Specjalnie dla redakcji
lubelskiego "Biuletynu Narodowego"
Zamieszczamy ciekawy artykuł p. Janusza Rożka, który został nam przekazany do publikacji podczas pobytu w jego prywatnym domu w Milejowie. W trakcie spotkania p. Janusz otrzymał od red. Grzegorza Wysoka zaproszenie do uroczystego wystąpienia podczas sesji naukowej na temat KPN w Muzeum Wojska Polskiego.
Janusz Rożek to legenda lubelskiej opozycji antykomunistycznej. Urodził się 18 grudnia 1921 r. W czasie II wojny światowej był żołnierzem Batalionów Chłopskich. W latach 1945-1947 służył jako chorąży w KBW, ale został wydalony z wojska za członkostwo w Polskim Stronnictwie Ludowym. Następnie prowadził gospodarstwo rolne na Lubelszczyźnie. Od 1977 zaangażował się w działalność Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela. Pod koniec lat 70-tych powołał pierwszą niezależną organizację rolników (Tymczasowy Komitet Samoobrony Chłopskiej Ziemi Lubelskiej). 30 lipca 1978 r. zabrany na posterunek w Milejowie został brutalnie pobity przez milicjanta Józefa R. i funkcjonariusza SB Zdzisława H. Następnego dnia opozycjonista złożył zawiadomienie do prokuratury, jednak sprawa została umorzona w powodu braku dokumentów.
W sierpniu 1980 p. Janusz stał się jednym z liderów rolniczej "Solidarności". W stanie wojennym został internowany na okres od 13 grudnia 1981 do 28 kwietnia 1982. Skazano go następnie na karę trzech lat pozbawienia wolności za napisanie apelu do wojskowych o niesubordynację. Był posłem X kadencji z ramienia Komitetu Obywatelskiego wybranym w okręgu Lubartów. Na początku lat 90. krótko działał w PSL, obecnie na emeryturze. Filmową relację z wystąpienia p. Janusza, zrealizowaną podczas wystawy dokumentującej działalność Konfederacji Polski Niepodległej pt. "By czas nie zaćmił i niepamięć" można obejrzeć w poście z dnia 19 sierpnia 2009 r.
Tadeusz Zieliński
__________
Błędy polskiej polityki
u źródeł III Rzeczpospolitej
Na błędach winniśmy się uczyć. Ale czy się uczymy? Czy utraciliśmy niepodległość ze względu na zaborczość naszych sąsiadów, a może z powodu naszych cech kulturowych? Romantyczna Polska w 1918 r. odzyskała wolność, ale pragmatyczne Czechy też uzyskały niepodległość. Oba narody przede wszystkim dzięki klęsce zaborców. A okres międzywojenny? Jakie popełnialiśmy błędy - ogromne. Śmiem twierdzić, że wynik wojny mógłby być całkiem inny, że moglibyśmy należeć nie do przegranych, ale do zwycięzców.
A czy w ostatnich wydarzeniach ważnych dla Polski nie popełnialiśmy błędów? Mam tu na myśli Magdalenkę, Okrągły Stół, wybory do parlamentu oraz prezydenta RP. Na ten temat miałem ciekawą rozmowę z p. premierem Janem Olszewskim (początek marca 2009). W rozmowie tej stwierdziłem: nie była błędem Magdalenka, Okrągły Stół, ani wybory w ówczesnych, bo wtedy nie znaliśmy jakie społeczne poparcie ma "Solidarność". Do senatu na sto zdobyła 99 miejsc. Wybory te dawały moralną podstawę do przejęcia całej władzy przez "Solidarność", dlatego na spotkaniu Wałęsy z OKP-em zwróciłem się do niego, aby razem z Jaruzelskim kandydował na prezydenta. Niestety, ani on, ani inni nie ustosunkowali się do mojej propozycji. Wyglądało to, że wyskoczyłem z tym jak "Filip z konopi". Po prostu chłopek, polityczny analfabeta. Pan premier uzasadniał takie stanowisko Wałęsy i OKP-u tym, że za cenę wolnych wyborów do Senatu jedynym kandydatem na prezydenta miał być szef partii PZPR. O tym, jak bardzo zależało komunistom na utrzymaniu funkcji prezydenta świadczyć może dwugodzinna rozmowa Jaruzelskiego i Kiszczaka z prof. Stelmachowskim, którą później relacjonował OKP-owi. W konkluzji profesor powiedział: "Nie wystawiamy swego kandydata, w czasie wyborów idziemy w kuluary, w wyborach nie uczestniczymy".
