Powered By Blogger

27 sierpnia 2009

To on miał zabić Kaczyńskiego...


I śmieszno i straszno

Jako doświadczony już "zbrodniarz" chciałbym opisać kolejny przejaw
policyjno-prokuratorskich szaleństw targających "walczącą z antysemityzmem"
Trzeciej RP.

Otóż jak podaje "Najwyższy Czas" (nr 35-36) w Warszawie zdarzył się następują-
cy wypadek. Podczas uroczystości upamiętniających rocznicę wybuchu Powstania
na Powązkach zgromadził się spory tłum mieszkańców i kombatantów. Była
godz. 16.45. Za piętnaście minut miał przybyć prezydent Kaczyński i rozpocząć się miała oficjalna celebra. W tłumie widzów znalazł się też 54-letni Pan Mirosław
B., który spokojnie rozmawiał z powstańcami, gdyż jego pasją jest zbieranie relacji uczestników walk. Nagle ni z tego, ni z owego został zatrzymany przez policję, przewieziony na komendy, gdzie... postawiono mu zarzut usiłowania zamordowa-
nia Prezydenta! Parsknął śmiechem, ale okazało się, że sytuacja nie jest wcale zabawna - traktowany był po chamsku i brutalnie.

Zatrzymany i przesłuchiwany złożył wyjaśnienia. Opowiedział zgodnie z prawdą,
że rozmawiał z kombatantami, m.in. o ich losach powojennych, gdy byli represjono-
wani przez UB. Użył sformułowania (jak najbardziej słusznego) "żydokomuna" na określenie ówczesnych UB-eckich oprawców. Ponieważ zarzut "o zamachu na Pre-
zydenta" okazał się bzdurą i pomyłką, Prokuratura postanowiła postawić Panu Mirosławowi (a jakże by inaczej) zarzut ze słynnego art. 256 kk - "kto publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa lub nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze z względu na bezwyznaniowość podlega grzywnie albo pozbawieniu wolności do lat
2". Broniąc się więc przed jednym absurdalnym zarzutem "niedoszły zamacho-
wiec" ukręcił sobie sznur w postaci zarzutu o antysemityzm z czego bardzo uradowała się przesłuchująca go Pani Prokurator. Teraz Pan Mirosław wobec którego zastoso-
wano nadzór policyjny musi się dwa razy w tygodniu meldować w komisariacie czekając na wyznaczenie terminu rozprawy przed "niezawisłym Sądem".

Szaleństwo Prokuratur, których zwierzchnikiem jest (o horendum!) były bojownik antykomunistycznej opozycji p. Andrzej Czuma osiągnęło poziom orwellow-
sko-kawkowski. Zamieszczamy wywiad z Panem Mirosławem B. opublikowany
we wspomnianym numerze tygodnika "Najwyższy Czas!".

Grzegorz Wysok



Rozmowa z "zamachowcem" -

- Jak się organizuje zamach na prezydenta RP?

- Skąd mam to wiedzieć? Nigdy mi to przez głowę nawet nie przeszło. Jestem
normalnym człowiekiem interesującym się historią i co roku biorę udział w uroczy-
stościach kolejnych rocznic wybuchu Powstania Warszawskiego. Lecz od oficjalnych imprez z udziałem władz państwa stronię. Lubię rozmawiać o Powstaniu z pow-
stańcami, dlatego jestem na tych uroczystościach.

- Jednak zatrzymano Pana pod zarzutem grożenia głowie państwa śmiercią?

- Absurdalny zarzut, którego prokuratura nie potwierdziła i nie ściga mnie za to.
Tego dnia w ogóle nawet nie widziałem prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Posta-
wiono mi za to inny, też absurdalny zarzut antysemityzmu To jakaś paranoja.
Istny Kafka.

- Co Pan więc robił na Powązkach?

- Powiem, co robiłem cały dzień. Wyjechałem rano około ósmej z Piaseczna,
bo byłem u mojej matki. Poruszałem się rowerem. Było ciepło. Około godziny dzie-
siątej podjechałem do Parku Dreszera. Były tam jedne z uroczystości. Rozmawiałem z powstańcami. Potem pojechałem na ul. Dworkową na kolejne uroczystości. Znów rozmawiałem z powstańcami. Interesuję się historią i lubię pytać o tamte wydarzenia, o dowódców, o broń, jaką walczyli, ile ich mieli itp. rzeczy. Później znów pojecha-
łem pod kolejne miejsce upamiętniające walki powstańcze. I tak od jednego
miejsca do drugiego.

Na Cmentarzu Powązkowskim byłem ok. godz. 15. Znam go dobrze. Wszedłem
bramą główną. Jakaś starsza kobieta zapytała mnie o drogę do grobu gen. Antoniego Chruściela "Montera", dowódcy Powstania. Zaprowadziłem ją pod mogiłę. Rozma-
wiałem z nią o Powstaniu , żołnierzach, AK-owcach, w ogóle o historii. Szedłem sobie od jednej mogiły partyzantów do drugiej. Rozmawiałem z ludźmi. Po godzinie by-
łem pod pomnikiem "Gloria Victis". Były barierki, ale żadnych VIP-ów za nimi nie było. Odszedłem dalej. Stanąłem kilkadziesiąt metrów dalej przy kwaterze batalionu
"Pięść". Tam podszedłem do grupki powstańców. Rozmawiałem z nimi o historii Po-
wstania. Pytałem o dowódców, o broń jaką mieli, gdzie walczyli, czym, o zrzuty
itp. Rozmawiałem z p. Ajewskim, powstańcem mieszkającym teraz w Kanadzie.
W Powstaniu walczył razem ze swym bratem, który po wojnie został w kraju. Nies-
tety, już odszedł z tego świata.

Z p. Ajewskim rozmawiałem dłuższy czas. W pewnym momencie rozmowa zeszła
na to, co robili komuniści z warszawskimi powstańcami i w ogóle z AK-owcami po wo-
jnie. O tym, jak bezpieka komunistyczna mordowała żołnierzy Państwa Podzie-
mnego. Stwierdziłem, że tylu samo powstańców co naziści w powstaniu, po wojnie wymordowała żydokomuna. Mówiłem o Brystygierowej, Fejginie, Różańskim, Światle, o procesie gen. Fieldorfa "Nila" i o tym, co napisała o udziale osób pochodzenia żydowskiego w procesie "Nila" jego córka. Podawałem inne nazwiska komunistycznych katów. Rozmawialiśmy jeszcze chwilę, po czym odszedłem. Chciałem pójść pod pomnik cichociemnych. Oficjalne uroczystości pod "Gloria Victis" mnie nie intereso-
wały. Gdy oddalałem się od miejsca, w którym miał być prezydent Kaczyński, podeszło do mnie dwóch mężczyzn. Przedstawili się, że są z policji i zażądali dowodu oso-
bistego. Nie miałem, więc powiedzieli, że zabierają mnie na komendę. Spytałem, o co chodzi. Wtedy wskazali na stojącego za nimi faceta w garniturze i ciemnych okularach i stwierdzili, że to oficer BOR i według niego groziłem śmiercią prezyde-
ntowi. Zgłupiałem. Stwierdzili, że jestem zatrzymany i mam z nimi pojechać. Potem była zabawna sytuacja, bo tego dnia poruszałem się rowerem i cały czas miałem
go przy sobie, więc policjanci mieli kłopot z jego zapakowaniem do radiowozu.

- Widział Pan wcześniej kręcących się wokół Pana BOR-owików?

- Nie. Oni stali za barierkami w strefie VIP-ów, a ja 20 może 40 metrów od nich.
Więc nie mogli słyszeć o czym rozmawialiśmy. Zresztą nie zwracałem uwagi na nich. Rozmawiałem z powstańcami, a potem spokojnie szedłem w stronę pomnika cichociemnych.

- Ale mogli usłyszeć jak Pan krzyczy!

- Nie krzyczałem. Normalnie rozmawiałem, tak jak rozmawia się w grupie osób.

- O której zatrzymała Pana policja?

- Była godzina 16.45.

- Co było na komisariacie?

- Pobrano ode mnie odciski palców ze dwa razy, a potem dwukrotnie byłem ob-
fotografowany. Czułem się jak groźny bandyta. No, i nastąpiła seria przesłuchań. Najpierw ustalono moją tożsamość, bo nie miałem dowodu. Chciano więc ode mnie numeru PESEL. Datę urodzenia pamiętam, ale kolejnych cyferek nie. W ogóle ustalenie moich danych jakoś nie szło policjantom. Po kilka razy pytali mnie o to samo. Zaczęli nawet wyładowywać na mnie swoją złość. Byłem traktowany jak śmieć. Odnosili się do mnie z pogardą. Podnosili na mnie głos. Byli strasznie nieprzy-
jemni. Chcieli, bym się przyznał to będzie po kłopocie.

- Do czego miał się Pan przyznać?

- Że znieważyłem słownie prezydenta i krzyczałem, że go zabiję.

- A krzyczał Pan to?

- Skąd. W ogóle tego dnia nie interesowałem się, co robi i gdzie jest prezydent.
Nawet go tego dnia nie widziałem! Mówiłem im to, co wcześniej powiedzia-
łem Panu. To ich strasznie denerwowało.

- W prokuraturze było podobnie?

- Nie. Pani prokurator była bardzo miła. Miała już zeznania BOR-owików i policja-
ntów z których wynikało, że ci nic nie słyszeli i nic nie widzieli. Zresztą nie mogli słyszeć jak grożę prezydentowi, bo po pierwsze - nic takiego nie mówiłem, a po dru-
gie - nawet jeślibym groził, to stali za daleko, by słyszeć. Pani prokurator opowie-
działem więc po raz kolejny, to co mówiłem policjantom. W tym powiedziałem o tej żydokomunie, co mordowała AK-owców. Powiedziała mi, że nie ma dowodów na
to, bym groził śmiercią prezydentowi, ale za to oskarży mnie o antysemityzm.

- Kiedy Pana przesłuchiwała?

- W poniedziałek. Dwa dni po zatrzymaniu mnie. Od razu też wydała postanowie-
nie, że mam dwa razy w tygodniu meldować się na policji. Teraz szukam jakiejś po-
mocy prawnej, bo nie wiem, czy nie oskarżą mnie o coś jeszcze. Nie jestem zor-
ientowany w prawie.

- Dziękuję za rozmowę.

2 komentarze:

  1. Życzę Panu jak najrychlejszego skazania i jak najwyższej możliwej kary. Oby obyło się bez zawieszenia kary. Będę kibicował, aby ewentualna apelacja była spóźniona!

    OdpowiedzUsuń
  2. Radzę odprawić w tym celu czarną mszę lub zamówić jakieś inne gusła.

    OdpowiedzUsuń