba "143" (z taką prędkością jechał jego VW Phaeton) pada z każdego kąta sali. Nie ma tu chyba nikogo, kto nie uścisnąłby dłoni Haiderowi czy nie wypił z nim sznapsa. Wspominają wprowadzoną za jego rządów dotację 100 euro, darmowe przedszkola czy niskie ceny paliwa. Te posunięcia zjednały Haiderowi w Karyntii przydomek "Robin Hooda". I u wszystkich pozostanie w dobrej pamięci. - Na siłę chcą z niego zrobić kryminalistę, bo podobno prowadził po pijaku. Ale to oszczerstwo. Dla nas, dla Austrii zrobił tak wiele - mówi Christa podająca kolejne kufle piwa. I nie mierzi jej wcale, że Haider nie potępiał w czambuł narodowego socjalizmu i nie lubił imigrantów. - Miał rację, żeby wykopać ich z kraju. Dla przybyszów o kryminalnych ciągotkach nie powinno być miejsca w Austrii - mówi z całą stanowczością. Jednym z ostatnich urzędowych posunięć Haidera było bowiem ustanowienie tzw. Sonderlager - specjalnego obozu dla imigrantów starych, chorych i azylantów z przeszłością kryminalną, który powstał na jednej z alpejskich hal. Planował tam "skoncentrowanie" niepożądanych przybyszów przed ostatecznym rozstrzygnięciem o ich ekstradycji z Austrii. W innych państwach natychmiast podniósłby się jazgot lewicy. Tymczasem tutaj słychać było tylko pozytywne opinie: w porządku, taki właśnie jest Haider. I jak zawsze ma rację!

Komentatorzy sugerują, że śmierć Haidera doprowadzi do jedności austriackiej prawicy. Heinz-Christian Strache, jego były przyjaciel, polityczny partner i sukcesor w fotelu przewodniczącego Austriackiej Partii Wolnościowej, nie wyklucza fuzji z posthaiderowskim Sojuszem na rzecz Przyszłości Austrii. A wtedy prawica nad Dunajem będzie miała w parlamencie tak silną reprezentację jak przed ośmiu laty, co zresztą doprowadziło do anatemy ze strony Brukseli i nałożenia na Wiedeń sankcji dyplomatycznych.

Olgierd Domino

1 komentarz: