Na zdjęciu - autor tekstu
Filosemicka cenzura w działaniu
14 kwietnia odbyła się kolejna rozprawa w Sądzie Rejonowym w Lublinie - opowiada Grzegorz Wysok. Po raz pierwszy stawił się przedstawiciel prokuratury. Sędzia rozpoczął od zapytania, czy akt oskarżenia jest zrozumiały. Stwierdziłem, że nie, gdyż zarzuca mi się, jakobym na łamach pisma pt. "Biuletyn" działając ze z góry podjętym zamiarem nawoływał do nienawiści na tle rasowym, religijnym oraz narodowym. Nie jest jednak określone, jakimi słowami i w którym miejscu. Zwracam uwagę na sformułowanie "z góry podjętym zamiarem" - dodaje. Grzegorz Wysok stwierdził w swoich wyjaśnieniach, że będzie polemizował z opiniami biegłych. Rozpoczął on od polemiki z ekspertyzami. Wyjaśnienia trwały ponad trzy godziny. Sędzia nie ingerował w wyjaśnienia. Na sali oprócz publiczności byli studenci praktykanci. Żartowano, że będą się przyuczać, jak w przyszłości sądzić tego typu sprawy - stwierdził wydawca "Biuletynu".
Sprawa zaczęła się, kiedy redaktor Grzegorz Wysok w jednym z numerów swojego pisma opublikował artykuł dotyczący roszczeń majątkowych wysuwanych wobec Polski przez "pewne środowiska żydowskie". Powołał się na określenie "przedsiębiorstwo Holokaust", użyte przez profesora Normana Finkelsteina. Doniesienie do prokuratury złożył w 2008 roku młody dziennikarz "Gazety Wyborczej" Karol Adamaszek. Akt oskarżenia został sporządzony na podstawie opinii biegłego dr hab. Konrada Zielińskiego z Wydziału Politologii UMCS. Prokuratura zdecydowała się postawić dwa zarzuty: nawoływania do nienawiści narodowej i propagowania ustroju faszystowskiego. W elaboracie biegłego próbowano te zarzuty uzasadniać. Grzegorz Wysok chciał się bronić i podał nawet biegłego do prokuratury, ale nie podjęto żadnych czynności. Opinia biegłego była analizą wielu artykułów. Znajduje się w niej porównanie Grzegorza Wysoka do Hitlera, którego ulubioną lekturą była "Mein Kampf". W jednym z artykułów porównałem zbrodnie dokonane przez Ukraińców na Wołyniu do zagłady Ormian dokonanej przez Turków. Z tego faktu biegły wywnioskował, że zanegowałem Holokaust, dlatego że nie wspomniałem, iż UPA mordowała także Żydów - tłumaczy Grzegorz Wysok. W 2010 roku sąd uznał, że sprawa nie nadaje się do procedowania, gdyż nie wskazano, w którym miejscu zostało popełnione przestępstwo. Wydawca "Biuletynu" przyjął, że na tym sprawa się skończy. Media i niektóre środowiska w Lublinie zaczęły stawać w obronie Grzegorza Wysoka. Zapowiedziano jednak kolejne posiedzenie. Sąd powołał innego biegłego, tym razem z zakresu językoznawstwa. Profesor Ryszard Tokarski miał badać konkretne sformułowania z leksykalnego punktu widzenia.
Pierwsza ekspertyza została sporządzona przez doktora Zielińskiego. Ja już się z nim starłem na sali sądowej i wykazałem jego niekompetencję - komentuje Grzegorz Wysok. Druga opinia miała być opinią językoznawcy. Jest mi ciężko się ustosunkowywać do tej ekspertyzy, bo odnosi się do różnych moich tekstów. Językoznawca miał dokonać oceny pod względem zastosowanego języka wypowiedzi. Napisał podobny w duchu do opinii poprzedniego biegłego esej na temat wizji świata, jaką w publikacjach przedstawiam - dodaje. Według Grzegorza Wysoka, biegły stwierdził, że redaktor "Biuletynu" sprawnie posługuje się językiem, stosuje ironię, parafrazę oraz odwołuje się do stereotypów językowych. To miałoby świadczyć, że robię wszystko w złych intencjach oraz z dużym nagromadzeniem złej woli. Profesor Tokarski napisał, że wizja świata jaka się wyłania z moich tekstów, to wizja oblężonej twierdzy oraz wszechogarniających zagrożeń. Jako przykłady podał kwestię mojego negatywnego stosunku do NATO i Unii Europejskiej - komentuje Grzegorz Wysok. Autor w tekstach pochodzących z 2008 roku, kiedy przyjęto traktat lizboński, pisał o zdradzie i sprzeniewierzeniu się przysiędze poselskiej. Grzegorz Wysok zauważa, że dziś również sprawa tzw. roszczeń środowisk żydowskich nabiera zupełnie innego znaczenia. Okazało się, że te roszczenia nawet minister Radek Sikorski zanegował. Ja to pisałem w 2008 roku. Teraz problem pojawił się w dyskusji publicznej. Dzięki temu procesowi znowu się o tym przypomni. Może sąd spojrzy na sprawę inaczej, jako na troskę obywatelską o dobro państwa - stwierdza.
Posiedzenie z 17 lutego 2011 roku zakończyło się decyzją sądu, w której uznano, że nie można umorzyć sprawy, ponieważ istnieją dwie opinie biegłych skierowane przeciw Grzegorzowi Wysokowi. Podczas rozprawy 14 kwietnia wydawca "Biuletynu" mógł po raz pierwszy odnieść się do opinii ekspertów, jak również polemizować z nimi. W lubelskim dodatku "Gazety Wyborczej" pojawiła się publikacja w bardzo podobnej sprawie. Został uniewinniony redaktor naczelny "Prawidła" z Radomia. Oskarżony został o podobne "zbrodnie". Sąd uznał, że nie doszło do czynu przestępczego, zaś prokuratura złożyła apelację, więc teraz sprawa będzie się toczyła przed sądem apelacyjnym w Lublinie. "Wyborcza" ostrzy zęby oraz potępia radomski sąd, jak śmiał uniewinnić "antysemitę"! Okazuje się, że sądy nie są w pełni dyspozycyjne wobec dyrektyw "Wybiórczej". To bardzo pocieszające - opowiada Grzegorz Wysok.
Rafał Pazio
redaktor tygodnika "Najwyższy Czas!"
wicestarosta Powiatu Wołomińskiego
Źródło:
"Najwyższy Czas!" nr 17-18 (1092-1093)
z 30 kwietnia 2011 r., str. XVIII
Jesień roku 1943. Wieś w powiecie Wysokie Mazowieckie. Pewna rodzina ukrywa Żydów. Jeden z nich nieszczęśliwie wpada w ręce Niemców. Ci rankiem przyjeżdżają, otaczają wioskę i rozstrzeliwują wszystkich jej mieszkańców. Uratował się tylko jeden Polak, Żyd w wieku 21 lat oraz mała żydowska dziewczynka, która pasła krowy pod lasem. Co robić? Wieś spalona i nie ma gdzie wracać. Idą więc do partyzantki, nie ma innego wyjścia. W 1946 roku aresztowano tego Polaka za - jak to określano - przynależność do "bandy". O ironio losu, przesłuchuje go ten sam Żyd, który niemal do wyzwolenia był razem z nim w partyzantce. Każe milczeć na temat znajomości i obiecuje pomóc. Wyrok 8 lat i praca w kopalni uranu koło Kowar.
OdpowiedzUsuńW latach 70-tych przychodzi do tego pana pismo ze Szwecji, że został odznaczony i czy mają mu przyznać medal za uratowanie żydowskiej dziewczynki. Odpisał, żeby ten medal wsadzili sobie w d... Nie mija miesiąc, a pojawia się przedstawiciel ambasady domagając się wyjaśnień. Domaga się! Rozmowa trwa dosyć długo, przy czym był to monolog żydowski. W końcu ten pan tego medalu nie wziął i nie posadził drzewka. Powiedział: owszem, posadzę to drzewko pod jednym warunkiem, że zawiśnie na nim ten Żyd co był razem z nim w partyzantce. Ten Polak już nie żyje. Nigdy nie słyszałem, żeby źle cokolwiek powiedział o Żydach.
Zauważcie, że oni w swym antypolonizmie są bezkarni i jakoś "naszym" sądom nie udało się ukarać żadnego Żyda za opluwanie Polski. Właśnie przypomniał mi się pewien "polski" aferzysta, który do dzisiaj ukrywa się w Izraelu ze swoimi milionami dolarów. Pieniądze ukradł w Polsce z pomocą oscylatora bankowego. Pamiętacie tych dwóch cwaniaków, których chciał ścigać Wałęsa w skarpetkach?
OdpowiedzUsuńJaka tam znowu cenzura? W Polsce nikt nie egzekwuje prawa, nikt nie ponosi odpowiedzialności, nałożone sankcje nie robią na nikim absolutnie żadnego wrażenia, więc nie przejmujmy się tak mocno. Filosemicką cenzurę olejemy tak samo, jak nas olewa establishment. Niech nałożą nawet wielomilionowe kary. I co z tego? Nikt nie zapłaci, a żaden polityk na nikim tego nie wymusi, bo co zrobi? Obrazi się? Zacznie płakać? W końcu Żydki będą musiały przejrzeć na oczy, że w kulki z obywatelami
OdpowiedzUsuńlecieć sobie nie będą.