Powered By Blogger

26 listopada 2009

Lefebryści wracają

Piszą o nas...

Lefebryści wracają

Zwolenników lefebryzmu w Polsce jest kilka tysięcy.
Kim są ludzie, którzy chcą przywracać Kościół przedsoborowy?

Wyszło na nasze - cieszyli się zwolennicy Bractwa Świętego Piusa X po niedzielnej mszy, gdy w kaplicach Bractwa w całym kraju czytano list od głównego przełożonego, biskupa Bernarda Fellaya. List jest komentarzem do zdjęcia przez Benedykta XVI ekskomuniki, którą nałożył na czterech biskupów Bractwa Jan Paweł II w 1988 roku, gdy ich przełożony, arcybiskup Marcel Lefebvre bez zgody Watykanu wyświęcił biskupów. Dziś Bractwo, przez ostatnie 20 lat uznawane za schizmatyczne (choć podkreślało zawsze, że od Kościoła nie odeszło, uznawało papieży, władzę miejscowych biskupów itd.), wraca na łono Kościoła. Niestety, na swoich warunkach.

Lefebryści nie uznają najważniejszych postanowień Soboru Watykańskiego II. Dla współczesnego Kościoła jest on przełomowy, bo to właśnie sobór przyznał prawo do wolności religijnej wszystkim (a nie - jak dotychczas - tylko katolikom), docenił rolę świeckich, uznał pozytywne elementy w innych wyznaniach chrześcijańskich, a nawet w religiach niechrześcijańskich. Tymczasem lefebryści uznają ekumenizm i dialog z innymi religiami za jedno z dzieł szatana, ewentualnie XVIII-wiecznej masonerii. Na soborze ustanowiono też odprawianie mszy w taki sposób, jaki znamy obecnie - w językach narodowych, z kapłanem odwróconym twarzą w kierunku wiernych. Wcześniej obowiązywał ryt trydencki, czyli z księdzem stojącym tyłem do wiernych i odprawiającym liturgię po łacinie, bez przekazywania znaku pokoju, bez wspólnej modlitwy "Ojcze nasz".

- To właśnie ekumenizm i odrzucenie tradycji są odpowiedzialne za kryzys, który wstrząsa współczesnym Kościołem - nie ma wątpliwości ksiądz Karol Stehlin, od 12 lat przełożony Bractwa w Polsce. Mówiąc o kolejnych etapach powrotu lefebrystów do Kościoła (teraz dyskusja o rozbieżnościach doktrynalnych, potem ustalenie ich statusu prawnego, prawdopodobnie na wzór podlegającego tylko papieżowi Opus Dei), podkreśla on jednak, że Bractwo na żadne kompromisy się nie zgodzi, bo "byłyby one zaprzeczeniem prawdzie". Według niego Bractwo mogłoby pomóc Kościołowi wrócić do czasów przedsoborowych. - Dotąd, gdy przedstawialiśmy nasze racje, byliśmy traktowani w najlepszym przypadku z pobłażliwością, teraz musimy być traktowani jako równorzędny partner rozmów - podkreśla.

Tymczasem większość hierarchów kościelnych liczyła na skruchę dawnych schizmatyków
- Jeśli w przypowieści o synu marnotrawnym stary ojciec wychodzi i wypatruje, czy syn nie wraca, to nie jest to policzkiem dla nikogo. Natomiast gdyby synek po powrocie zaczął opowiadać, że on miał rację, że było wspaniale i że za chwilę ucieknie z domu po raz kolejny, byłoby to tragedią - tłumaczy arcybiskup Józef Życiński, zdecydowany przeciwnik lefebrystów. Ale określenie lefebryści odnosi się jedynie do duchownych, w przypadku świeckich można mówić jedynie o zwolennikach. Kapłanów na stałe rezydujących w Warszawie jest pięciu, z czego tylko jeden jest Polakiem (przełożony jest Niemcem). To ksiądz Edward Wesołek, do 1997 roku jezuita. - Odszedłem, bo przeszkadzały mi nowinki w liturgii, bolałem nad tym, że część Księży nie nosi sutanny i że zakon jest liberalny, zupełnie inny od tego, do którego wstępowałem na początku lat 60-tych - tłumaczy.

Z podobnych powodów na msze odprawiane przez lefebrystów przychodzą świeccy. - W innych kościołach denerwowały mnie gitary i bębny, księża chodzący po cywilnemu, niewystarczająca powaga. Ostateczną decyzję podjąłem prawie 10 lat temu, gdy zamiast na klęczkach zaczęto udzielać komunii świętej na stojąco, co dla mnie było zupełnie nie do przyjęcia - mówi 26-letni Łukasz z Lublina, na co dzień pracujący w firmie handlowej. Na niedzielne msze do każdej z ośmiu kaplic lefebrystów przychodzi kilkadziesiąt, a w Warszawie około 200 osób. Część osób wybiera lefebrystów z powodów światopoglądowych. - Przywiązanie Bractwa do tradycji powoduje, że spotykam tu w większości ludzi o zdecydowanych poglądach konserwatywnych - mówi Grzegorz Wysok, doktorant historii z KUL, znany w Lublinie działacz antyunijny i nacjonalistyczny. Oprócz zmian posoborowych Wysoka i jego znajomego Adama Leksa denerwuje w Kościele postępująca "judaizacja": powrót do Starego Testamentu, dialog z Żydami, którzy narzucają swoją wizję świata, i "teologia Holocaustu", która przejawia się usunięciem krzyży w Oświęcimiu, blokowaniem przez Żydów beatyfikacji Piusa XII i zawyżaniu liczby żydowskich ofiar podczas II wojny światowej.

Również według najnowszego numeru "Najwyższego Czasu", chętnie czytanego w kręgach zwolenników lefebrystów, "religia Holocaustu nadaje życiu publicznemu znamiona totalitarnej paranoi" obok "tak oczywistych prawd" jak powszechna równość, prawa człowieka, teoria Darwina, równoprawność orientacji seksualnych, a ostatnio także globalne ocieplenie. Zresztą poglądy polityczne zwolenników lefebrystów sytuują się głównie na prawej części prawicy, choć spora część moich rozmówców deklaruje, że na wybory nie chodzi. - Nie bawię się w demokrację, bo czekam na króla Polski - deklaruje ksiądz Wesołek. Nie wie, skąd ten król miałby przyjść, ale na pewno "musi być sługą Jezusa" - Monarchizm jest najbardziej zgodny z Ewangelią - przekonuje lefebrysta. Kilka tysięcy polskich zwolenników tych teorii nie ma jednak dużego medium, w którym mogliby na szerszą skalę głosić swoje poglądy. Do już przekonanych skierowany jest dwumiesięcznik "Zawsze Wierni" (w latach 90-tych kierował nim Sławomir Cenckiewicz, współautor głośnej książki "SB a Lech Wałęsa"). Lefebryści prowadzą wydawnictwo "Te Deum", które oprócz książek dotyczących tradycjonalizmu czy Soboru Watykańskiego II kolportuje publikacje innych wydawnictw - ma w ofercie między innymi większość publikacji Henryka Pająka, znanego z takich książek jak "Piąty rozbiór Polski 1990-2000", "Nowotwory Watykanu" czy "Strach być Polakiem".

Bractwo prowadzi w Warszawie trzy szkoły. Gimnazjum oraz liceum w Józefowie nieoficjalie, o co wybuchła wielka awantura. Dyrektorka poinformowała rodziców, że szkołą rządzi fundacja należąca do lefebrystów (ponoć mieli pomagać tylko finansowo, ale według dyrektorki chcieli przejąć szkolę), a sympatyzuje z nimi kilku nauczycieli, w tym katecheta. Przeniosła wtedy lekcje z budynków należących do Bractwa, a wśród rodziców i uczniów zapanował popłoch, który prawdopodobnie skończy się podziałem obu szkół. Zupełnie oficjalnie działa natomiast podstawówka imienia Świętej Rodziny, do której chodzi 22 uczniów. - Uczymy według oficjalnych programów ministerialnych, ale stawiamy na wychowanie dzieci według tradycyjnych katolickich zasad. Dziewczynki nie mogą chodzić w niekobiecych spodniach, tylko w spódnicach za kolano, nie ma dyskotek, dzieci wychowywane są bez telewizji - tłumaczy dyrektorka Aldona Duklewska. Choć szkoła jest katolicka, uczniowie... nie chodzą na lekcje religii. - Nie mogliśmy uzyskać misji kanonicznej, więc jest etyka - mówi dyrektorka. Lekcje prowadzi filozof z odpowiednimi uprawnieniami. - Ta szkoła to raj na ziemi. Może nie przygotuje dzieci do życia we współczesnym świecie, ale na pewno nie nauczy ich chamstwa czy przeklinania - chwali Izabela Brodacka, która ma wnuczkę w trzeciej klasie. Nie przeszkadza jej, że na członków Bractwa do niedawna była nałożona ekskomunika. Podobnie jak większość zwolenników lefebrystów, którzy jej po prostu nie uznawali.

Gdy ekskomunikę zdjęto, odetchnęła także część "legalnych" katolików. - Tydzień później nasz kościół w czasie mszy był pełniutki. Przyszło wiele osób świeckich, ale też duchowni i duża grupa sióstr zakonnych. Dotąd wspierali nas z ukrycia, a teraz wreszcie mogą robić to otwarcie. Mamy nadzieję, że wspólnie uda nam się przezwyciężyć kryzys, jaki pojawił się w Kościele po soborze - cieszy się ksiądz Stehlin. I ma nadzieję, że dzięki Bractwu już niedługo cały Kościół będzie wyglądał jak 50 lat temu.

Milena Rachid Chehab

Źródło:
"Przekrój" - tygodnik społeczno-kulturalny
z 12 lutego 2009 r., str. 28-29

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz