Powered By Blogger

27 marca 2009

Wywiad z mec. Lwem-Mirskim


Obrzycili botem, teraz lekceważą zarzuty

Wesołością i rozbawieniem malującym się na twarzach zareagowała część oskarżanych na treść aktu oskarżenia wniesionego przez polonijnego działacza Jana Kobylańskiego przeciwko kilkunastu dziennikarzom. Zamieszkały w Urugwaju milioner, prezes Unii Stowarzyszeń i Organizacji Polskich w Ameryce Łacińskiej i były konsul honorowy Rzeczypospolitej Polskiej poczuł się pomówiony i zniesławiony szeregiem publikacji prasowych zamieszczonych m.in. w "Gazecie Wyborczej", "Rzeczpospolitej" czy "Polityce", zarzucających mu szmalcownictwo, antysemityzm i bycie agentem różnych służb.

Oskarżeni - w sumie osiemnaście osób - odrzucają zarzuty, twierdząc, że dochowali staranności dziennikarskiej i nie obawiają się wyroku.
Reprezentujący Kobylańskiego mecenas Andrzej Lew-Mirski stwierdził przed Sądem Rejonowym dla Warszawy Mokotowa, że wszystkie zarzuty podnoszone przez media są kłamstwami, a publikacje te zmierzały do poniżenia jego klienta jako Polaka i patrioty oraz "odebrania zaufania potrzebnego do sprawowania funkcji prezesa USOPAŁ i udziału w życiu Polonii w Urugwaju". Mirski wskazał, że celem dziennikarzy było przedstawić Kobylańskiego "jako szpiega, denuncjatora, fałszerza, cudzołożnika, oszusta, obozowego feldfebla, łapówkarza, megalomana, latynoskiego kacyka, niekompetentnego mitomana". - Nigdzie z jego wypowiedzi nie można wyciągnąć wniosku, że jest on antysemitą - powiedział dziennikarzom Mirski.

Akt oskarżenia przygotowany przez pełnomocnika prezesa USOPAŁ Jana Kobylańskiego zajmuje blisko sto stron i wylicza kilkanaście artykułów z "Gazety Wyborczej", "Rzeczpospolitej", "Newsweeka", "Polityki", "Metra" oraz wypowiedzi Jarosława Gugały i Ryszarda Schnepfa w gazetach i telewizji, które miały zniesławić Kobylańskiego. Były konsul honorowy w Urugwaju oskarżył nie tylko autorów tych tekstów (m.in. Daniela Passenta, Mikołaja Lizuta, Agnieszkę Kublik), lecz także szefów tych gazet - m.in. Adama Michnika, Grzegorza Gaudena, Tomasza Wróblewskiego, za to, że zezwolili na ich publikację. Reprezentująca m.in. "GW" mecenas Beata Czechowicz powiedziała dziennikarzom, że zarzuty stawiane w artykułach miały swoje podstawy i będzie starała się je wykazać w toku procesu. Na razie nie chce ujawniać strategii dowodowej.

- Bardzo wysoko oceniam nasze szanse, mam dość duże doświadczenie w takich sprawach, znam materiał dowodowy, na który będziemy się powoływać - oceniła. Pewny siebie jest także mecenas Jacek Kondracki reprezentujący "Rzeczpospolitą": - Są stuprocentowe szanse na wygranie - powiedział. - Jest to pewna demonstracja polityczna pana Kobylańskiego, dlatego jest ten proces - podkreślił adwokat. Kondracki, pytany przez dziennikarzy, stwierdził, że dla niego to ewidentne, iż Kobylański jest antysemitą. - To absurdalna sprawa z elementami humorystycznymi - mówił po rozprawie Jerzy Baczyński, redaktor naczelny "Polityki". Sprawę lekceważy również Michnik, ironicznie wypowiadając się o Kobylańskim. - To bardzo bolesne, że znalazłem się na tej ławie oskarżonych jako jego przeciwnik - mówił redaktor naczelny "Gazety Wyborczej", ponieważ "pana Kobylańskiego bardzo szanuję". Towarzyszył temu śmiech Gaudena, Andrzeja Kaczyńskiego ("Rzeczpospolita") i Jerzego Wójcika ("Metro").

Obrońcy dziennikarzy mówili, że ich klienci odrzucają zarzuty, a będą chcieli składać wyjaśnienia po przesłuchaniu Kobylańskiego. - Podtrzymuję wszystko, co napisałem - oświadczył w przerwie rozprawy Lizut. - Nie boję się wyroku skazującego - stwierdził z kolei Gugała. Na sali sądowej stawiła się grupa osób, która chciała okazać poparcie Kobylańskiemu. - Chciałam wesprzeć pana Kobylańskiego, dlatego że nie można używać takich określeń wobec człowieka - podkreśla Eulalia Smakulska. - Zarzucają mu, że był agentem gestapo, jak można takie rzeczy pisać tylko dlatego, że łączy wszystkich Polaków w Ameryce Łacińskiej - wskazywał Mieczysław Chomka. Inni dodawali, że "obrzuca się błotem" prezesa USOPAŁ.

Do składania wyjaśnień przez oskarżonych nie doszło na wczorajszej rozprawie, ponieważ obrońcy oświadczyli, że do akt sprawy powinny być dołączone oryginały skarżonych artykułów. - Trudno uwierzyć, że oskarżeni nie znają treści swoich artykułów - mówił zdziwiony Mirski, pozostawiając uwzględnienie tego wniosku do decyzji sądu. Rozprawa została odroczona do 8 maja.

Zenon Baranowski

"Nasz Dziennik" nr 74 (3395)



Foto:
Oskarżony Adam Michnik przed salą
rozpraw Sądu Rejonowego Warszawa Mokotów

__________

Zamieszczam wywiad z p. mec. Andrzejem Lew-Mirskim
(prywatnie bratem ciotecznym red. Grzegorza Wysoka) pełnomocnikiem
szkalowanego przez media p. Jana Kobylańskiego, prezesa Unii Stowarzyszeń i Organizacji Polskich w Ameryce Łacińskiej (USOPAŁ).

Pan Andrzej zaangażował się w sprawę i udało mu się postawić przed sądem 19-stu oszczerców, w tym Ryszarda Schnepfa i szefów gazet: Adama Michnika ("Gazeta Wyborcza"), Grzegorza Gaudena ("Rzeczpospolita"), Jerzego Baczyńskiego ("Polityka"), Tomasza Wróblewskiego (b. red. nacz. tygodnika "Newsweek Polska") oraz innych wpływowych dziennikarzy i polityków.

Trzymajmy kciuki za skuteczność tych poczynań!

Tadeusz Zieliński

__________

27 marzec 2009

Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni

Rozmowa z mec. Andrzejem Lwem-Mirskim
reprezentującym polonijnego działacza Jana Kobylańskiego

- Co było powodem skierowania aktu oskarżenia wobec dziennikarzy?

- Proszę zwrócić uwagę, jakie słowa padały w mediach pod adresem mojego klienta. Od agenta KGB, gestapo, Kripo, SB, po szmalcownictwo itp. Są to wszystko opowieści, które nie wiadomo skąd powstały. Nie spotkałem się z dowodem w tej sprawie, a formułując akt oskarżenia, badałem okoliczności tych pomówień. Jeżeli rzeczywiście to wszystko miałoby miejsce, to gdzieś powinny być potwierdzające dowody. Ale tego nie ma i dlatego nie jest dziwne, iż mój klient był oburzony z tego powodu. Jeżeli ktoś takie zarzuty formułuje publicznie w gazetach o nakładzie kilkuset tysięcy egzemplarzy oraz w wypowiedziach telewizyjnych, to ma to charakter pomawiający. W akcie oskarżenia przedstawiliśmy wszystko to, co uważamy za nieprawdę i niech teraz wszyscy ci, którzy dopuścili się pomówienia, przedstawią jakieś dowody na potwierdzenie swoich słów.

- W sprawie oskarżonych jest aż 18 osób...

- Ograniczyłem się tylko i wyłącznie do tych osób, które mogłem w jakikolwiek sposób określić z imienia i nazwiska, gdyż wiele artykułów podpisanych było pseudonimami. Nie było to łatwe. Okazało się, że chociaż łatwo było pisać te artykuły, to sąd cały tom akt poświęcił temu, żeby odnaleźć tych ludzi. Teraz się okazuje na sali sądowej, że te osoby nie wiedzą w ogóle, co napisali. Chcą mieć oryginał tego, co sami napisali, bo inaczej się nie będą bronili. Jest to taka zagrywka.

- Wysokie kary grożą za zniesławienie?

- To nie są jakieś kary, które wyłączyłyby tych ludzi z życia publicznego. To jest raczej proces, który ma pokazać, iż nie wolno człowieka tak zupełnie bez powodu poniżać. Tak nie wolno robić.

- Czym Pan tłumaczy takie zainteresowanie mediów Kobylańskim?

- Mój klient nie był obecny w mediach do czasu, kiedy powstało Radio Maryja, a później Telewizja Trwam. Wówczas zaczęto twierdzić, że pan Kobylański jako osoba majętna musiał dać pieniądze na powstanie tych mediów, które złamały dotychczasowy monopol. I dlatego zostało to źle odebrane, ponieważ jeżeli się trzyma rząd dusz i nagle się pojawia medium, które ten monopol przełamuje, to nie jest to odbierane przez inne media jako pozytywne zjawisko.

- Proces rozpoczął się dopiero po czterech latach od złożenia aktu oskarżenia. Dlaczego?

- Długo trwały sprawy proceduralne. Strona przeciwna chciała przenieść sprawę do innego sądu. Moim zdaniem, chodziło o rozwodnienie tego. Ja bym do tego nie przywiązywał dużej wagi. Długo to trwało, ale wreszcie się zaczęło.

- Gdy odczytywał Pan akt oskarżenia, oskarżeni uśmiechali się...

- Rzeczywiście, wesoło im było na sali sądowej. No cóż, widocznie tak postrzegają wymiar sprawiedliwości niepodległej Rzeczypospolitej, którą sami budowali przez wiele lat. Nie przejmuję się tym. Nie widzę w nich żadnych autorytetów moralnych. Nie jest to dla mnie żaden powód do głębokich refleksji, dlaczego oni reagują śmiechem na akt oskarżenia. Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni. Myślę, że sprawa zakończy się pozytywnie dla mojego klienta i wtedy zobaczymy, kto się będzie śmiał.

- Dziękuję za rozmowę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz