7 kwietnia 2009
Twaróg w "Wyborczej"
- Original Message -
From: "Adam Danek"
To: "mndystrybucja@o2.pl"
Cc: "mndystrybucja@o2.pl"
Sent: Thursday, April 09, 2009 15:25 PM
Subject: były działacz MW i LPR bryluje w "Gazecie Wyborczej"
składając hołdy Kuroniowi, Michnikowi i Balcerowiczowi.
Ciekawe, który to przypadek - "realizmu politycznego" czy "dywersji w świecie popkultury"
27.02.2009
Maciej Twaróg: Nowohucka strefa wolności
Dekadę lat 80. XX w. jako dorastający chłopak z Nowej Huty
wspominam dość ponuro. Zresztą, patrząc z perspektywy czasu na moje pokolenie - dorastaliśmy w Nowej Hucie nieco szybciej od naszych
rówieśników mieszkających gdzie indziej.
Dlaczego? Bo byliśmy bardziej świadomi tego, co wokół nas się dzieje. To przecież bezpośrednio nad nami unosił się cień pomnika Lenina z Alei Róż, siłą rzeczy odczuwaliśmy klimat strajków i pacyfikacji kombinatu, pamiętaliśmy śmierć Włosika czy zdewastowane i śmierdzące gazem łzawiącym nasze ulice i osiedla. W naszych domach oprócz "Dziennika Telewizyjnego" przewijała się podziemna bibuła, przynoszona gdzieś głęboko w spodniach przez rodziców lub starsze rodzeństwo.
Dzisiaj już wiemy, że na naszych oczach działa się historia - najnowsza historia Polski. Byliśmy świadkami wydarzeń, które wymusiły Okrągły Stół i upadek komunizmu w Polsce. Choć nikt z nas nie wierzył, że ta ponura dekada się kiedykolwiek skończy, to komunizm upadł. Zapewne nikt z nas nie przypuszczał, że po upadku komunizmu z jednej strony będzie nam dane poczuć smak upragnionej wolności, a z drugiej strony - nasz nowohucki świat zacznie popadać w totalną ruinę. To, co działo się na naszych oczach z Nową Hutą po 1989 r., było dla mnie większym szokiem i traumą niż dla starszego pokolenia czas i owoce stanu wojennego.
Na zdjęciu:
Maciej Twaróg z Krakowa
Wejście w strefę wolności
Wejście do strefy wolności nie zaczęło się dla mnie od pamiętnych
wyborów 4 czerwca. Wszyscy, których znałem, powtarzali w kółko: "głosować na Gila i Nowaka". Ale ja akurat głosować nie mogłem. Miałem wówczas 13 lat. Mój pierwszy wolny wybór to rok 1995 i oddanie głosu w "prezydenckich" na Jacka Kuronia. Facet ujmował mnie całe moje życie, od kiedy przyszło mi być świadomym tego, co się wokół mnie dzieje. Mając zatem dowód osobisty, w wolnej Polsce nie wyobrażałem sobie zaznaczenia krzyżyka przy innym nazwisku.
Moje prawdziwe wejście do upragnionej strefy wolności zaczęło się w Alei Róż jesienią 1989 r. - od zbiorowego malowania pomnika Lenina, od totalnego zdewastowania i podpalenia budki milicyjnej, od rzucania kamieniami w oddziały ZOMO i przefarbowanej już milicji na policję. To doświadczenie, które osobiście porównuję do zmasowanych działań berlińczyków, którzy burzyli swój mur, było głośnym krzykiem nowohuckiej młodzieży o zlikwidowanie znienawidzonego symbolu upadłego systemu. Nowohucianie nie mieli swojego muru - w Alei Róż niszczyli wówczas coś, co dusiło ich poczucie wolności. I choć dzisiaj ubolewam, że tak łatwo oddaliśmy ten pomnik, bo byłby dzisiaj wielką atrakcją turystyczną, to chyba w tamtym czasie nie było innego wyjścia. Dzieło Mariana Koniecznego z przestrzeni Alei Róż musiało po prostu zniknąć.
Potem w Nowej Hucie było już tylko gorzej. Nowa lokalna władza zupełnie się od nas odwróciła. Odwróciła się nawet ta część nowej władzy, która do magistratu dostała się dzięki Nowej Hucie. A na naszych podwórkach i osiedlach narastały problemy. Bezrobocie i beznadzieja dotykały dorosłych. To odbijało się także na nas. Zaczęliśmy dorastać, a wraz z tym zaczęliśmy poszukiwać nowych doznań, nowych wartości, nowego sposobu na życie. Poznawaliśmy smak alkoholu (i nie tylko), jeździliśmy na metalowe koncerty, zaliczaliśmy wyjazdy za Hutnikiem - robiliśmy wszystko, co odrywało nas od przesiadywania na ławkach pamiętających jeszcze junackie czasy. W międzyczasie ludzie teatru próbowali dawać nam alternatywę wobec szarej rzeczywistości naszych podwórek. Część z nas z tej oferty skorzystała. Inni poszli swoją drogą kończąc często z wyrokami karnymi. Części z nas udało się założyć swoje rodziny - przetrwali kryzysowe sytuacje, problemy z pracą, kłótnie i całą masę kredytów. Innym się nie powiodło. Brak wzorców i autorytetów? Nie ta druga połowa? Szkoda słów i papieru na ostateczne wyroki. Ale z pewnością nie jest to wina tego, iż zaczęliśmy żyć w wolnym kraju. Wszyscy tego pragnęliśmy.
Inna sprawa, że konstruktorzy III RP w pierwszych latach wolności częściej zajmowali się sami sobą - bardziej tym, kto na kogo kapował, kto od kogo był większą świnią - niż tym, co dzieje się z dorastającymi dzieciakami, z ich rodzinami, z ich dzielnicami i miastami... I choć po dwudziestu latach widać wyraźnie, że dorastające pokolenia w okresie upadku komunizmu wykorzystało stworzone szanse w III RP, wybiło się dość mocno z wykształceniem i karierą - większość z nas powie dość głośno, iż osiągnęła sukces - to jednak uzyskana wolność, która spadła nam jak z nieba, ma też drugą stronę medalu. Wielu z nas swoje szanse i nowe możliwości najzwyczajniej zmarnowało, straciło do reszty, nie odnalazło się w niej ani wówczas, ani teraz. Wielu z nas do dzisiaj nie wie, gdzie, po co i dlaczego żyje. Nie są zdolni do żadnej refleksji i zadumy. Nie są zdolni do niczego. Nikt nie dotarł do nich i nie pokazał, jak z daru wolności najlepiej korzystać.
Nowa Huta po 20 latach
Na całe szczęście bilans Nowej Huty po dwudziestu latach od upadku komunizmu jest zdecydowanie lepszy. Osobiście cieszę się z faktu przyłożenia kilku małych cegiełek w procesie rewitalizacji Nowej Huty, jaki rozpoczął się kilka lat temu. Po 1990 r. nie mogłem pogodzić się z tym, że tak nagle Kraków o nas zapomniał, zaczął nas zupełnie lekceważyć. Gdy zamykano u nas kolejne kina, gdy na betonowych boiskach brakowało nawet bramek, gdy upadały kolejne sekcje sportowe w naszych klubach, a Nową Hutą straszono dzieci przed snem - obiecałem sobie, że gdy będę miał możliwość cokolwiek w Nowej Hucie zmienić, to zrobię wszystko, aby to osiągnąć bez względu na koszty tych działań. Nie mam się czego i za co wstydzić. Modernizację tego wszystkiego, co zaniedbano u nas w ciągu dwóch dekad po upadku komunizmum należy mocno przyspieszyć, wprowadzić w proces totalny, bez żadnych tendencji hamulcowych. Wiem, że ja sam szansę na to dostałem dzięki przełomowi 1989 r. Nie wiem, co by było, gdyby nie ten proces...
Moje państwo po 20 latach
Dostrzegam i doceniam sukcesy Polski po 1989 r. Żyjemy dzisiaj wygodniej, lepiej, łatwiej, nowocześniej. Jednak po wrzuceniu tego wszystkiego na wagę, ostateczny wynik dwudziestolecia III RP jest dla mnie ujemny. I choć nie jest to wina twórców III RP, to dwudziestolecie wolności, a może bardziej ostatnie lata, sprawiły, że przestałem identyfikować się z własnym państwem. Brzydzę się dzisiaj jego bezwzględną machiną urzędniczą, bezkarnością wszelkiego rodzaju służb, wszechobecnością związkowych bonzów, głupotą i chamstwem polityczno-partyjnych elit, które przypominają zwykłą żulerkę. Nie po drodze mi z tym wszystkim. Mam olbrzymie pretensje o to, że nie udało się pierwszym rządom III RP wykasować wymienionych patologii, które później, z czasem, urosły do niebotycznych rozmiarów. A to wszystko, co zobaczyłem w ostatniej dwudziestolatce, niekiedy z dość bliska, odpycha mnie od przejmowania się państwowymi problemami, kryzysami, lustracjami, przysłuchiwaniu się partyjnym kłótniom, szarpaniu publicznego grosza pod siebie. Szkoda na to czasu. Lepiej poświecić go na życie prywatne, oraz na poszukiwanie nowych rozwiązań dla Nowej Huty.
Odkrycia mojego dwudziestolecia: Balcerowicz z Michnikiem
Jednak moje refleksje nad dwudziestoleciem polskiej wolności to nie tylko Nowa Huta. Muszę wspomnieć o moich symbolach tego dwudziestolecia wolności. Są w tym okresie dwa symbole, które odzyskały moją sympatię i szacunek. Te symbole to - Leszek Balcerowicz i Adam Michnik. Dlaczego oni? Był przecież Wałęsa, byli ludzie Kościoła czy inni opozycjoniści. Po dwudziestu latach od upadku komunizmu odkryłem racje tych dżentelmenów. Doceniłem ówczesną postawę i rozwiązania tego pierwszego, utożsamiając się dzisiaj z jego poglądami i popadłem w podziw dla postawy i osiągnięć tego drugiego. A przecież przez cały okres III RP Balcerowicza z Michnikiem traktowałem jak duet diabłów wcielonych i zło przeogromne. Dzisiaj widzę, iż są to ludzie, a raczej instytucje, które bezpowrotnie zmieniły obraz kraju, w którym staramy się jakoś godnie żyć.
Balcerowicz z Michnikiem to największe odkrycia i niespodzianki mojego dwudziestolecia wolnej Polski i Nowej Huty - wolnej od komunizmu, wolnej od pomnika Lenina w Alei Róż, wolnej od obowiązkowego rosyjskiego w szkołach, lecz z nadal potwornie zniszczonymi chodnikami, ulicami, parkami i placami zabaw w całej mojej dzielnicy. Mam nadzieję, że dożyję tego, iż te pokomunistyczne pozostałości zostaną zreformowane i w pełni wymienione. Tego sobie życzę na sześćdziesiąte urodziny mojego miasta i dwudziestą rocznicę upadku systemu, który ostatecznie okazał się porażką.
__________
* Maciej Twaróg - rocznik 1976, nowohucianin,
2002-2006 w Radzie Miasta Krakowa (lista LPR), na studiach
działał w Młodzieży Wszechpolskiej, red. naczelny pisma "Wszechpolak",
współtwórca "1949 club", autor bloga 1949.pl.
Źródło: Gazeta Wyborcza Kraków
Foto:
Wyk. Tadeusz Zieliński
Na zdjęciu Kol. Adam Leks
Moja odpowiedź:
Słowa te brzmią niczym dziękczynna laudacja z okazji 70-tej rocznicy urodzin Józefa Stalina. Wprawdzie już od dawien dawna przyzwyczajony jestem do końskich panegiryków na cześć wędzidła, to jednak w ustach byłego narodowca świeżo(?) "nawróconego" na michnikowszczyznę brzmią one dziwacznie żeby nie powiedziec wprost że groteskowo.
Adam Leks
From: "Adam Danek"
To: "mndystrybucja@o2.pl"
Cc: "mndystrybucja@o2.pl"
Sent: Thursday, April 09, 2009 15:25 PM
Subject: były działacz MW i LPR bryluje w "Gazecie Wyborczej"
składając hołdy Kuroniowi, Michnikowi i Balcerowiczowi.
Ciekawe, który to przypadek - "realizmu politycznego" czy "dywersji w świecie popkultury"
27.02.2009
Maciej Twaróg: Nowohucka strefa wolności
Dekadę lat 80. XX w. jako dorastający chłopak z Nowej Huty
wspominam dość ponuro. Zresztą, patrząc z perspektywy czasu na moje pokolenie - dorastaliśmy w Nowej Hucie nieco szybciej od naszych
rówieśników mieszkających gdzie indziej.
Dlaczego? Bo byliśmy bardziej świadomi tego, co wokół nas się dzieje. To przecież bezpośrednio nad nami unosił się cień pomnika Lenina z Alei Róż, siłą rzeczy odczuwaliśmy klimat strajków i pacyfikacji kombinatu, pamiętaliśmy śmierć Włosika czy zdewastowane i śmierdzące gazem łzawiącym nasze ulice i osiedla. W naszych domach oprócz "Dziennika Telewizyjnego" przewijała się podziemna bibuła, przynoszona gdzieś głęboko w spodniach przez rodziców lub starsze rodzeństwo.
Dzisiaj już wiemy, że na naszych oczach działa się historia - najnowsza historia Polski. Byliśmy świadkami wydarzeń, które wymusiły Okrągły Stół i upadek komunizmu w Polsce. Choć nikt z nas nie wierzył, że ta ponura dekada się kiedykolwiek skończy, to komunizm upadł. Zapewne nikt z nas nie przypuszczał, że po upadku komunizmu z jednej strony będzie nam dane poczuć smak upragnionej wolności, a z drugiej strony - nasz nowohucki świat zacznie popadać w totalną ruinę. To, co działo się na naszych oczach z Nową Hutą po 1989 r., było dla mnie większym szokiem i traumą niż dla starszego pokolenia czas i owoce stanu wojennego.
Na zdjęciu:
Maciej Twaróg z Krakowa
Wejście w strefę wolności
Wejście do strefy wolności nie zaczęło się dla mnie od pamiętnych
wyborów 4 czerwca. Wszyscy, których znałem, powtarzali w kółko: "głosować na Gila i Nowaka". Ale ja akurat głosować nie mogłem. Miałem wówczas 13 lat. Mój pierwszy wolny wybór to rok 1995 i oddanie głosu w "prezydenckich" na Jacka Kuronia. Facet ujmował mnie całe moje życie, od kiedy przyszło mi być świadomym tego, co się wokół mnie dzieje. Mając zatem dowód osobisty, w wolnej Polsce nie wyobrażałem sobie zaznaczenia krzyżyka przy innym nazwisku.
Moje prawdziwe wejście do upragnionej strefy wolności zaczęło się w Alei Róż jesienią 1989 r. - od zbiorowego malowania pomnika Lenina, od totalnego zdewastowania i podpalenia budki milicyjnej, od rzucania kamieniami w oddziały ZOMO i przefarbowanej już milicji na policję. To doświadczenie, które osobiście porównuję do zmasowanych działań berlińczyków, którzy burzyli swój mur, było głośnym krzykiem nowohuckiej młodzieży o zlikwidowanie znienawidzonego symbolu upadłego systemu. Nowohucianie nie mieli swojego muru - w Alei Róż niszczyli wówczas coś, co dusiło ich poczucie wolności. I choć dzisiaj ubolewam, że tak łatwo oddaliśmy ten pomnik, bo byłby dzisiaj wielką atrakcją turystyczną, to chyba w tamtym czasie nie było innego wyjścia. Dzieło Mariana Koniecznego z przestrzeni Alei Róż musiało po prostu zniknąć.
Potem w Nowej Hucie było już tylko gorzej. Nowa lokalna władza zupełnie się od nas odwróciła. Odwróciła się nawet ta część nowej władzy, która do magistratu dostała się dzięki Nowej Hucie. A na naszych podwórkach i osiedlach narastały problemy. Bezrobocie i beznadzieja dotykały dorosłych. To odbijało się także na nas. Zaczęliśmy dorastać, a wraz z tym zaczęliśmy poszukiwać nowych doznań, nowych wartości, nowego sposobu na życie. Poznawaliśmy smak alkoholu (i nie tylko), jeździliśmy na metalowe koncerty, zaliczaliśmy wyjazdy za Hutnikiem - robiliśmy wszystko, co odrywało nas od przesiadywania na ławkach pamiętających jeszcze junackie czasy. W międzyczasie ludzie teatru próbowali dawać nam alternatywę wobec szarej rzeczywistości naszych podwórek. Część z nas z tej oferty skorzystała. Inni poszli swoją drogą kończąc często z wyrokami karnymi. Części z nas udało się założyć swoje rodziny - przetrwali kryzysowe sytuacje, problemy z pracą, kłótnie i całą masę kredytów. Innym się nie powiodło. Brak wzorców i autorytetów? Nie ta druga połowa? Szkoda słów i papieru na ostateczne wyroki. Ale z pewnością nie jest to wina tego, iż zaczęliśmy żyć w wolnym kraju. Wszyscy tego pragnęliśmy.
Inna sprawa, że konstruktorzy III RP w pierwszych latach wolności częściej zajmowali się sami sobą - bardziej tym, kto na kogo kapował, kto od kogo był większą świnią - niż tym, co dzieje się z dorastającymi dzieciakami, z ich rodzinami, z ich dzielnicami i miastami... I choć po dwudziestu latach widać wyraźnie, że dorastające pokolenia w okresie upadku komunizmu wykorzystało stworzone szanse w III RP, wybiło się dość mocno z wykształceniem i karierą - większość z nas powie dość głośno, iż osiągnęła sukces - to jednak uzyskana wolność, która spadła nam jak z nieba, ma też drugą stronę medalu. Wielu z nas swoje szanse i nowe możliwości najzwyczajniej zmarnowało, straciło do reszty, nie odnalazło się w niej ani wówczas, ani teraz. Wielu z nas do dzisiaj nie wie, gdzie, po co i dlaczego żyje. Nie są zdolni do żadnej refleksji i zadumy. Nie są zdolni do niczego. Nikt nie dotarł do nich i nie pokazał, jak z daru wolności najlepiej korzystać.
Nowa Huta po 20 latach
Na całe szczęście bilans Nowej Huty po dwudziestu latach od upadku komunizmu jest zdecydowanie lepszy. Osobiście cieszę się z faktu przyłożenia kilku małych cegiełek w procesie rewitalizacji Nowej Huty, jaki rozpoczął się kilka lat temu. Po 1990 r. nie mogłem pogodzić się z tym, że tak nagle Kraków o nas zapomniał, zaczął nas zupełnie lekceważyć. Gdy zamykano u nas kolejne kina, gdy na betonowych boiskach brakowało nawet bramek, gdy upadały kolejne sekcje sportowe w naszych klubach, a Nową Hutą straszono dzieci przed snem - obiecałem sobie, że gdy będę miał możliwość cokolwiek w Nowej Hucie zmienić, to zrobię wszystko, aby to osiągnąć bez względu na koszty tych działań. Nie mam się czego i za co wstydzić. Modernizację tego wszystkiego, co zaniedbano u nas w ciągu dwóch dekad po upadku komunizmum należy mocno przyspieszyć, wprowadzić w proces totalny, bez żadnych tendencji hamulcowych. Wiem, że ja sam szansę na to dostałem dzięki przełomowi 1989 r. Nie wiem, co by było, gdyby nie ten proces...
Moje państwo po 20 latach
Dostrzegam i doceniam sukcesy Polski po 1989 r. Żyjemy dzisiaj wygodniej, lepiej, łatwiej, nowocześniej. Jednak po wrzuceniu tego wszystkiego na wagę, ostateczny wynik dwudziestolecia III RP jest dla mnie ujemny. I choć nie jest to wina twórców III RP, to dwudziestolecie wolności, a może bardziej ostatnie lata, sprawiły, że przestałem identyfikować się z własnym państwem. Brzydzę się dzisiaj jego bezwzględną machiną urzędniczą, bezkarnością wszelkiego rodzaju służb, wszechobecnością związkowych bonzów, głupotą i chamstwem polityczno-partyjnych elit, które przypominają zwykłą żulerkę. Nie po drodze mi z tym wszystkim. Mam olbrzymie pretensje o to, że nie udało się pierwszym rządom III RP wykasować wymienionych patologii, które później, z czasem, urosły do niebotycznych rozmiarów. A to wszystko, co zobaczyłem w ostatniej dwudziestolatce, niekiedy z dość bliska, odpycha mnie od przejmowania się państwowymi problemami, kryzysami, lustracjami, przysłuchiwaniu się partyjnym kłótniom, szarpaniu publicznego grosza pod siebie. Szkoda na to czasu. Lepiej poświecić go na życie prywatne, oraz na poszukiwanie nowych rozwiązań dla Nowej Huty.
Odkrycia mojego dwudziestolecia: Balcerowicz z Michnikiem
Jednak moje refleksje nad dwudziestoleciem polskiej wolności to nie tylko Nowa Huta. Muszę wspomnieć o moich symbolach tego dwudziestolecia wolności. Są w tym okresie dwa symbole, które odzyskały moją sympatię i szacunek. Te symbole to - Leszek Balcerowicz i Adam Michnik. Dlaczego oni? Był przecież Wałęsa, byli ludzie Kościoła czy inni opozycjoniści. Po dwudziestu latach od upadku komunizmu odkryłem racje tych dżentelmenów. Doceniłem ówczesną postawę i rozwiązania tego pierwszego, utożsamiając się dzisiaj z jego poglądami i popadłem w podziw dla postawy i osiągnięć tego drugiego. A przecież przez cały okres III RP Balcerowicza z Michnikiem traktowałem jak duet diabłów wcielonych i zło przeogromne. Dzisiaj widzę, iż są to ludzie, a raczej instytucje, które bezpowrotnie zmieniły obraz kraju, w którym staramy się jakoś godnie żyć.
Balcerowicz z Michnikiem to największe odkrycia i niespodzianki mojego dwudziestolecia wolnej Polski i Nowej Huty - wolnej od komunizmu, wolnej od pomnika Lenina w Alei Róż, wolnej od obowiązkowego rosyjskiego w szkołach, lecz z nadal potwornie zniszczonymi chodnikami, ulicami, parkami i placami zabaw w całej mojej dzielnicy. Mam nadzieję, że dożyję tego, iż te pokomunistyczne pozostałości zostaną zreformowane i w pełni wymienione. Tego sobie życzę na sześćdziesiąte urodziny mojego miasta i dwudziestą rocznicę upadku systemu, który ostatecznie okazał się porażką.
__________
* Maciej Twaróg - rocznik 1976, nowohucianin,
2002-2006 w Radzie Miasta Krakowa (lista LPR), na studiach
działał w Młodzieży Wszechpolskiej, red. naczelny pisma "Wszechpolak",
współtwórca "1949 club", autor bloga 1949.pl.
Źródło: Gazeta Wyborcza Kraków
Foto:
Wyk. Tadeusz Zieliński
Na zdjęciu Kol. Adam Leks
Moja odpowiedź:
Słowa te brzmią niczym dziękczynna laudacja z okazji 70-tej rocznicy urodzin Józefa Stalina. Wprawdzie już od dawien dawna przyzwyczajony jestem do końskich panegiryków na cześć wędzidła, to jednak w ustach byłego narodowca świeżo(?) "nawróconego" na michnikowszczyznę brzmią one dziwacznie żeby nie powiedziec wprost że groteskowo.
Adam Leks
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz