Foto:
Red. Grzegorz Wysok (z tubą)
oraz autor artykułu Konrad Rękas podczas happeningu
przed siedzibą "Gazety Wyborczej"
w Lublinie
"Antysemityzm" do umorzenia!
Ruszył proces lidera lubelskiej Ligi Polskich Rodzin p. Grzegorza Wysoka oskarżonego o nawoływanie do nienawiści rasowej wobec Żydów. "Afera" Wysoka wybuchła, kiedy to radni lewicy i PO zaprotestowali przeciwko wkładaniu do ich ogólnie dostępnych skrytek w Ratuszu kolejnych numerów pisma "Biuletyn Narodowy", gazetki wydawanej przez Wysoka, a traktującej m.in. o antypolonizmie, zgubnym wpływie Unii Europejskiej oraz działalności tzw. "przedsiębiorstwa Holocaustu", jak profesor Norman Finkelstein nazwał proceder wymuszania odszkodowań za straty poniesione w czasie wojny przez ludność żydowską. Sprawa stała się głośna, kiedy to radny SdPL Kamil Zinczuk osoby głoszące takie poglądy uznał za kwalifikujące się do leczenia psychiatrycznego, a radny PO i b. prezydent Lublina mecenas Paweł Bryłowski zażądał postępowania prokuratorskiego. Rzeczywiście szybko ruszyło ono w końcu po oficjalnym zawiadomieniu złożonym przez "Gazetę Wyborczą". Przez niemal dwa lata trwały kolejne etapy postępowania. Wysok kwestionował opinię biegłego prof. Konrada Zielińskiego z UMCS, a także podważał jego uprawnienia do jej wydania. Co zabawne, potwierdzeniem antysemityzmu Wysoka zdaniem "biegłego" był fakt, że masowe aborcje skojarzył on z mordami dokonanymi przez Turków na Ormianach, a nie z holocaustem. Zapewne gdyby takowe porównanie przyszło jakiemuś narodowcowi do głowy, byłby antysemitą tym bardziej umniejszając "niepowtarzalność Shoah".
W tej sytuacji wątpliwości miał sam sędzia proponując początkowo odesłanie sprawy prokuraturze. Ostatecznie jednak na 12 sierpnia 2010 r. wyznaczono pierwszą rozprawę. Ta zaczęła się bardzo hucznie, gdy ponad pięćdziesięciu przeciwników polowania na antysemitów próbowało wejść do jednej z najmniejszych salek Sądu Rejonowego w Lublinie. Sędzia Andrzej Woźniak raz po raz groził wezwaniem ochrony, panował straszliwy ścisk, nie domykały się drzwi, zaś bojowy tłum cały czas wdawał się w utarczki słowne z sędzią. Zresztą na ławę oskarżonych z trudem przepchał się sam red. Wysok. Oskarżony cały czas kwestionował błędy proceduralne, które - jak twierdzi - popełniono w toku postępowania. Chciałby także przesłuchania swoich świadków i biegłych (m.in. znanego publicysty prawicowego Stanisława Michalkiewicza), choć raczej jednak nie będzie miał ku temu okazji. Sędzia Woźniak nie przejmując się rozdyskutowaną oraz zatłoczoną salą oświadczył, że sprawę skieruje na posiedzenie bez udziału publiczności zmierzające do umorzenia postępowania. W rozmowie z dziennikarzami red. Wysok podkreślił, że nie czuje się winny, publikowane przez niego materiały na temat Żydów "to żadna tajemnica", a cała sprawa to nagonka polityczna. Warto dodać, że przed lubelski Sąd trafił też inny lokalny działacz narodowy Ryszard Milewski, niegdyś szef rady ławniczej tegoż sądu i urzędnik samorządowy oskarżany z kolei o groźby karalne wobec adwokatki swojej żony, reprezentującej ją w sprawie rozwodowej. Sam polityk uważa się jednak za prześladowanego za swoje donosy w sprawie domniemanych afer w lubelskim światku prawniczym, składane w czasach ministerium Zbigniewa Ziobry.
Kodeksowe zapisy o charakterze politycznym mające na celu zwalczanie nienawiści rasowej oraz propagowania ideologii totalitarnych od lat sprawiają kłopot wymiarowi sprawiedliwości. Prokuratura oraz sądy nie umieją bądź nie lubią interpretować tych przepisów, biegli są często bardziej politycznie zacietrzewieni niż ci, których twórczość interpretują, zaś postępowania odbywają się pod pistoletem postępowych mediów. Polityka zakazów nieuchronnie prowadzi do dyskusji na temat granic wolności słowa, przekonań oraz badań naukowych - czy takowe w ogóle istnieją, zaś jeżeli tak, to jak je wytyczyć i czy na pewno prawo karne jest najlepszym do tego narzędziem. Niestety, obecne zapisy kodeksowe stanowią niezbyt zakamuflowaną pułapką zastawioną przez zawodowych antyfaszystów i politpoprawusiów. "Prawica" dała się złapać na lep polityki zakazów, byle objęły one (teoretycznie) także komunizm, jego propagandę i symbolikę. Tymczasem paragrafy te są martwe, podczas gdy definicje "faszyzmu" i "nawoływania do nienawiści na tle różnic narodowościowych" stale się rozszerzają, w myśl zaleceń przeciwników polskiego obozu narodowego. I nie chodzi o to, że nie ściga się jakichś zaślepionych lewaków dyskutujących o wyższości późnego Trockiego nad wczesnym, czy modnisiów w koszulkach z Che Guevarrą, tylko, że np. nikomu nawet nie przychodzi do głowy, by sprawdzić pod kątem "nawoływania do nienawiści" religijnej wypowiedzi Palikota czy Senyszyn!
Podobnie też zyskano poparcie naiwnych dla gwałcącej swobodę badań naukowych penalizacji tak zwanego "kłamstwa oświęcimskiego" poprzez dodanie zapisów niby to chroniących przed propagandą komunistyczną. I znowu, poza zabawą w kotka i myszkę z jedną marksistowsko leninowską stroną internetową - artykuł 55 ustawy z 18 grudnia 1998 roku o Instytucie Pamięci Narodowej nie wniósł nic dobrego, a gdyby ktoś miał wątpliwości niech przypomni sobie śp. dra Ratajczaka. Jaki jest sens utrzymywania art. 132 a kodeksu karnego, niby to broniącego "Naród Polski" przed oskarżeniami o udział w zbrodniach komunistycznych oraz nazistowskich, skoro takie zarzuty publikuje się bezkarnie w największym w Polsce dzienniku? Dlatego także na obecnym etapie, w realiach państwa demoliberalnego, postulatem środowisk zdrowego rozsądku powinno być zniesienie tych wszystkich absurdalnych zakazów przewidzianych art. 256 i 257 kk, stosowanych obecnie jednostronnie, głównie zaś do zamykania ust narodowcom czy konserwatystom. Trzeba bowiem pamiętać, że cenzura bywa instrumentem przydatnym w warunkach państwa ideologicznego, ale tylko wówczas, gdy jest to nasza ideologia, a i wtedy raczej powinna się ograniczyć tylko do kwestii obyczajowych, chroniąc proces wychowawczy młodzieży. W sytuacji zaś, gdy mamy do czynienia z ideologią wrogą wartościom narodowym i tradycyjnym dla jej pokonania to właśnie wolność słowa jest cennym hasłem, tym ważniejszym, że nadużywanym przez obóz przeciwny. Jeśli nie przyjmiemy tego faktu do wiadomości to następny wydawca pisma narodowego nie będzie miał już tyle szczęścia, co red. Wysok, a w jeszcze gorszym przypadku znajdą się przeciw niemu zarzuty natury kryminalnej (jak wobec Milewskiego).
Konrad Rękas
dziennikarz, były radny oraz przewodniczący
Sejmiku Województwa Lubelskiego
2 marca 2011
"Antysemityzm" do umorzenia!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Im nam Żydzi bardziej będą wpierać antysemityzm, im będą bardziej oskarżać nas o rasizm i pluć w twarz tym, którzy w czasie wojny ryzykowali, aby ich ratować, tym więcej będzie grup antysemickich!
OdpowiedzUsuńŻydzi są jak szarańcza! Nie powinni być w polskim rządzie. Czy widzieliście Polaków w rządach innych Państw? Wszyscy powinni mieszkać w Izraelu.
OdpowiedzUsuń