Ja też dużą wagę przywiązywałem, aby "Solidarność" przejęła tą funkcję, toteż gdy Wałęsa nie ustosunkował się do mojej propozycji, zwróciłem się do Fiszbacha - sympatyzującego z "Solidarnością" szefa PZPR w Gdańsku proponując, by kandydował na prezydenta, a my go poprzemy. Ten odmówił nie uzasadniając dlaczego, a ja też go o to nie pytałem. Ale wracając do końcowej relacji prof. Stelmachowskiego z generałami to na moje pytanie, czy grozili - potwierdził, że tak. Wtedy powiedziałem, że jeżeli brak odważnych, to ja jestem gotowy kandydować na RP. Koledzy do mnie: "Kandyduj, będziemy zbierać podpisy!". Ja jednak odmówiłem. Mój stan psychiczny uniemożliwiał pełnienie tej funkcji. Kilkakrotne pobicia na posterunku w Milejowie, usiłowanie porwania mnie, ciągłe rewizje, rozbicie szklarni, zrywanie podłóg, rozbiór kuchni, kolegia. To wszystko wpływało, że psychicznie źle funkcjonowałem, a taki człowiek nie może być prezydentem. Liczyłem, że swoją wypowiedzią sprowokuję, że ktoś o odpowiednich predyspozycjach podejmie tą pałeczkę. Posłami byli przecież Marek Jurek i Jarosław Kaczyński. Tak się jednak nie stało. Premier argumentował, że generałowie mogą użyć siły lub że Związek Sowiecki może się zaangażować. Niewątpliwie było to powodem takiej postawy kierownictwa "Solidarności" i tak się wypowiedział premier Olszewski.
Nikita Chruszczow przybywając do USA tak powiedział do ówczesnego prezydenta Stanów Eisenhowera: "Twoje wnuki będą komunistami". Ale miał czym się chełpić! To pierwsi Rosjanie wystrzelili Łajkę, która wprawdzie nieszczęśliwie wylądowała, ale obleciała kulę ziemską. Rosjanin Gagarin nie tylko obleciał kulę ziemską, ale i szczęśliwie wylądował. Polskojęzyczna prasa zachłystywała się sukcesami Rosjan i kpiła sobie z Amerykanów zadając retoryczne pytanie: Kogo Amerykanie spotykają lądując na Księżycu? Odpowiedź - Rosjan. Amerykanie wkrótce podjęli rzuconą im rękawicę. Niedługo i oni latali dookoła ziemi, a też niewiele czasu upłynęło, jak wylądowali na Księżycu. Ale, ruskich tam "niet". Amerykanie wymyślili wojny gwiezdne. To znaczy, że pocisk wystrzelony przez nieprzyjaciela był zestrzeliwany już nad jego terytorium. Amerykanie prześcignęli Rosjan nie tylko technologiami, ale i gospodarczo. Bo jeśli Amerykanom, aby dogonić, a nawet przegonić Rosjan w technologii i uzbrojeniu wystarczyło wydatkować 5 proc. swego budżetu, to Rosjanie aby im dorównać musieli wydatkować 20 proc. swojego.
Związek Sowiecki przegrał z Amerykanami nie tylko gospodarczo, ale też i politycznie, bo na Węgrzech czy Czechosłowacji rosyjskie czołgi nie strzelały do węgierskich czy czeskich kapitalistów, ale do zwykłych robotników. W Polsce przeciw komunizmowi buntowali się chłopi i robotnicy. Na Zachodzie we Francji czy Włoszech poparcie dla komunizmu gwałtownie zaczęło spadać. Słabnąca gospodarka, rozpite społeczeństwo, buntujące się ościenne narody doprowadziły do wniosku KPZR, że skomunizować świata się nie da, że trzeba zachować i uzdrowić Związek Radziecki. Stąd głasność i pierestrojka. Dlatego to Gorbaczow przyjechał do Polski, aby poinformować Jaruzelskiego, że jeśli "Solidarność" będzie mieszać to niech nie liczy na jego czołgi. Od tego momentu komuniści rozpoczęli dialog z "Solidarnością". Ale przyjęli zasadę: ponieważ gospodarka była w opłakanym stanie, gotowi byli przekazać funkcję premiera zachowując funkcję prezydenta - zwierzchnika sił zbrojnych. Dlatego w negocjacjach z "Solidarnością" postawili warunek: jedynym kandydatem na prezydenta będzie szef partii, a wybierać go będzie Zgromadzenie Narodowe. Komuniści się zabezpieczyli. Bo gdyby nie uzyskali większości głosów, to i tak byłaby sytuacja patowa, którą rozstrzygnęliby na swoją korzyść. Teraz z perspektywy czasu dochodzę do wniosku, że ani Fiszbach, ani tym bardziej ja, nie mieliśmy szans na wygraną. Fiszbach nie miałby wystarczająco poparcia w społeczeństwie. Natomiast ja chciałem pobudzić parlamentarzystów, by namówili Wałęsę do kandydowania. A czy Wałęsa miał szansę na wygraną? Oczywiście, że tak. Gdyby zwrócił się do Jaruzelskiego, że razem z nim kandyduje na prezydenta, a jak wygra to jemu, Kiszczakowi i innym gwarantuje amnestię to ja jestem przekonany, że Jaruzelski przyjąłby propozycję. A gdyby nie?
Miałem przykład dwa lata później, którego byłem świadkiem. Jadąc z Kijowa zobaczyłem obok biegnącej szosy tabuny czołgów i transporterów jadących do Moskwy. W Moskwie na ulicach kupki ludzi wokół czytającego odezwę Jelcyna o łamaniu Konstytucji. Na Placu Czerwonym, gdzie najwięcej było czołgów, kilka z nich przechodzi na stronę Jelcyna. Jelcyn wchodzi na jednego z nich i przemawia do zgromadzonych ludzi. Janajew jest w trudnej sytuacji. Dać rozkaz ognia? A jak kolega do kolegi nie zechce strzelać to mu pozostanie jedynie sznurek na szyi. Stchórzył. Dogadał się z Jelcynem i zrejterował do koszar. Po tym wydarzeniu rozmawiałem ze znajomym Moskwiczaninem. Ten nawet nie wspomniał o Janajewie, tylko o Jelcynie i Gorbaczowie. Jelcyn teraz taki - podniósł rękę do góry. A Gorbaczow taki - opuścił rękę na dół. Jelcyn wykorzystał tą sytuację. Niedługo zaprosił przywódców Ukrainy i Białorusi do Białowieży powołując Wspólnotę Niepodległych Państw. Związek Sowiecki przestał istnieć.
Wałęsa w Polsce miał większe poparcie niż Jelcyn w Rosji. Wojsko było zdemoralizowane. Pokojowo czy siłowo przekonałoby Jaruzelskiego. Mając zwierzchnią władzę nad wojskiem, dekretem przeprowadziłby uzupełniające wolne wybory albo rozwiązałby Sejm i zarządził pełne wolne wybory. Społeczeństwo było w stanie euforii, każdy kandydat z jego zdjęciem na pewno byłby wybrany. Pierwszą rzeczą, którą powinien uchwalić Sejm to uchwalenie nowej Konstytucji wprowadzającej rządy prezydenckie z możliwością wydawania dekretów. Co Wałęsa powinien zrobić? Przede wszystkim wykorzystać entuzjazm społeczny. Dobrać najlepszych fachowców z różnych dziedzin życia i dać trafną odpowiedź na nurtujące pytania: Dlaczego Polska w XIX w. przestała istnieć jako niepodległe państwo? Czy przyczyną była agresywność sąsiadów czy też własne cechy narodowe. A jeśli tak, to jak je usunąć? Czy powinniśmy wstąpić do Unii? Czy nie zagraża to naszej suwerenności? Czy tworząc polskie prawo dostosowane do polskich warunków nie rozwijalibyśmy się szybciej, niż podporządkowując się prawu unijnemu? To wszystko mógł z korzyścią dla kraju realizować, gdyby władzę prezydenta przejął w roku 1989 r. Niestety, z krzywdą dla siebie a jeszcze większą dla Polski nie dorósł do misji, jaką mu historia dawała. Nieważne byłoby dla niego, czy jest TW "Bolkiem" czy nie, tak jak Kazimierzowi nie przeszkodziło uganianie się za Żydówkami, bo i tak historia dała mu przydomek "Wielki".
A jak oceniam obecną sytuację Polski? Podtrzymuję słowa, jakie kilka lat temu powiedziałem na spotkaniu z Mazowieckim, Balcerowiczem i Wujcem w Lublinie. A mianowicie: w rozgrywce między "Solidarnością" a komunistami, ci pierwsi byli statystami, a ci drudzy - reżyserami. Potwierdzam też słowa jakie powiedziałem w wywiadzie dla "Naszego Dziennika" - "Z wrogiem władzą dzielić się nie wolno". Z własnego doświadczenia oraz w oparciu o dokumenty jakie otrzymałem z IPN-u wiem, jak gęsto otoczony byłem tajnymi współpracownikami. Jest pewne, że podczas obrad Okrągłego Stołu też ich nie brakowało. Wałęsa i tylko on mógł w pewnym momencie wstrząsnąć Polską, rozkręcić gospodarkę oraz zmierzyć się z najtrudniejszą rzeczą, czyli zmienić mentalność społeczną. Historia na pewno nie nada mu przydomka "Wielki", a najwłaściwszą oceną będą jego słowa: "Jestem za, a nawet przeciw".
Janusz Rożek
24 listopada 2009
Błędy polskiej polityki
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz