Powered By Blogger

19 maja 2009

Felietony Adama Leksa


Żołnierze NSZ, Lubelszczyzna, 1943 r.
Od lewej: z przodu - Kwiatek, Skierko, Grot, Bujny, Pucio.
Z tyłu - Matros, Artur, Bystry, Szczawik.
Fotografia ukryta była do lat siedemdziesiątych
w butelce po lemoniadzie zakopanej w ogrodzie.


ROZMOWY KTÓRE MIEWAŁ
KRÓL SALOMON MĄDRY


Nazywajmy rzeczy po imieniu!

"Polska wojna domowa - zapomniana historia" - tak tytułuje swój artykuł Paweł Ry-
bicki w internetowej gazecie "Pardon". Terminem tym określa czas powojenny w historii naszego kraju, kiedy komuniści polscy (muszę tak napisać pomimo tego iż ci ludzie z polskością nic nie mieli wspólnego) popierani przez oddziały sowieckie czy-
nili tutaj swoje porządki. Nie jestem pewny czy użyte przez autora określenie odpowiada rzeczywistości, albowiem to co się wówczas działo w Polsce przypominało raczej krwawe wyprawy ekspedycyjne, przedsiębrane w celu eksterminacji wroga. Wojna domowa ma wówczas miejsce gdy siły przeciwników są mniej więcej wyrównane na wskutek czego dochodzi do regularnych bitew. W naszym zaś przypadku "działania wojenne" miały jednostronny charakter, a strona przeciwna mogła się jedynie mocniej lub słabiej "odgryzać", do momentu "dorżnięcia swojej watahy". Nieliczni epigoni ukrywający się do ostatka po lasach i melinach, byli z góry skazani na wykrycie i ujęcie przez mściwe ramię władzy ludowej (UB, KBW, MO) kończące się zazwyczaj egzekucją w ciemnej piwnicy. Liczna sieć konfidentów i szpicli pozwalała na dokładne zlokalizowanie miejsca pobytu takich "wrogów ludu". To głównie z tego powodu brała się taka determinacja i zaciekłość "leśnych band" (AK, NSZ, WiN) w walce z komunistycznymi renegatami. Wiedzieli dobrze że w razie ujęcia żywcem nie mogą liczyć na żadną litość.

Działający wówczas przywódcy polskiego podziemia od początku dobrze zdawali sobie sprawę z bezsensowności dalszej walki, lecz bezwzględność ich "oswobodzicieli" poświadczona licznymi przypadkami zabójstw ujawniających się kolegów, kazała im szukać ratunku w lesie. Zostali do niego wepchnięci siłą, I NIE MIELI Z NIEGO JUŻ POWRÓCIĆ ŻYWI! Z tego też powodu rozgrywające się wówczas zdarzenia nigdy nie nazwałbym wojną domową, lecz drugim Katyniem tym razem na większą skalę (statystyki ofiar po obydwu stronach nie kłamią), uczynionym na elicie naszego narodu. Jej miejsce zajęli obecni entuzjaści pogłębiania europejskiej integracji - dzieci i wnuki "utrwalaczy" tamtej zbrodniczej władzy. No cóż Związek Radziecki nigdy się nie zmienił, tylko ma dziś inne położenie geograficzne. Z tego powodu nazywanie morderstwa dziesiątek tysięcy najlepszych Polaków wojna domową uważam za działanie karygodne i celowe, mające na celu zrównanie katów z ich ofiarami. Do takiego fałszerstwa naszej historii już nie można dopuścić. Zbyt wiele razy kłamstwo było stawiane u nas nad prawdę. Jesteśmy tym ludziom winni godną pamięć.

Adam Leks

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz